Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 19 kwietnia 2024
w Esensji w Esensjopedii

Emmanuel Finkiel

Fot. za www.lemonde.fr
Fot. za www.lemonde.fr
ImięEmmanuel
NazwiskoFinkiel

Nawet krzesło może zagrać

Esensja.pl
Esensja.pl
Emmanuel Finkiel
Rozmowa z Emmanuelem Finkielem, reżyserem filmu „Podróże”. Do nakręcenia pierwszego krótkometrażowego filmu „Madame Jacques sur la croissette” zachęcił go Krzysztof Kieślowski. Film ten zdobył wiele nagród, m.in. na Festiwalu w Cannes. „Podróże” to jego debiut fabularny.

Emmanuel Finkiel

Nawet krzesło może zagrać

Rozmowa z Emmanuelem Finkielem, reżyserem filmu „Podróże”. Do nakręcenia pierwszego krótkometrażowego filmu „Madame Jacques sur la croissette” zachęcił go Krzysztof Kieślowski. Film ten zdobył wiele nagród, m.in. na Festiwalu w Cannes. „Podróże” to jego debiut fabularny.

Emmanuel Finkiel

Fot. za www.lemonde.fr
Fot. za www.lemonde.fr
ImięEmmanuel
NazwiskoFinkiel
– Był pan asystentem Jeana-Luca Godarda, Christiana de Chalonge, Krzysztofa Kieślowskiego przy trylogii „Trzy kolory” oraz Bernarda Taverniera przy filmie „Przynęta”. Kto był pierwszym reżyserem, któremu pan asystował?
– To była Diane Kurys (jej najnowszy film „Dzieci wieku” z Juliette Binoche, tak jak i „Podróże” Emmanuela Finkiela, pokazano w tym roku na festiwalu „Wiosna 2000 w Kinie Francuskim” – przyp. red.)
– Jak to się stało, że został pan asystentem? Nie skończył pan przecież szkoły filmowej.
– Nawet nie zacząłem. Chciałem robić filmy już od 14 roku życia, po maturze próbowałem więc dostać się do szkoły filmowej, ale nie zdałem egzaminów wstępnych.
– Krzysztof Kieślowski dostał się dopiero za trzecim razem.
– Mnie się nie udało, ale próbowałem tylko jeden raz. Studiowałem trochę literaturę i kino na Uniwersytecie, ale rzuciłem te studia i zacząłem pracować jako asystent reżysera. I robiłem to przez 6 lat.
– Jaka jest pana ulubiona scena w filmie „Podróże"?
– Scena kłótni miedzy Riwka i jej mężem w autokarze z pierwszej części filmu. W tej scenie wszystko się skupia na aktorce Shulamit Amar grającej Riwkę. Bez zbytniej dramaturgii mówi: Już cię nie kocham, jakby mówiła: Podaj mi sól. A tak właśnie mówimy w życiu. Pamiętam, że tuż przed tą sceną odwiedziliśmy obóz w Oświęcimiu i Shulamit była bardzo zbulwersowana. Uważam, że w tej scenie była wspaniała i to ją stawia w rzędzie najlepszych aktorek w historii kina.
– Nie miał pan problemów z aktorami nieprofesjonalnymi?
– Nie, raczej z aktorami profesjonalnymi.
– Znalazł pan zatem naprawdę zdolnych ludzi.
– Wydaje mi się, że większość z tych, którzy grają w moim filmie, w innych filmach by się nie sprawdziła.
– Ponieważ w pana filmie niemal są tymi postaciami?
– Tak, dlatego, że temat tego filmu był im bardzo bliski. A ja starałem się im pomagać. Gdy aktor gra, interesuje mnie tylko on, jego niezdecydowanie i jestem tam tylko dla niego. Myślę, że wtedy nawet krzesło może dobrze zagrać.
– Podobno niektórzy, gdy usłyszeli na castingu, że trzeba jechać do Polski, nie chcieli.
– Było dużo takich osób. Dla niektórych z nich Polska to państwo, z którego uciekli z powodu pogromów. Tak mówił jeden mężczyzna. 50 lat później jakiś reżyser proponuje mu, żeby tam wrócił, więc odmawia. Byli też tacy, którzy odmówili z powodu swoich wyobrażeń. To są ludzie z pokolenia mojego ojca, którzy urodzili się już w Paryżu, ale myślą, że Polacy ostrzą noże na Żydów. To są skomplikowane rzeczy.
– Pana film jest wyjątkowy. Nie ma w nim efektów specjalnych, a jednak ma swoją widownię. Co pan myśli o współczesnych filmach?
– Teraz jest moda na ten horror „Krzyk”. Kiedyś horror miał zaskoczyć widzów, dlatego po „Psychozie” Hitchcoka nie opowiadało się nic tym , którzy jeszcze nie widzieli filmu. A teraz strategia się odwróciła. Chodzi o to, żeby dać ludziom to, czego chcą i na co czekają. Wszyscy wiedza, co się za chwile stanie, a film i tak świetnie się sprzedaje. W „Krzyku” zanim pojawi się zabójca, ludzie już wiedza, że nadchodzi. Ale Amerykanie nie są głupi – wprowadzają go tam, gdzie wszyscy na niego czekają, ale pięć razy mocniej. Kiedy ma się pojawić zza muru, to pojawia się zza muru, a mur wybucha, żeby zaskoczyć widza, żeby wprowadzić dolby stereo i powiedzieć widzom: Zostań z nami!
– A w jaki sposób pan pisze scenariusz?
– To ciężka praca. Nie potrafię pisać z rozsądku. Albo się ma inspiracje, albo nie. Musze się więc wprowadzić w taki stan, żebym był tylko kanałem dla historii, którą chce opowiedzieć. Trzeba opowiadać poprzez swoje własne odczucia.
– Zatem to nie tylko praca, ale także inspiracja…
– To jest tak: robię notatki, zastanawiam się i w pewnym momencie pojawia się rzecz, która się wybija, bo ma najszerszy kontekst i pozwala dostrzec przeznaczenie. Nagle jakiś hałas, jakieś światło, jakaś twarz sprawia, że dotykamy czegoś, co nas przekracza. Bez tego ożywialibyśmy tylko te same obrazy, co inni. Trudno jest znaleźć swój własny sposób obrazowania.
– Czy zaczął pan już pisać scenariusz kolejnego filmu?
– Tak, zacząłem. Przyjaciel opowiedział mi o czymś, co przeczytał w gazecie w rubryce: rozmaitości. Wydaje mi się, że ta rubryka to zwierciadło naszego społeczeństwa i naszej rzeczywistości.
– A o czym będzie ten film?
– To będzie historia typa z marginesu, który ma żonę i synka, nie pracuje, zaczyna pić, nie może znaleźć pracy i tak powoli się stacza. Jednym zdaniem to opowieść o kimś, kto się topi i żeby wychylić głowę z wody, opiera się na kimś innym i automatycznie go przytapia.
– Czekamy zatem, z nadzieją, że ten film również trafi do Polski i znajdzie tu swoją widownię.
– Jeśli film jest dobrze zrobiony, to znajdują się też widzowie, którzy go obejrzą – nawet film tysiąc razy trudniejszy od mojego. „Podróże” pokazano w zeszłym roku w Cannes w sekcji „Piętnastu reżyserów”. Już ponad rok jeżdżę z nim po Francji, Europie i USA. Europa jest przytłoczona kinem amerykańskim i dusi się nim. Pomyślałem wiec, że w USA będzie jeszcze gorzej. Tymczasem na dwa festiwalowe seanse przyszło 800 osób – 400 na każdy – mimo braku jakiejkolwiek reklamy i nie wiedząc nic ani o filmie, ani o reżyserze. Wiedzieli jedynie, że to film francuski i przyszli go zobaczyć mimo, że nie byli Francuzami. A potem była trudna debata i ludzie we łzach. Poruszyliśmy ich. Zgoda, może nie zagrozimy „Titanicowi”, ale jednak…
– Dziękuję bardzo za rozmowę.
koniec
1 grudnia 2000
W imieniu Esensji rozmawiała Anna Draniewicz.

