Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 20 kwietnia 2024
w Esensji w Esensjopedii

Stéphanie Valloatto
‹Caricaturistes, fantassins de la démocratie›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułCaricaturistes, fantassins de la démocratie
ReżyseriaStéphanie Valloatto
ZdjęciaCyril Blanc
Scenariusz
ObsadaBoligan, Boukhari, Danziger, Kichka, Plantu, Pi San, Slim, Rayma Suprani
MuzykaArmand Amar
Rok produkcji2014
Kraj produkcjiFrancja
Czas trwania106 min
Gatunekdokument
Zobacz w
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj wAmazon.co.uk
Wyszukaj / Kup

Cannes 2014: Rysunek kontrolowany

Esensja.pl
Esensja.pl
„The Cartoonists: Foot Soldiers of Democracy” to dokument poświęcony dwunastce rysowników zajmujących się satyrą polityczną. Na pomysł nakręcenia filmu wpadł znany francuski reżyser Radu Mihăileanu, autor nieźle przyjętego „Koncertu” i publikujący w „Le Monde” Jean Plantureux, znany jako Plantu. Wraz ze Stephanie Valloatto, która ostatecznie zasiadła w krześle reżysera, wspólnie zjeździli pół świata, by opowiedzieć o tym, jak sytuacja polityczna i społeczna wpływa na rysunki satyryczne i jaką cenę płaci się za szczerość.

Marta Bałaga

Cannes 2014: Rysunek kontrolowany

„The Cartoonists: Foot Soldiers of Democracy” to dokument poświęcony dwunastce rysowników zajmujących się satyrą polityczną. Na pomysł nakręcenia filmu wpadł znany francuski reżyser Radu Mihăileanu, autor nieźle przyjętego „Koncertu” i publikujący w „Le Monde” Jean Plantureux, znany jako Plantu. Wraz ze Stephanie Valloatto, która ostatecznie zasiadła w krześle reżysera, wspólnie zjeździli pół świata, by opowiedzieć o tym, jak sytuacja polityczna i społeczna wpływa na rysunki satyryczne i jaką cenę płaci się za szczerość.

