Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 24 kwietnia 2024
w Esensji w Esensjopedii

Wenecja 2014: Wielki Joe

Esensja.pl
Esensja.pl
W tym roku miłośnicy kina obchodzili bardzo ważną rocznicę – w czerwcu upłynęło równo 30 lat od premiery filmu Gremliny rozrabiają. Reżyser obu niezapomnianych części, Joe Dante, uczcił ten fakt kręcąc Burying The Ex, komedię o zombie stanowiącą doskonały przykład filmu tak złego, że aż dobrego. Żaden inny film prezentowany na tegorocznym festiwalu w Wenecji nie zapewnił widzom tak dobrej zabawy. Sam Dante nie dotarł niestety na Lido, nie dał jednak o sobie zapomnieć. Na konferencji prasowej pojawił się za pośrednictwem skajpa, co doprowadziło do najbardziej absurdalnej sytuacji podczas całego festiwalu – Dante pojawił się na gigantycznym ekranie nieco zbyt wcześnie i przez dobre 15 minut słał hotelowe łóżko, przesuwał komputer i z ciekawością przyglądał się bardzo uradowanej tym faktem grupce dziennikarzy.

Marta Bałaga

Wenecja 2014: Wielki Joe

W tym roku miłośnicy kina obchodzili bardzo ważną rocznicę – w czerwcu upłynęło równo 30 lat od premiery filmu Gremliny rozrabiają. Reżyser obu niezapomnianych części, Joe Dante, uczcił ten fakt kręcąc Burying The Ex, komedię o zombie stanowiącą doskonały przykład filmu tak złego, że aż dobrego. Żaden inny film prezentowany na tegorocznym festiwalu w Wenecji nie zapewnił widzom tak dobrej zabawy. Sam Dante nie dotarł niestety na Lido, nie dał jednak o sobie zapomnieć. Na konferencji prasowej pojawił się za pośrednictwem skajpa, co doprowadziło do najbardziej absurdalnej sytuacji podczas całego festiwalu – Dante pojawił się na gigantycznym ekranie nieco zbyt wcześnie i przez dobre 15 minut słał hotelowe łóżko, przesuwał komputer i z ciekawością przyglądał się bardzo uradowanej tym faktem grupce dziennikarzy.
Kultowy reżyser wysłał do Włoch bardzo fotogenicznych reprezentantów – film promował znany między innymi z serii Star Trek Anton Yelchin, Ashley Greene, której nieśmiertelność zapewniła saga Zmierzch i Alexandra Daddario, kojarzona przede wszystkim z entuzjastycznie przyjętego serialu True Detective. Młodzi, zdolni i zakochani w kinie gatunku – Dante nie mógł lepiej trafić.
Na wywiad cała trójka stawia się punktualnie i wrażenie pełnego profesjonalizmu burzy tylko Yelchin, któremu wszędzie towarzyszy wtrącająca swoje uwagi mama. Wenecki upał najwyraźniej daje mu się we znaki i od razu też zaczyna się przebierać. „Mam nadzieję, że Ci się to podoba” – zauważa dość bezczelnie. „Choć potrafię to robić zdecydowanie lepiej. Wolniej i seksowniej.” Tak, Dante rzeczywiście nie mógł trafić lepiej.
Z Antonem Yelchinem, atakowaną w toalecie przez nastoletnie fanki Zmierzchu Ashley Greene i Alexandrą Daddario o filmach Joe Dante, filmach klasy B i filmach o zombie rozmawia Marta Bałaga.
Marta Bałaga: Anton, oprócz Burying The Ex na tegorocznym festiwalu można Cię było zobaczyć też w Cymbeline Michaela Almereydy, ale nie będziemy dziś rozmawiać o Szekspirze, tylko o filmach klasy B.
Anton Yelchin: Jestem prawdziwym fanem takiego typu kina, przed rozpoczęciem zdjęć obejrzałem każdy film z lat 30-tych wyprodukowany przez Universal, jaki tylko wpadł mi w ręce. Uważam, że stanowią one zupełnie wyjątkowe zjawisko w amerykańskiej kulturze. Weźmy na przykład taką Dżentelmeńską umowę. Zdobyła wszystkie nagrody, a przecież tego samego roku do kin trafił Krzyżowy ogień Dmytryka, który przewyższa tamten film pod każdym względem. Nawet nie można ich porównywać, jeden jest wybitny, a drugi zaledwie poprawny. Właśnie dlatego, że był to film klasy B, Dmytrykowi pozostawiono wolną rękę i zrobił piękny, dziwaczny film. W pewnym sensie my poszliśmy w tym samym kierunku – twórczość Joe wyobraża transgresję kina klasy B, jest częścią tej tradycji. Byłem dumny móc wziąć udział w tym filmie. Myślę, że niedoskonale kino jest czymś naprawdę pięknym.
