Zapowiadało się, że „Monkey Business” przyniesie dużo dobrej, satysfakcjonującej zabawy. Niestety, gra mocno rozczarowuje, bo nic specjalnie ciekawego się tutaj nie dzieje.
Małpki cokolwiek niemrawe
[Reiner Knizia „Monkey Business” - recenzja]
Zapowiadało się, że „Monkey Business” przyniesie dużo dobrej, satysfakcjonującej zabawy. Niestety, gra mocno rozczarowuje, bo nic specjalnie ciekawego się tutaj nie dzieje.
Dziękujemy wydawnictwu Piatnik za udostępnienie egzemplarza gry na potrzeby recenzji.
Reiner Knizia
‹Monkey Business›
Warto zauważyć, że opracowanie graficzne „Monkey Business” jest wzorcowe. Estetyczne i odporne na zniszczenie żetony i kartoniki z sympatycznymi rysunkami zwierząt wzbudzają pozytywne emocje i zachęcają do zabawy już od pierwszych chwil.
Tymczasem ten nieodparty urok szybko pryska już w momencie, gdy przychodzi zmierzyć się z instrukcją gry. Należy czytać ją powoli i kilkakrotnie, by dobrze zrozumieć, o co w niej chodzi. Szybkie „wejście” w grę utrudnia wiele niełatwych do opanowania i zapamiętania reguł. Nie upraszczają tego także dosyć zawiłe zdania drobiazgowej instrukcji, na przykład takie: „Jeśli gracz wylosuje małpę i nie posiada jeszcze żetonu z tym zwierzęciem (z obecnej kolejki) to może zamiast odebrania przeciwnikom przysługujących mu żetonów z wizerunkiem małpy wymienić wylosowany żeton na dowolny górny żeton z innym zwierzęciem od dowolnego przeciwnika”. Podczas gry stale trzeba wnikliwie wczytywać się w instrukcję, by rozstrzygać, co jest dozwolone, a co nie, co trochę psuje całą zabawę, bo sporo energii traci się na dyskusję i interpretację opisanych reguł. Tu na pewno przyda się więcej niż jedna próbna runda, potrzebna na zgłębienie tajników gry.
Naczelna zasada „Monkey Business” polega na tym, że uczestnicy kolejno losują z woreczka żetony ze zwierzętami. Układają je na stosach, starając się zebrać możliwie jak najwięcej tych należących do jednego gatunku, ale trudno właściwie doszukać się w tym jakiegoś głębszego sensu. Zasady „Monkey Business” opierają się na czystej przypadkowości, nie ma tutaj ani okazji do przetestowania swojego sprytu i zręczności, nie ma też możliwości rozwiązywania zadań strategicznych opierających się na przewidywaniu. Wylosowane przez nas zwierzę upoważnia nas do odbierania żetonów z tym samym wizerunkiem innym przeciwnikom. Jaki jest tego cel? Jeśli jest to ćwiczenie spostrzegawczości, to – jak na grę dla uczestników powyżej sześciu lat – o wiele za mało. W dodatku gracz sam decyduje, jak długo trwa jego kolejka i czy chce losować następny żeton. W tym czasie pozostali uczestnicy zdążą już usnąć z nudów. Fakt, iż ruch ma inny gracz, w żadnym stopniu ich nie angażuje emocjonalnie, bo nie tworzy się nowa dla nich sytuacja, wobec której należałoby obmyślać odpowiednią strategię.
W rezultacie rozgrywka nie klei się i jest niemrawa, brak w niej dramaturgii i zaskakujących zwrotów akcji, jeśli nie liczyć faktu, że jeśli wylosujemy dwa takie same żetony z rzędu, to musimy odłożyć z powrotem do woreczka wszystkie wylosowane dotąd w danej kolejce żetony. Ale wszystko to jest stanowczo niewystarczające jak na grę towarzyską, po której powinniśmy się spodziewać dużo, dużo więcej atrakcji i emocji.