Stéphanie Valloatto
‹Caricaturistes, fantassins de la démocratie›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułCaricaturistes, fantassins de la démocratie
ReżyseriaStéphanie Valloatto
ZdjęciaCyril Blanc
Scenariusz
ObsadaBoligan, Boukhari, Danziger, Kichka, Plantu, Pi San, Slim, Rayma Suprani
MuzykaArmand Amar
Rok produkcji2014
Kraj produkcjiFrancja
Czas trwania106 min
Gatunekdokument
Zobacz w
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj wAmazon.co.uk
Wyszukaj / Kup
„Tak, chciałam pokazać w filmie walkę o wolność słowa i demokrację” - powiedziała Esensji Stephanie Valloatto. „Oczywiście w jednej godzinie nie da się zawrzeć wszystkiego, ale chodziło o to, żeby pokazać różne sytuacje i sposób radzenia sobie z nimi poprzez sztukę. Wydaje mi się, że dobrze widać to na przykładzie tej dwunastki, o której zdecydowaliśmy się opowiedzieć. Dla nich walka to codzienność.”
Rysownicy broniący demokracji za pomocą ołówka to barwna grupa: Francuz Jean Plantureux, Algierczyk Menouar Merabtène, Rayma Suprani z Wenezueli, Angel Boligán z Meksyku, Rosjanin Michaił Zlatkovsky, Michel Kichka z Jerozolimy, Palestyńczyk Baha Boukhari, Chińczyk Wang Bo znany jako Pi San, Lassane Zohoré z Wybrzeża Kości Słoniowej, a także Tunezyjka Nadia Khiari, Amerykanin Jeff Danziger znany z „The New York Timesa” i Damien Glez z Burkiny Faso.
Z tą ostatnią trójką rozmawia Marta Bałaga.
Marta Bałaga: Jesteście przyzwyczajeni do tego, żeby wyrażać swoje poglądy za pośrednictwem rysunków. W filmie musieliście jednak o swojej sztuce opowiadać przed kamerami.
Damien Glez (Glez): Przypominało to poród (śmiech). Trudny i bolesny. Rysownik rysuje po to, żeby uniknąć mówienia i przyzwyczajenie się to tego zajęło mi dużo czasu.
Jeff Danziger (Danziger): Dla mnie nie stanowiło to aż takiego wysiłku. Interesuje mnie satyra i to nie tylko ta, którą sam uprawiam, ale też twórczość innych. Gorzej wspominam moment, kiedy Stephanie kazała mi biegać po Central Parku. Chciała nakręcić kilka ujęć przedstawiających moje codzienne życie i musiałem biec od jednego miejsca do drugiego. Po 20 razy. Co za rażący brak profesjonalizmu.
Nadia Khiari (Willis from Tunis): Zawsze uważałam, że najważniejsze są moje rysunki, a nie ja sama. Jednak dzięki naszemu filmowi wielu ludzi dowiedziało się, że jestem kobietą i byli tym bardzo zdziwieni. Rysunki satyryczne wciąż pozostają domeną mężczyzn, ich rodzaj humoru, który jest czasem dość obrzydliwy, jest uznawany za humor „męski”. W Tunezji ludzie zareagowali bardzo entuzjastycznie, gdy odkryli kim jestem i mam nadzieję, że wkrótce pojawi się coraz więcej rysowniczek. Czasem warto o sobie mówić.
MB: Czy usłyszałaś kiedyś, że powinnaś skupić się na „kwestii kobiecej” i pozostawić ważne tematy mężczyznom?
NK: Nie, ale i tak niewiele by mnie takie słowa obeszły (śmiech).
MB: Gdybyś odpowiedziała na to pytanie twierdząco wpadłabym w depresję.
NK: Jestem kobietą, więc opowiadam o kulturze maczyzmu. W moim kraju większość mężczyzn tak właśnie myśli, dotyczy to też kobiet wychowujących swoje dzieci według takich wzorców. Wielokrotnie słyszałam wypowiedzi polityków twierdzących, że kobiety kradną mężczyznom pracę. To zupełnie...nie jestem w stanie znaleźć na to słów nawet po francusku. Taki populizm jest niebezpieczny, a oni mówią to, co mężczyźni chcą usłyszeć. Feminizm musi więc zajmować się polityką, bo stanowi ona doskonałe narzędzie opresji.
MB: Wiele lat temu rysunek satyryczny stanowił często jedyny komentarz na temat otaczającej nas rzeczywistości. Teraz dzięki nowym mediom każdy może się wypowiadać na każdy temat.
DG: Nie da się ukryć, że internet zmienił naszą pracę, pomaga natychmiast zareagować na wydarzenie i rozprzestrzenić rysunki na niespotykaną wcześniej skalę. W sumie nowe media pracują więc na naszą korzyść.
MB: Czy nie oznacza to jednak, że satyryczny komentarz szybciej się starzeje?
DG: Dobry rysunek żyje dłużej od wydarzenia, które ukazuje. Jeśli jest przeciętny i tak zniknie w ciągu doby.