MB: Grasz tak różne postaci; po niezależnym Do szaleństwa nakręciłeś Star Trek, po adaptacji sztuki Szekspira – film o zombie.
AY: Myślę, że teraz coraz bardziej ciągnie mnie w kierunku groteski, chciałbym zrobić coś w stylu tego, co Nicolas Cage wyprawiał w Pocałunku wampira. To świetna rola, ale trochę cię od niej odrzuca, bo przekracza wszelkie bariery. To jeden z moich idoli. Willem Dafoe jest teraz w Wenecji promując Pasoliniego i on też jest osobą, która bardzo mi imponuje. Chciałbym mieć taką karierę jak on. Jest tylu reżyserów, z którymi chciałbym pracować – Abel Ferrera, Andriej Zwiagnicew, Łoźnica, Haneke. Moi rodzice wychowali mnie na europejskich filmach, jest w nich tyle wirtuozerii, że czasem aż cię przytłacza. Dla mnie fakt bycia w Wenecji, gdzie wcześniej pokazywano filmy tylu wspaniałych artystów, jest niezwykłym doświadczeniem.
MB: Podobno uwielbiasz filmy Joe.
AY: Jestem początkującym kinomanem, muszę się jeszcze wiele nauczyć. Joe jest natomiast chodzącą encyklopedią kina. Można go słuchać godzinami. Jego filmy nie starają się ukryć faktu, że są filmami – lubię w nich tę samoświadomość. Są zbudowane według reguł rządzących kinem gatunku i doskonale zdają sobie z tego sprawę. W latach 80-tych kino Joe stanowiło antidotum na filmy mówiące ci, co masz robić i co czuć. On zawsze powtarzał: Pamiętaj, to tylko film. Pamiętaj, że jesteś podmiotem, a nie przedmiotem. Myślę, że o tym właśnie są filmy Joe – o tym, jak pozwalamy sobą manipulować. Brzmi to strasznie filozoficznie, ale oglądając je wcale nie odnosi się takiego wrażenia. To wielkie osiągnięcie.
Ashley Greene: Bardzo zależało mi na tym, żeby poznać Joe. Jest fantastycznym reżyserem, już przed zrobieniem tego filmu byłam jego fanką, teraz jestem jeszcze większą. Wszyscy wychowaliśmy się na jego Gremlinach.
Alexandra Daddario: Wychowałam się na Pogromcach duchów, Małej syrence, pierwszej połowie Dźwięków muzyki, bo drugiej części z Nazistami nie pozwolono mi już zobaczyć i właśnie Gremlinach. Joe po prostu kocha robić filmy i sprawia, że praca z nim to czysta przyjemność. On naprawdę kocha każą chwilę spędzoną na planie – to zaraźliwe.
MB: Film jest po części filmem o zombie, po części komedią romantyczną. To ostatnimi czasy dość popularna mieszanka.
AY: Kiedy myślę o bohaterach, których mam zagrać, zwykle nie zwracam uwagi na gatunki filmowe. Tak naprawdę wszystko sprowadza się do tego, czy czuję z nimi więź. W Burying The Ex mój bohater to popychadło i w pewnym sensie doprowadza do śmierci dziewczyny tylko dlatego, że nie jest w stanie z nią po prostu zerwać. Dla mnie ważne było właśnie to, a nie kwestia, czy to horror czy komedia. Joe był powodem, dla którego powiedziałem tak. Podobno kiedy przeczytał scenariusz od razu powiedział, że rozumie ten film.
AD: Dla mnie jako aktorki horrory okazały się bardzo przydatne, bo wymagają tego, by zapomnieć o tym, jak się wygląda i co ludzie o tobie pomyślą. Musisz ciągle płakać i histerycznie krzyczeć – to pozwala na zupełne wyzbycie się barier. Dzięki temu nie boję się już robić absurdalnych rzeczy przed kamerą. To, że Burying The Ex to jednocześnie także komedia bardzo mi się spodobało, bo rzadko robię takie rzeczy. Wniosłam do tej roli wiele własnych cech. Lubię grać silne bohaterki, bo sama taka nie jestem i zwykle ukrywam przed światem swoją nieporadność. Teraz też wymachuję rękami na prawo i lewo, krzywo siedzę na krześle. Ta rola pozwoliła mi na wyeksponowanie tego, kim naprawdę jestem.