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Koledzy od komiksów to już by cię gonili z widłami
Tomasz Kołodziejczak

21 III 2024

O albumie "Historia science fiction", polskiej fantastyce i całej reszcie, z Tomaszem Kołodziejczakiem rozmawia Marcin Osuch

więcej »

Dobry western powinien być prosty
John Maclean

20 XI 2015

Z Johnem Macleanem o stawianiu sobie ograniczeń i o tym, dlaczego wszystkie westerny są rewizjonistyczne rozmawia Marta Bałaga.

więcej »

Jak zrobić „Indianę Jonesa” lepszego od „Poszukiwaczy Zaginionej Arki”?
Menno Meyjes

23 XI 2014

Usłyszałem od Spielberga, że nie powinienem kręcić, dopóki nie poznam emocjonalnego sedna sceny, dopóki nie spojrzę na nią z sercem- mówi Menno Meyjes, scenarzysta „Koloru purpury” i „Imperium słońca”, które wkrótce ponownie wejdą do polskich kin.

więcej »

Polecamy

Bo biblioteka była zamknięta

Z filmu wyjęte:

Bo biblioteka była zamknięta
— Jarosław Loretz

Wilkołaki wciąż modne
— Jarosław Loretz

Precyzja z dawnych wieków
— Jarosław Loretz

Migrujące polskie płynne złoto
— Jarosław Loretz

Eksport w kierunku nieoczywistym
— Jarosław Loretz

Eksport niejedno ma imię
— Jarosław Loretz

Polski hit eksportowy – kontynuacja
— Jarosław Loretz

Polski hit eksportowy
— Jarosław Loretz

Zemsty szpon
— Jarosław Loretz

Taśmowa robota
— Jarosław Loretz

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.