JD: Teraz można robić wszystko, co się chce. Dzięki nowym mediom, nawet jeśli rysunek zostanie odrzucony przez jedną gazetę, znajdzie się na niego miejsce gdzie indziej. Kiedyś mówiliśmy, że wolność prasy powinna być zagwarantowana każdemu, kto może ją drukować. Teraz wreszcie tak jest. Kilka lat temu ktoś wyrwałby mój rysunek z gazety i wysłał przyjacielowi w kopercie, teraz od razu trafia do 100 000 ludzi.
NK: Ważne jest, by każdy mógł się wypowiedzieć, by wszystkie opinie mogły zostać wysłuchane. W Tunezji dyktatura nie pozwalała na to, żeby otwarcie rozmawiać o tym, co nas otacza. Zawsze lubiłam rysować, ale zaczęłam to robić na poważnie po ostatniej przemowie Ben Alego. Poczułam się nią upokorzona, Ben Ali obraził naszą inteligencję. Jego ludzie wywołali na ulicach zamieszki, a obowiązywała wtedy godzina policyjna. Był to starannie wyreżyserowany spektakl. Wtedy umieściłam pierwszy rysunek na Facebooku. Ben Ali obiecywał, że uwolni internet od cenzury i chciałam sprawdzić, czy jego obietnice mają pokrycie.
MB: Nadia, wydaje mi się, że w Twoim przypadku internet stał się w ogóle głównym kanałem komunikacji.
NK: Zawsze używałam portali społecznościowych, w Tunezji dwa lata temu istniało już ponad 3 miliony aktywnych profili. To bardzo ważne narzędzie komunikacji nie tylko jeśli chodzi o działalność artystyczną, ale także polityczną. Za jego pośrednictwem dzieliliśmy się filmikami z manifestacji, informowaliśmy się o zebraniach. Teraz, gdy ktoś zostanie zaaresztowany, wiemy o tym już po kilku minutach, a po 15 jesteśmy przed komendą policji.
Niestety działa to też w drugą stronę – władze nauczyły się wykorzystywać portale społecznościowe jako narzędzie dezinformacji. Aziz Amami, słynny bloger, znowu jest w więzieniu, bo policja wymyśliła nowe prawo - jeśli wypalisz jednego jointa idziesz do więzienia na rok, jeśli dwa – na dwa. To świetny sposób na to, żeby pozamykać na długo wszystkich niewygodnych ludzi. Gdy ludzie manifestowali domagając się jego uwolnienia, policja zamieściła ich zdjęcia na swoim profilu i napisała, że komendę szturmowali zdeprawowani narkomani.
MB: Czy zauważacie różnice w odbiorze Waszej twórczości? Czy inaczej reaguje się na rysunki satyryczne w Afryce niż na przykład w Europie?
DG: Tak sądzę. Odbiór jest inny, bo inne są realia. W Afryce duży procent ludności to analfabeci, więc rysunek satyryczny jest bardzo ważny – stanowi jedyny zrozumiały komentarz i dlatego umieszcza się go często na pierwszych stronach gazet. Różny jest też poziom znajomości tematu. Moje rysunki są często tak hermetyczne, że nie zrozumiałby ich nikt nie znający wydarzenia czy ludzi, o których opowiadam.
JD: Czasem nie obejdzie się bez wyjaśnienia. Ja umieszczam często na samej górze zdanie, które objaśnia, czego dotyczy rysunek.
DG: Każda kultura ma inne kody, rysunki stanowią tego odzwierciedlenie. Na konferencji prasowej ktoś zapytał, czy da się zrobić rysunek uniwersalny, który zrozumiano by na całym świecie. Pewnie można, ale po co? Gdybyśmy oczyścili go ze wszystkich znaczeń właściwych danej kulturze nie pozostało by nic wartościowego.
MB: Oczywiście zdaję sobie sprawę, że wiele zależy od sytuacji politycznej, ale pamiętając aferę wywołaną wydrukowanymi w duńskim dzienniku „Jyllands-Posten” karykaturami Mahometa czy zgodzicie się z tym, że satyra wciąż potrafi poruszyć ludzi?
DG: Tak, wszystko zależy od wrażliwości ludzi i od poruszanego tematu. W filmie mieszkający w Jerozolimie rysownik Kichka mówi, że dobry rysunek musi kogoś zranić. Jeśli nikogo nie zaszokuje i jest zbyt łagodny stanowi porażkę. Musi być w nim choć ziarno prowokacji. I nie mówię tu o prowokacji, która jest destrukcyjna, ale o takiej, która zmusza do reakcji. Zawsze istnieje też niebezpieczeństwo, że rysunek zostanie źle zrozumiany. Rysownik Paul-Louis Nyemb Ntoogueé, znany jako Popoli, narysował kiedyś pierwszą damę Kamerunu siedzącą na koniu. Wybuchł skandal, bo dla wielu taki rysunek miał wydźwięk erotyczny i uznano, że Popoli nawiązuje w ten sposób do jej szemranej przeszłości. Został pobity i musiał uciekać z kraju.
MB: Czy przytrafiło się Wam kiedyś coś podobnego?
