Oto pierwszy odcinek naszego nowego cyklu, czyli całorocznych zmagań z grami planszowymi. Na dobry początek roku wzięliśmy się za stare dobre klimaty sf w wydaniu karcianym: czyli „Artefakty obcych”, „Master of Orion” i „Race for the galaxy”.
Rok na 102: Weekend na KARToflisku (I)
Oto pierwszy odcinek naszego nowego cyklu, czyli całorocznych zmagań z grami planszowymi. Na dobry początek roku wzięliśmy się za stare dobre klimaty sf w wydaniu karcianym: czyli „Artefakty obcych”, „Master of Orion” i „Race for the galaxy”.
Rok temu podjęliśmy próbę zagrania w sto gier planszowych w ciągu dwunastu miesięcy. Z różnych powodów to zadanie nam się nie powiodło (choć byliśmy bardzo blisko). W tym roku powracamy do tej misji, zwiększając limit do stu dwóch oraz dając Wam szansę śledzenia naszych postępów w cotygodniowych odcinkach. Na warsztat bierzemy zarówno gry stare, których recenzje możecie przeczytać na łamach „Esensji”, jak również te, których nie recenzowaliśmy.
Marcin Senior Ropka, Viola Kijowska
‹Artefakty Obcych›
Artefakty Obcych (3 partie)
W grze wcielamy się w przywódcę jednej z ras, które będą zmagać się o prym w galaktyce. Jest to typowa karcianka, w której do naszych celów należy gromadzenie odpowiednich zestawów symboli, by móc odkryć planety, zbudować statki, wynaleźć technologie, jak i walczyć z graczami czy obcymi (w poszukiwaniu artefaktów). Naprzemiennie każdy z graczy podejmuje akcje na jednym z 3 głównych pól (walki, technologii i eksploracji) pozyskując zasoby, statki, punkty zwycięstwa czy też nowe technologie o specjalnych zasadach. Główną „walutę” w grze stanowią karty z określonymi symbolami, które pozwalają nam wykorzystywać i kupować pozostałe karty. Wśród nich znajdziemy planety (one będą produkowały zasoby i dawały zniżki do akcji), technologie (te mogą dawać albo punkty zwycięstwa albo specjalne właściwości modyfikujące zasady gry) oraz statki (zwiększające limit zagrywania kart podczas akcji budowy, wynajdowania technologii albo eksploracji planet, albo pozwalające nam przeprowadzić ataki). I tak właśnie te 4 typy kart stanowią praktycznie clue całej gry gwarantując długie godziny zabawy karcianej w stylu 4x.
Miłosz Cybowski [80%]
Po kilku partiach trzeba przyznać, że gra ma bardzo duży potencjał i nie grozi nam w niej powtarzalność. Sześć różnych frakcji, cała masa kart (których niewielki odsetek zdołamy tak naprawdę poznać w trakcie pierwszych kilku rozgrywek – dotyczy to głównie kart technologii oraz tytułowych artefaktów) oraz szybka mechanika gwarantują sporo dobrej zabawy. Właśnie owo tempo, które sprawia, że nie sposób się nudzić, jest jedną z większych zalet gry. Do mankamentów można zaliczyć ograniczoną liczbę kart systemów obcych, które możemy atakować, aczkolwiek – czy to faktycznie mankament? Odniosłem też wrażenie, że niektórymi frakcjami (szczególnie tymi nastawionymi bardziej na podbój militarny) gra się o wiele łatwiej niż pozostałymi. Nie można też powiedzieć, by interakcji między graczami było zbyt wiele – przez większość czasu każdy stara się rozbudować swoje imperium, a do konfliktów dochodzi bardzo rzadko.
Justyna Sambor [80%]
Jako nowość w kolekcji na razie zdobyła zainteresowanie i wzbudziła chęć rozegrania jeszcze co najmniej kilku partii. Mnogość możliwości zagrywania kart i wykorzystywania kombosów zapowiada się obiecująco.
Kamil Sambor [90%]
Bardzo przyjemny prawie że pasjans. Prosta ciekawa mechanika która bardzo szybko pozwala rozpocząć grę oraz fajnie wyczuwalna tematyka sf. Jako przywódcy różnorodnych ras obcych na pewno nie będziemy się nudzić przy tej grze, dzięki wielu kartom które możemy wykorzystywać na kilka sposobów. Dla mnie jedna z ciekawszych karcianek jakie ostatnio grałem.
Ekaterina Gorn, Igor Sklyuev
‹Master of Orion›
Master of Orion (2 partie)
„Master of Orion” to wariacja na temat znanej gry komputerowej, nawiązująca do niej nie tylko tematyką (ponownie walczymy o podbój galaktyki). Jako przywódcy ras znanych z tej strategii będziemy musieli dążyć do rozwoju naszego imperium. Podobnie jak w „Alien Artifacts” mamy tu do czynienia głównie z kartami oraz planszami graczy, na których będziemy zaznaczać nasze zasoby oraz popularność. Gra ma dwie mechaniki, które powodują że rozgrywka jest ciekawa. Pierwsza pokazuje poziom rozwoju naszej cywilizacji w zależności od posiadanych zasobów (jeśli mamy ich wiele to mamy więcej akcji, ale mniej zadowolenia, gdy mamy ich niewiele, dysponujemy mniejszą liczbą akcji, która jest rekompensowana wzrostem popularności). Korzystając z akcji i zasobów będziemy budować nasze imperium wykładając karty, zdobywając nowe albo podnosząc nasza popularność, a każda karta może mieź efekt albo stały, albo tymczasowy oraz produkcje. Dzięki temu że tylko 4 karty będą widoczne w każdym z rzędów na które je wykładamy musimy mądrze zarządzać tym co gdzie chcemy umieścić gdyż każda kolejna karta zasłoni właściwość juz tam leżącej a widoczna pozostanie tylko produkcja. Gra ma bardzo mala interakcje pomiędzy graczami więc jest to poniekąd trochę pasjansowe wykładanie kart, ale jednak i bardzo przyjemne dające poczucie budowania imperium.
