Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 26 kwietnia 2024
w Esensji w Esensjopedii

San Sebastian 2014: Nigdy nie wiadomo, co sprowokuje zmianę

Esensja.pl
Esensja.pl
Pochodzący z Bośni i Hercegowiny Danis Tanović jest głośny i ekspansywny – gdy odpowiada na pytania odruchowo cofam się w tył. Nie dba o to, czy jakieś stwierdzenie może zostać uznane za niepoprawne politycznie i ani razu nie zasłania się formułką „off the record”. Jak przystało na człowieka, który uparł się, by zrobić film na wyjątkowo niewygodny temat, nie ma już nic do stracenia i mówi to, co myśli.

Marta Bałaga

San Sebastian 2014: Nigdy nie wiadomo, co sprowokuje zmianę

Pochodzący z Bośni i Hercegowiny Danis Tanović jest głośny i ekspansywny – gdy odpowiada na pytania odruchowo cofam się w tył. Nie dba o to, czy jakieś stwierdzenie może zostać uznane za niepoprawne politycznie i ani razu nie zasłania się formułką „off the record”. Jak przystało na człowieka, który uparł się, by zrobić film na wyjątkowo niewygodny temat, nie ma już nic do stracenia i mówi to, co myśli.
Tanović wkroczył w świat kina w wielkim stylu – jego pierwszy film pełnometrażowy, ukazująca absurd wojny „Ziemia niczyja”, został obsypany w 2002 roku ponad 40 nagrodami, w tym statuetką Oscara dla najlepszego filmu nieanglojęzycznego. Od czasu tego spektakularnego sukcesu kolejne filmy reżysera były przyjmowane nieco chłodniej, choć jego przedostatni, „Senada”, został wyróżniony między innymi na festiwalu Berlinie.
Realizacja opartego na faktach „Tigers” zajęła mu 8 lat. W 2007 roku, tuż przed rozpoczęciem zdjęć, wycofali się producenci filmu uznając poruszany w nim temat za zbyt ryzykowny. Nieprzypadkowo – „Tigers” opowiada historię Syeda Aamira Razy, byłego pracownika koncernu Nestlé, który odkrył, że gdy niespełniane są podstawowe warunki higieny, o co łatwo w ubogich częściach Pakistanu, sprzedająca się na pniu formuła modyfikowanego mleka wywołuje u niemowląt biegunkę, drastyczne odwodnienie organizmu i śmierć. Pomimo jego usilnych prób nagłośnienia tej sprawy, Nestlé i inne podobne firmy wciąż sprzedają swoje produkty, on sam musiał natomiast wyjechać z kraju i przez prawie 7 lat nie widział swojej rodziny.
„Tigers” powstał dzięki wsparciu indyjskich filmowców – producentek Prashity Chaudhary i Guneety Monga oraz grającego główną rolę gwiazdora Bollywood Emraana Hashmi. „Ludzie muszą wiedzieć, że ten proceder wciąż trwa” – zauważył aktor. „Tak rażące nadużycia trzeba nagłaśniać, aby wielkie koncerny nie czuły się zupełnie bezkarne. Nie sądzę, by można było rozwiązać ten problem od razu, ale „Tigers” może stanowić początek zmian.”
Z Danisem Tanovićem o procederze, który każdego roku powoduje śmierć milionów dzieci, filmach zmieniających świat i szczęśliwych taksówkarzach rozmawia Marta Bałaga.
Marta Bałaga: Kiedy po raz pierwszy usłyszałeś o przedstawionej w Tigers historii?
Danis Tanović: Pewnego dnia przyszedł do mnie Andy Paterson (scenarzysta filmu – przypis autorki) i poprosił, żebym przyjrzał się bliżej tej niezwykłej historii. Od wielu lat starano się opowiedzieć o tym, co dzieje się w Pakistanie, ale nie jest to takie proste. W kinie nie chcesz oglądać faktów, tylko historie i my musieliśmy zbudować historię z faktów. Postanowiłem to zrobić i wszystko wydawało się zmierzać w dobrym kierunku, ale potem zaczęły się problemy.
MB: Dlatego, że cytując jednego z bohaterów filmu, „nie wymieniasz nazwy Nestlé”?
DT: Uznaliśmy, że jeżeli rozpoznają się w naszym filmie i tak nas pozwą, więc nazwanie sprawy po imieniu niewiele zmienia. Kiedy zacząłem robić „Tigers”, ważne było dla mnie nie tyle to, że opowiada on o Nestlé – na chwilę obecną 13 firm produkuje podobne produkty. Wymieniam tylko Nestlé, bo Aamir pracował właśnie dla nich, ale sądzę, że tak naprawdę obeszliśmy się z nimi dość delikatnie. Powinni to docenić. Wielkie koncerny z łatwością mogą zniszczyć czyjeś życie. Może nie moje, ale producentów już tak. Nawet, jeśli dysponuje się mocnymi dowodami, w przypadku pozwu taki proces może się ciągnąć latami i nawet jeśli ostatecznie wygrasz będzie cię kosztował krocie – przestraszyło się tego nawet BBC, które z założenia ma przecież opowiadać takie historie. Wysłali do Pakistanu swoich wysłanników, żeby sprawdzić prawdziwość naszych tez. Okazało się, że nie tylko tak to właśnie to wygląda, ale że jest jeszcze gorzej, a potem się wycofali, bo uznali to za zbyt ryzykowne. Zobaczymy, może jeszcze nas pozwą.
MB: Przygotowując się do realizacji przeprowadziłeś wcześniej gruntowne badania. Czy nie kusiło Cię, by po prostu zrealizować poświęcony temu tematowi dokument?