JD: W Stanach oburzenie wywoła zawsze komentarz na temat rasy, aborcji, biedy. Choć w przypadku tego ostatniego wszyscy są zgodni; biedni powinni mieć więcej pieniędzy. Nie chcą tylko, żeby były to ich pieniądze (śmiech). Ludzie śmieją się z różnych rzeczy, ale jako biały nie mogę pozwolić sobie na żarty, na które mogą sobie pozwolić na przykład Afroamerykanie. Kiedyś narysowałem byłą sekretarz stanu Condoleezzę Rice jako mało rozgarniętą bohaterkę Przeminęło z wiatrem. Bardzo mi się za to dostało.
DG: W moim kraju prasa jest jeszcze stosunkowo młoda i ludzie wciąż żywo reagują na satyrę. Raz zadzwoniła do mnie pani minister, cała we łzach, bo ukazałem ją w mało pozytywnym świetle. „Co ja teraz powiem dzieciom?” - płakała. Ale wydaje mi się, że w większości krajów ludzie są już do tego bardziej przyzwyczajeni. Najgorsze jest jednak to, gdy ktoś nadaje rysunkowi błędne znaczenia. Kiedyś narysowałem Roberta Mugabe, prezydenta Zimbabwe, który chciał otworzyć park rozrywki większy nawet od Disneylandu. Przedstawiłem go jako starca z uszami Myszki Miki i dziecko, które płacze na jego widok. Niektórzy komentatorzy uznali rysunek za rasistowski. Rasistowski wobec kogo? Chyba wobec Myszki Miki.
MB: Czy istnieją zagadnienia, z których nie chcecie się wyśmiewać?
JD: Są pewne tematy, z których ja osobiście nie potrafię się śmiać. Na przykład gdy chodzi o ludzi niepełnosprawnych. Dla mnie nie jest to śmieszne.
DG: Są tabu, które się akceptuje i takie, których się akceptuje. Jeśli jest temat, który wzbudza szczególnie negatywne emocje, tym bardziej chcę o nim mówić. Gdy ktoś mi powie, że w Burkinie Faso nie wypada ukazywać seksu, ja od razu zrobię taki właśnie rysunek.
MB: Często słyszycie, na przykład od redaktora naczelnego, że pewnych tematów lepiej nie ruszać?
JD: O tak (śmiech). Jeśli posunę się za daleko, rysunek po prostu się nie ukaże, a potem usłyszę, że zjadł go komputer albo że gdzieś się „zgubił”. Na szczęście nie zdarza się to często. Dwadzieścia lat temu wydarzył się wypadek lotniczy, podczas którego odpadła górna część samolotu i niektórych pasażerów po prostu zmiotło z pokładu. Zrobiłem rysunek, w którym jeden z nich pyta: „Czy to oznacza, że można już palić?” Nigdy tego nie puścili (śmiech).
MB: Samoloty to dość drażliwy temat.
JD: Tak, pamiętam, co wydarzyło się w Polsce. Ciągle myślą, że za tamtą katastrofą stoją Rosjanie? Ja też tak uważam (śmiech). Wracając do mojego rysunku, wtedy poszło głównie o to, że nie uszanowałem ludzkiej tragedii. Zapytali mnie, co sobie wtedy myślałem. Nic nie myślałem!
NK: Ja staram się nie prowokować wybuchów nienawiści, rasizmu, homofobii, antysemityzmu, faszyzmu. To jedyne ograniczenia, jakie sobie nakładam, bo w moim kraju łatwo można doprowadzić do aktów przemocy. Zdarzyło się, że zaskoczyła mnie reakcja ludzi na mój rysunek, ale nie sadzę, żeby winny był wtedy sam rysunek. Czasem, gdy sytuacja jest napięta, niewiele potrzeba do wybuchu. No i pozostaje jeszcze kwestia geografii. Można zrobić zabawny rysunek poświęcony katastrofie lotniczej po drugiej stronie globu, ale jeśli zrobisz go we własnym kraju - już po tobie.
DG: Ważne jest to, by zachować umiejętność współczucia, żeby poruszać. Satyra nie musi być zawsze agresywna.
MB: Jako satyrycy wciąż obserwujecie świat. Co was inspiruje?
DG: Moja matka (śmiech). Wszystko mnie inspiruje. Aktualne wydarzenia w moim kraju, prezydent, który u władzy jest już 28 lat i wciąż nie wiadomo, kiedy się z nią pożegna.
JD: Ja ostatnio zacząłem interesować się ekonomią. Jest to kontrowersyjny temat, ale dotyczy nas wszystkich.
MB: W przypadku Nadii odpowiedź na to pytanie jest chyba oczywista, w końcu bohaterami Twoich rysunków są zawsze koty. Myślisz, że dzięki temu ludzie traktują to, o czym w nich mówisz z przymrużeniem oka?
NK: Myślę, że to pomaga. Ludzie kochają koty, widziałaś te kompilacje na YouTube? Mam w domu kota i nazywa się on właśnie Willis. Zaczęłam go rysować dla zabawy, dopiero potem zaczął nosić brodę lub burkę. Koty są odwiecznym symbolem anarchii, nie spełniają rozkazów, więc to wdzięczne obiekty politycznej satyry.
koniec
30 maja 2014