MB: Zarówno Twoja rola, jak i rola Ashley zdecydowanie odbiegają od tego, co przyniosło wam sławę.
AG: Zmierzch zawsze będzie zajmował w moim sercu szczególne miejsce. To była moje pierwsza duża rola i kiedy okazało się, że ją dostałam byłam w ekstazie. Kochałam te postaci i te książki. Nie zdawałam sobie jednak sprawy, że staną się fenomenem na światową skalę. Całą ekipę łączyła specjalna więź, bo razem spędziliśmy całe lata. Nie wiem, czy jeszcze kiedyś mi się to przytrafi. Za każdym razem pracowaliśmy z innym reżyserem i za każdym razem każdy z nich wnosił coś nowego. To umożliwiło mi nadanie postaci Alice zupełnie nowych rysów. W przypadku Zmierzchu, jeśli akurat nie kręciliśmy filmu udzielaliśmy wywiadów i odwiedzaliśmy talk-showy, potem znowu kręciliśmy i tak w kółko – było to bardzo intensywne. Teraz to doświadczenie jest już za mną, ale jeśli pójdę do supermarketu wciąż jeszcze odczuwam to szaleństwo. Uważam się za szczęściarę, bo mogę robić to, co kocham, czuć wsparcie fanów, ale jednocześnie mieć normalne życie i chodzić sobie spokojnie po Jackson, gdzie mieszka moja rodzina.
AD: Ja z całą pewnością mam normalne życie (śmiech). Czasem wpatruję się uporczywie w dzieci mając nadzieję, że mnie rozpoznają. Teraz sytuacja jest zupełnie inna, jestem na festiwalu i wszyscy się mną interesują, to niesamowite. Dla mnie przełomem okazał się udział w filmie Percy Jackson i Bogowie Olimpijscy, ten film bardzo pomógł mi w karierze. Kolejnym był właśnie True Detective, ale tym razem w ogóle się tego nie spodziewałam. To fantastyczne uczucie czuć się częścią czegoś, co tak wzrusza ludzi, poza tym nie zauważyłam jednak specjalnych zmian. To, że ludzie nagle zaczynają się interesować tym, co robisz, oznacza po prostu więcej propozycji pracy. Po True Detective trafiłam na przesłuchania, na które nikt wcześniej by mnie nie wpuścił.
AG: Bez względu na to, czy jest się sławnym czy nie zawsze będzie się miało w życiu wzloty i upadki. Według mnie dużą rolę odgrywa podejście, możesz pozwolić na to, żeby zdominowało to twoje życie, albo znaleźć sposób, żeby się tym cieszyć, oczywiście do pewnego stopnia. Ja podjęłam świadomą decyzję, że nie będę się niektórymi rzeczami przejmować. Wolę być szczęśliwa.
MB: Ashley, w filmie miałaś zagrać potwora, a jakimś cudem udało Ci się sprawić, że Evelyn, choć martwa, jest bardzo ludzka. Polubiłam ją.
AG: Dziękuję! Nie trzeba jej lubić, ale od początku chciałam, żeby Evelyn można było zrozumieć. Poznałam wielu ludzi, którzy doprowadzali mnie do szaleństwa i gdy spróbowałam przyjrzeć się bliżej ich postępowaniu zawsze okazywało się, że za ich zachowaniem stoi brak pewności siebie. Ludzie są skomplikowani i chciałam, żeby Evelyn też taka była. Żeby można było zrozumieć, czemu zachowuje się w taki, a nie inny sposób. Oczywiście biorąc pod uwagę fakt, że jest zombie jest to nieco przerysowane (śmiech). Robi głupie rzeczy, bo boi się stracić miłość swojego życia. Grając ją miałam nadzieję, że ludzie jej nie znienawidzą.
AY: Wolałbym mieć byłą, która okazuje się zombie, niż tkwić w nieudanym związku. Potem przynajmniej możesz powiedzieć: o Boże, moja była dziewczyna była żywym trupem! Nic dziwnego, że była taka porąbana.
MB: Burying The Ex jest pełen nawiązań i zapożyczeń. Jak dobrze znacie filmy, do których odwołuje się Joe?