Miłosz Cybowski [80%]
Dziwne, ale w niektórych aspektach „Master of Orion” okazuje się nawet grą lepszą i bardziej zróżnicowaną niż pachnące nowością i prezentujące ciekawszą mechanikę „Alien Artifacts”. Może nie ma tu aż takiej dynamiki, ale to z kolei wymusza o wiele staranniejsze planowanie. Choć całość opiera się głównie na kartach, plansze graczy i tory rozwoju przypominają nieco te znane z „Eclipse”, wprowadzając dodatkowy element zarządzania, od którego tak naprawdę zależy to, jakie budynki uda nam się do naszego imperium dołączyć. Poszczególne rasy są bardzo wyraziste, a ich cechy specjalne oraz zmienne początkowe zasoby znakomicie odzwierciedlają ich różnorodność.
Justyna Sambor [80%]
Ponowna rozgrywka fajniejsza niż się spodziewałam. Całkiem dobry mechanizm rozwoju cywilizacji z odpowiednim zbilansowaniem zdolności poszczególnych ras. Pozycja warta odkurzenia.
Kamil Sambor [90%]
Grę pamiętałem jako coś przeciętnego i poszła ona w odstawkę po 3 partiach. Po mniej więcej roku ponownie trafiła na stół i tym razem rozgrywka w której układasz kart w stosy dostarczyła wiele emocji. Mechanicznie miałem wrażenie, że to taka ‘odchudzona cywilizacja’. Motyw zarządzania ilością zasobów, morale i kart na ręce plus całkiem duże zróżnicowanie ras daje możliwość świetnej zabawy przez kilkanaście partii bez odczuwania powtarzalności. Osobiście może nie czułem klimatu, ale mechanika mnie zdecydowanie wciągnęła na nowo.
Thomas Lehmann
‹Narodziny Imperiów›
Race for the galaxy (2 partie)
W „Race for the galaxy” wszystko opiera się na dwóch rodzajach kart. Jednen to karty akcji, które mówią o podejmowanych akcjach w danej rundzie (każdy z graczy na początku rundy wykłada je przed sobą w tajemnicy przed innymi). Co istotne, akcje z zagranych kart będą dotyczyły wszystkich graczy, nie tylko tego, który zdecydował się zagrać daną kartę. Drugim rodzajem są karty planet i technologii, które możemy wykładać przed siebie albo płacić nimi za wykładane karty, ewentualnie będziemy je podkładać jako towary wyprodukowane przez planety. Podczas rozgrywki będziemy próbować zdobyć jak najwięcej punktów używając kart i ich właściwości. I w zasadzie te proste zasady pozwolą na sporą dozę zabawy.
Miłosz Cybowski [70%]
To nie jest zła gra i być może sporo ucierpiała w zestawieniu jej z „Alien Artifacts” i „Master of Orion”. „Race for the galaxy” oferuje o wiele bardziej złożone zasady za cenę o wiele prostszej rozgrywki. I nie jest to jakaś karygodna wada. A przynajmniej nie była nią kilka lat temu, kiedy odkrywanie kolejnych systemów gwiezdnych, produkowanie na nich zasobów i ich sprzedaż wydawały się jeszcze całkiem innowacyjne. Dziś gra się w to bez większych emocji, z bardzo ograniczoną interakcją i wyścigiem po punkty, które zawsze najlepiej jest zdobywać handlując niż przyjmując jakąkolwiek inną taktykę.
Justyna Sambor [60%]
Ku mojemu zdziwieniu ta gra nie przeszła zbyt dobrze próby czasu. Po kilku latach „Race for the galaxy” okazał się zwykłą karcianką „do przerzucenia”, bez emocji. Trudno wskazać jej konkretne wady, ale równie ciężko znaleźć elementy budzące szczególne zainteresowanie.
Kamil Sambor [50%]
Grę pamiętałem jako bardzo prostą i przyjemną karciankę, po odkurzeniu jej mam wrażenie, że ta gra bardziej od prostej jest prostacka. Cieszę się, że rozgrywki są bardzo szybkie, bo inaczej pewnie zakończyłoby się po pierwszym graniu i nie dałbym rady zagrać drugiej partii. Ot, takie przerzucanie kart, gra ważna ze względu na miejsce w historii rozwoju karcianek, ale osobiście wolę inne, jak Eminent Domain (czy wcześniejsze Glory to Rome) Chudyka niż Race for the galaxy. Klimatu żadnego, ekspansji i wielkich interakcji pomiędzy kartami podobnie.

Matko bosko. Co Wy ludzie tutaj wypisujecie??? Co to za herezje i głupoty? Master of Orion lepiej oceniony niż RftG??? AA lepszy od RftG?? Pograjcie w MoO trochę wiecej, zrozumiecie że ta gra już po kilku rozgrywkach nic nie oferuje. O AA nie chcę już nic mówić, ale to chyba największe rozczarowanie 2017 roku.