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Koledzy od komiksów to już by cię gonili z widłami
Tomasz Kołodziejczak

21 III 2024

O albumie "Historia science fiction", polskiej fantastyce i całej reszcie, z Tomaszem Kołodziejczakiem rozmawia Marcin Osuch

więcej »

Dobry western powinien być prosty
John Maclean

20 XI 2015

Z Johnem Macleanem o stawianiu sobie ograniczeń i o tym, dlaczego wszystkie westerny są rewizjonistyczne rozmawia Marta Bałaga.

więcej »

Jak zrobić „Indianę Jonesa” lepszego od „Poszukiwaczy Zaginionej Arki”?
Menno Meyjes

23 XI 2014

Usłyszałem od Spielberga, że nie powinienem kręcić, dopóki nie poznam emocjonalnego sedna sceny, dopóki nie spojrzę na nią z sercem- mówi Menno Meyjes, scenarzysta „Koloru purpury” i „Imperium słońca”, które wkrótce ponownie wejdą do polskich kin.

więcej »

Polecamy

Bo biblioteka była zamknięta

Z filmu wyjęte:

Bo biblioteka była zamknięta
— Jarosław Loretz

Wilkołaki wciąż modne
— Jarosław Loretz

Precyzja z dawnych wieków
— Jarosław Loretz

Migrujące polskie płynne złoto
— Jarosław Loretz

Eksport w kierunku nieoczywistym
— Jarosław Loretz

Eksport niejedno ma imię
— Jarosław Loretz

Polski hit eksportowy – kontynuacja
— Jarosław Loretz

Polski hit eksportowy
— Jarosław Loretz

Zemsty szpon
— Jarosław Loretz

Taśmowa robota
— Jarosław Loretz

Zobacz też

Z tego cyklu

Duże dzieci z artretyzmem
— Marta Bałaga

Opowieść o przyjaźni
— Marta Bałaga

Dokumentalna fikcja
— Marta Bałaga

Nie jestem strategiem
— Alice Rohrwacher

Innego razu w Anatolii
— Marta Bałaga

Wszystko o Marii
— Marta Bałaga

Dwa dni w Belgii
— Marta Bałaga

Propozycja nie do odrzucenia
— Marta Bałaga

Najdroższa mamusia
— Marta Bałaga

To nie jest kraj dla kobiet
— Marta Bałaga

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.