AG: Muszę przyznać, że to właśnie Joe zapoznał mnie z tym gatunkiem. Grałam wcześniej w kilku horrorach, ale im robię się starsza, tym bardziej mnie przerażają i odkąd mieszkam sama nie oglądam ich zbyt często.
AD: Czytając scenariusz o wielu z nich usłyszałam po raz pierwszy. Anton to kinoman, ale ja nigdy wcześniej nie widziałam nawet Nocy żywych trupów! To fantastyczne, bo mam wrażenie, że każda nowa rola mnie czegoś uczy. Samej nigdy nie przyszłoby mi do głowy, żeby sięgnąć po te filmy.
AY: Może i obejrzałem sporo filmów, ale założę się, że będąc w moim wieku Joe widział ich już o wiele więcej, a na pewno nie miał Netflixa. Mam wielkie szczęście, że go poznałem, bo jeśli istnieje na tym świecie ktoś, kto może cię czegoś nauczyć o kinie, to tym kimś jest właśnie Joe. Dopiero kilka miesięcy temu zobaczyłem filmy Douglasa Fairbanksa, a chciałbym być w stanie dyskutować na temat każdego nazwiska, jakie wymienisz. Chcę być jak Joe (śmiech).
MB: Czy zasugerował Ci już jakieś konkretne tytuły?
AY: Dał mi Armored Car Robbery, bo rozmawialiśmy o Charlesie McGraw, a wtedy widziałem tylko T-Men i byłem pod wrażeniem jego podbródka (śmiech). Joe od razu wiedział o kogo mi chodzi.
MB: W filmie znalazło się kilka zupełnie zwariowanych scen, które należą do Waszych ulubionych?
AY: Moja ulubiona to ta, kiedy Ashley nagle wraca, a Alex wciąż jeszcze jest w mieszkaniu – taka typowa scena rodem z komedii pomyłek. Świetnie się to kręciło, bo film jest tak campowy, że nie boisz się przesadzić. Dobrze się nam razem pracowało. Joe potrafi przekazać głębokie przesłanie nie torturując przy tym widza i pozwalał nam wygłupiać się na planie. Na nakręcenie filmu mieliśmy tylko 20 dni, ale myślę, że to też było w pewnym sensie właściwe – film, który opowiada o filmach klasy B, sam też powinien być tanim filmem klasy B, a nie jakąś superprodukcją.
AG: Scena bójki była zabawna. Nie było jej w scenariuszu, sami ją wymyśliliśmy, żeby pobyć się tego całego nagromadzonego napięcia (śmiech). Myślę, ze zajęła nam jakieś dwa dni, kręciliśmy ją już pod koniec filmu, kiedy wszyscy zdążyliśmy się dobrze poznać i nikt nie wstydził się powiedzieć drugiej osobie, żeby mocniej mu przyłożyła. To niezła zabawa móc pozbyć się w ten sposób agresji. Na co dzień raczej się tego nie robi.
AD: Mnie było zdecydowanie łatwiej niż Ashley, w końcu jestem przyzwyczajona do tego, że ścigają mnie szaleńcy z piłami łańcuchowymi (Alexandra zagrała w remake’u Teksańskiej masakry piłą mechaniczną – przypis autorki). Świetnie się przy tym bawiłam.
MB: Dlaczego w filmie na ścianach wszędzie wiszą włoskie plakaty filmowe?
AY: Film nie miał wielkiego budżetu, wieszaliśmy więc takie plakaty, na jakie mogliśmy sobie pozwolić. Poza tym Joe jest wielkim fanem Mario Bavy, wręcz z tego słynie. Jeśli będziesz chciała nakręcić o nim dokument wystarczy zadzwonić, a Joe będzie nawijał o Mario przez 5 godzin ani razu się nie powtarzając. Jak się nazywa ten gatunek włoskich horrorów…
MB: Giallo?
AY: Tak, giallo. On go uwielbia, ja nie wiem jeszcze na ten temat zbyt wiele. W domu mam kilka płyt DVD z filmami Bavy, w tym Lisa and The Devil, który jest chyba faworytem Joe. Zważywszy na to, że filmy oglądam według dekad, zanim go obejrzę minie trochę czasu. Doszedłem do lat 40-tych, teraz musiałem wrócić do lat 20-tych z powodu tego przeklętego Fairbanksa. Niełatwo się samemu dokształcać, następnym razem po prostu zapukam do drzwi Tarantino i od razu przejdę do sedna sprawy: Quentin, nie znasz mnie, pewnie nigdy nawet o mnie nie słyszałeś, ale potrzebuję kilku pozycji z twojego zbioru. Ciekawe, co na to powie.
koniec
15 września 2014