DT: Nie, bo uważam, że w dokumencie trudniej jest wyrazić emocje, a to bardzo emocjonalny temat. Przynajmniej dla mnie. Kiedy Andy przyniósł mi scenariusz, obawiałem się, że to przestarzała historia, pojechaliśmy więc do Pakistanu i wtedy przekonałem się, że ten problem wcale nie zniknął. Potem okazało się, że Aamir próbował szantażować Nestlé! Film miał opowiadać o ludzkim heroizmie, a tu nagle taka niespodzianka – nie był tak nieskazitelnym bohaterem, za jakiego go braliśmy. Pamiętam, że po powrocie z Pakistanu siedzieliśmy z Andym przygnębieni na lotnisku i wtedy powiedziałem: W filmie pokażemy wszystko, bo sam nie wiem, jak bym się w takiej sytuacji zachował. Lubię myśleć, że jestem świetnym facetem, bo nigdy nikogo nie zgwałciłem, nie zabiłem żadnego dziecka i nie spaliłem żadnej wioski. Ale faktem jest, że nigdy nie wiadomo, jak zachowamy się w wyjątkowo trudnym momencie – niektórzy przekraczają wyznaczone sobie granice, inni nie. To był przełom – pojechaliśmy spotkać się z Aamirem i polubiłem go. Nie byłbym w stanie zrobić filmu o kimś, kogo nie lubię. To złamany człowiek i zdałem sobie sprawę, że nawet pomimo tego, że szantażował koncern, ostatecznie nigdy nie przyjął oferowanych mu pieniędzy. Mieszka w Toronto z rodziną, jest taksówkarzem. Można być taksówkarzem i być szczęśliwym – pamiętasz ten film z Robertem De Niro?
MB: To chyba zły przykład (śmiech). Czy nie bałeś się, że po premierze filmu może mu grozić niebezpieczeństwo?
DT: Jeśli komukolwiek będzie coś grozić to raczej nam. To my zrobiliśmy ten film i mamy dowody na wszystko, co jest w nim ukazane. Zobaczymy, może za kilka lat przyjdziesz odwiedzić mnie w więzieniu (śmiech). Tak naprawdę bałem się tego, że Aamir nie będzie zadowolony z filmu. „Tigers” nie ukazuje go może w najlepszym świetle, ale ukazuje go jako człowieka, który chciał coś zmienić i przegrał. Wczoraj podczas pierwszego pokazu płakał, gdy zobaczył tych wszystkich klaszczących ludzi. Tu nie ma szczęśliwego zakończenia, szczęśliwym zakończeniem jest to, że udało nam się nakręcić ten film. Jesteśmy tylko ludźmi. Aamir miał rodzinę, dzieci i porwał się na walkę Dawida z Goliatem. Podjęcie decyzji stawienia czoła jednemu z największych koncernów na świecie nie jest łatwe, jestem pewny, że nawet sam Dawid czasem leżał w nocy i pytał sam siebie: Co ja k… wyprawiam? Ja zadawałem sobie to samo pytanie, gdy kręciłem ten film w Indiach. Byłem na końcu świata, w kraju, gdzie nie znałem nikogo – co jest ze mną k… nie tak? Dlaczego nie kręcę kolejnego „Batmana”? Wszyscy mamy chwile słabości.
MB: Kiedyś powiedziałeś, że robienie filmów polega na czekaniu. 8 lat to jednak sporo.
DT: W międzyczasie udało mi się zrealizować kilka innych projektów, ale na ogół tak właśnie jest. Piszesz scenariusz, wysyłasz go, czekasz, by ktoś go przeczytał, potem czekasz na pieniądze i tak dalej. Żeby nie zwariować, szybko uczysz się robić kilka rzeczy naraz. Przez te wszystkie lata często nachodziła mnie chęć, żeby porzucić ten projekt i tą zwariowaną robotę. Bycie reżyserem wygląda seksownie tylko na festiwalach – dla mnie zrobienie tego filmu oznaczało rok spędzony w Indiach. Brzmi to może świetnie, ale przecież mam rodzinę. To wszystko jest ekscytujące gdy się jest młodym, ale później… Wielokrotnie myślałem o tym, żeby zacząć robić coś innego.
MB: Dlaczego tak ważne było dla Ciebie spędzenie w Indiach tak długiego czasu czasu?
DT: Ważne jest dla mnie to, by dobrze poznać świat, o którym piszę. Niedawno jakiś amerykański pisarz podrzucił mi scenariusz o Paryżu. W jednej ze scen było napisane, że kelnerka podchodzi do stolika bohatera i nalewa mu kawy. Komu we Francji dolewają kawy? To nie diner, dają ci espresso i masz się odczepić. Nie chcę popełniać takich błędów. W „Tigers”, gdy Aamir żegna się ze swoją żoną, nie całuje jej na pożegnanie. Dlaczego? Bo w tamtym kraju nikt nigdy by tego nie zrobił! Ja od razu bym się w nią wpił ustami, dlatego zwracam uwagę na takie szczegóły. Jestem szczęściarzem – niewielu reżyserów może sobie pozwolić na to, żeby po prostu pojechać na drugi koniec świata i nakręcić tam film. I to jeszcze nie po angielsku! Nie kręcę filmów szpiegowskich z amerykańskimi aktorami, ja po prostu jadę do obcego kraju i kręcę w języku, którego nie znam (śmiech). To zupełne szaleństwo.
MB: Nie masz czasem ochoty na to, żeby zamiast stawiać czoła koncernom nakręcić łatwy i przyjemny film w Hollywood?
DT: Spełniłem się, to teraz może przez najbliższe kilka lat pokręcę sobie jakieś strzelaniny w slow-motion (śmiech). Chcę robić to, co właściwe. Nie chcę obudzić się pewnego dnia ze świadomością, że spędziłem życie robiąc jakieś głupoty. Dlatego kręcę takie filmy jak „Tigers”, nawet jeśli jest to trudne. Widziałaś film i do końca życia inaczej będziesz spoglądać na kwestię karmienia piersią. Filmy mogą zmienić życie. W „Tigers” wykorzystaliśmy materiały dokumentalne nakręcone w latach 80-tych, nowe sceny powstały w 2013 roku – sytuacja wciąż nie uległa zmianie. Ale czy oznacza to, że nie powinniśmy o tym mówić? 40 lat temu niewolnictwo było czymś normalnym. Ciągle zmieniamy świat i każdy z nas ma na to wpływ. Jeśli zdecydujesz, że od jutra nie będziesz kupować produktów Nestlé, a potem taką decyzję podejmie też twój znajomy, może pewnego dnia zbankrutują. Teraz o tym rozmawiamy, ty to spiszesz i ktoś to przeczyta – nigdy nie wiadomo, co sprowokuje zmianę.
koniec
7 października 2014

