Ten cholerny Robinson!
[Friedemann Friese „Piętaszek” - recenzja]
„Piętaszek” bez wątpienia jest o wiele ciekawszą grą jednoosobową niż chociażby „
Onirim”. Głównym atutem tego tytułu autorstwa Friedmana Friese jest różnorodność taktyk, które możemy obrać w walce z grą. Ale jak zwykle chodzi o to, żeby minusy nie przesłoniły plusów.
Dziękujemy sklepowi Rebel.pl za udostępnienie egzemplarza gry na potrzeby recenzji.
Friedemann Friese
‹Piętaszek›
Naszym celem, jako tytułowego Piętaszka, jest pomóc nieszczęsnemu Robinsonowi przetrwać na wyspie. Nie piszę „bezludnej wyspie”, bo przecież jesteśmy tam my (czyli Piętaszek), a wokół krążą nie tylko kanibale, ale też piraci. Jednak nasze pobudki to nie jakiś tam altruizm, ale nadzieja, że dzięki naszej pomocy rozbitek wreszcie się wyniesie i zostawi nas w świętym spokoju. Czeka nas zatem mnóstwo pracy, bo nasz nieproszony gość jest nie tylko słaby, ale też zupełnie niedoświadczony.
W niewielkim pudełku znajdziemy talię kart, niewielkie plansze oraz znaczniki życia. Karty należy podzielić na kilka stosów (m.in. piratów, walki i zagrożeń). Następnie rozkładamy przed sobą trzy plansze, na których umieszczamy odpowiadające im karty. Po odrzuceniu do pudełka dwóch znaczników życia możemy przystąpić do rozgrywki.
Zwycięstwo osiągamy w chwili, w której Robinson pokona dwóch piratów. Nim do tego jednak dojdzie, konieczne będzie zdobycie odpowiedniego doświadczenia. Rozpoczynamy grę z dziesięcioma kartami walki, a na każdej z nich umieszczono jej wartość (siłę), a niekiedy także zdolność specjalną. Kiedy przystępujemy do eksploracji wyspy, ciągniemy dwie karty ze stosu zagrożeń, wybieramy jedną z nich i staramy się (poprzez zagrywanie kart walki) zdobyć więcej punktów niż wartość zagrożenia. Jeśli nam się to uda, możemy dołączyć pokonaną misję do naszych kart walki.
Możliwe staje się to dzięki podzieleniu kart zagrożeń na dwie połowy: kiedy ciągniemy je ze stosu zagrożeń, rozpatrujemy jej górną połowę. W przypadku kiedy dociągamy ją ze stosu kart walki, rozpatrujemy jej dolną część. Znakomicie odzwierciedla to stopniowe zdobywanie doświadczenia przez Robinsona: im trudniejsze zadanie przed nami staje (czym innym jest dotarcie do wraku statku, czym innym walka z kanibalami), tym więcej możemy się nauczyć i w efekcie zdobyta karta walki będzie silniejsza. Jeśli dołożymy do tego zdolności specjalne pojawiające się na niektórych kartach (niektóre pozytywne, inne negatywne), okazuje się, że gra oferuje nam zaskakująco wiele strategii i możliwości pokonywania (lub dobrowolnego przegrywania) kolejnych misji.
Zawartość pudełka: karty, plansze i żetony
Źródło: Rebel.pl
Gra, jak na swoje niewielkie rozmiary, jest niezwykle rozbudowana. Rozbudowana do tego stopnia, że jednokrotne przeczytanie instrukcji nie daje nam pełnego i wyczerpującego spojrzenia na zasady. Zamieszczony w niej przykładowy zapis rozgrywki tylko trochę ułatwia sprawę. W efekcie będziemy musieli uczyć się na własnych błędach, rozkładać karty z instrukcją na podorędziu i pilnować, czy wszystkie elementy gry są na swoim miejscu. Nie powinniśmy się zrażać tym, że pierwsze kilka partii najprawdopodobniej zakończy się naszą porażką (wypracowanie odpowiedniej strategii na poradzenie sobie z „Piętaszkiem”, nawet na najłatwiejszym poziomie trudności, zajmuje trochę czasu). Kiedy jednak opanujemy podstawy, gra, podobnie jak „Onirim”, przebiega niezwykle sprawnie, a przestoje pojawiają się tylko kiedy zaczynamy rozważać, jak bardzo zależy nam na pokonaniu danego zagrożenia i czy wystarczy nam na to punktów życia.
„Piętaszek” jest grą niezwykle dopracowaną, szczegółową i dającą nam bardzo wiele możliwości. Mechanicznie dopracowany, ale graficznie nieco prostacki powinien zasługiwać na wysoką ocenę. Jednak mimo wszystkich zalet ta solowa gra Friedmana Friese nie zachwyca. Jest poprawnie zrobiona, ale w tej całej poprawności jak gdyby zabrakło tego, co najważniejsze – klimatu.