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Koledzy od komiksów to już by cię gonili z widłami
Tomasz Kołodziejczak

21 III 2024

O albumie "Historia science fiction", polskiej fantastyce i całej reszcie, z Tomaszem Kołodziejczakiem rozmawia Marcin Osuch

więcej »

Dobry western powinien być prosty
John Maclean

20 XI 2015

Z Johnem Macleanem o stawianiu sobie ograniczeń i o tym, dlaczego wszystkie westerny są rewizjonistyczne rozmawia Marta Bałaga.

więcej »

Jak zrobić „Indianę Jonesa” lepszego od „Poszukiwaczy Zaginionej Arki”?
Menno Meyjes

23 XI 2014

Usłyszałem od Spielberga, że nie powinienem kręcić, dopóki nie poznam emocjonalnego sedna sceny, dopóki nie spojrzę na nią z sercem- mówi Menno Meyjes, scenarzysta „Koloru purpury” i „Imperium słońca”, które wkrótce ponownie wejdą do polskich kin.

więcej »

Polecamy

Knajpa na szybciutko

Z filmu wyjęte:

Knajpa na szybciutko
— Jarosław Loretz

Bo biblioteka była zamknięta
— Jarosław Loretz

Wilkołaki wciąż modne
— Jarosław Loretz

Precyzja z dawnych wieków
— Jarosław Loretz

Migrujące polskie płynne złoto
— Jarosław Loretz

Eksport w kierunku nieoczywistym
— Jarosław Loretz

Eksport niejedno ma imię
— Jarosław Loretz

Polski hit eksportowy – kontynuacja
— Jarosław Loretz

Polski hit eksportowy
— Jarosław Loretz

Zemsty szpon
— Jarosław Loretz

Zobacz też

Inne recenzje

Wenecja 2014: Bo to zła kobieta była
— Marta Bałaga

Z tego cyklu

Niezdrowy styl życia
— Marta Bałaga

Sposób na kryzys
— Marta Bałaga

Skupiam się na uczuciach
— Marta Bałaga

Po godzinach
— Marta Bałaga

Dwaj ludzie z trumną
— Marta Bałaga

Sens życia według Roya Anderssona
— Marta Bałaga

Bo to zła kobieta była
— Marta Bałaga

Epopeja narodowa
— Marta Bałaga

Cierpienia młodego Leopardiego
— Marta Bałaga

Woody według Petera
— Marta Bałaga

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.