Komentarze

07 X 2014   21:43:27

Droga autorko formułkę "cofam się w tył" użyłaś świadomie, prawda ?

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Koledzy od komiksów to już by cię gonili z widłami
Tomasz Kołodziejczak

21 III 2024

O albumie "Historia science fiction", polskiej fantastyce i całej reszcie, z Tomaszem Kołodziejczakiem rozmawia Marcin Osuch

więcej »

Dobry western powinien być prosty
John Maclean

20 XI 2015

Z Johnem Macleanem o stawianiu sobie ograniczeń i o tym, dlaczego wszystkie westerny są rewizjonistyczne rozmawia Marta Bałaga.

więcej »

Jak zrobić „Indianę Jonesa” lepszego od „Poszukiwaczy Zaginionej Arki”?
Menno Meyjes

23 XI 2014

Usłyszałem od Spielberga, że nie powinienem kręcić, dopóki nie poznam emocjonalnego sedna sceny, dopóki nie spojrzę na nią z sercem- mówi Menno Meyjes, scenarzysta „Koloru purpury” i „Imperium słońca”, które wkrótce ponownie wejdą do polskich kin.

więcej »

Polecamy

Knajpa na szybciutko

Z filmu wyjęte:

Knajpa na szybciutko
— Jarosław Loretz

Bo biblioteka była zamknięta
— Jarosław Loretz

Wilkołaki wciąż modne
— Jarosław Loretz

Precyzja z dawnych wieków
— Jarosław Loretz

Migrujące polskie płynne złoto
— Jarosław Loretz

Eksport w kierunku nieoczywistym
— Jarosław Loretz

Eksport niejedno ma imię
— Jarosław Loretz

Polski hit eksportowy – kontynuacja
— Jarosław Loretz

Polski hit eksportowy
— Jarosław Loretz

Zemsty szpon
— Jarosław Loretz

Zobacz też

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.