Nowo powstające królestwo poszukuje ludzi na kierownicze stanowiska. Zainteresowani? Przyjmijcie więc wyzwanie w grze „Budowniczowie: Średniowiecze”.
ABC budowania
[„Budowniczowie: Średniowiecze” - recenzja]
Nowo powstające królestwo poszukuje ludzi na kierownicze stanowiska. Zainteresowani? Przyjmijcie więc wyzwanie w grze „Budowniczowie: Średniowiecze”.
Podziękowania dla wydawnictwa Rebel za udostępnienie egzemplarza gry na potrzeby recenzji.
‹Budowniczowie: Średniowiecze›
Materiały budowlane? Są. Robotnicy chętni do podjęcia ciężkiej pracy? Gotowi. Fundusze operacyjne? W bezpiecznym miejscu. Nie pozostaje nic innego jak złożyć to wszystko razem do kupy. Najsprawniejszego inżyniera czeka sława i zaszczyty.
W drobnym, efektownie wykończonym metalowym pudełku znajdziemy 84 karty w dwóch rozmiarach oraz 40 plastikowych monet, srebrnych i złotych. Większe kartoniki przedstawiają budynki i są dwustronne. Na awersie pokazany jest obiekt „w budowie”. Tu i ówdzie walają się luźne deski, rozstawione są rusztowania. Po prawej stronie podane jest, jakich składowych potrzeba do ukończenia projektu. Przykładowo kamienny most wymaga dwóch kamieni i jednej wiedzy, natomiast bardziej zaawansowany technicznie zajazd – trzy drewna, jednej wiedzy i dwóch dachówek. U góry, nad obrazkiem, widnieje wysokość zapłaty, którą zyskamy po zrealizowaniu zamówienia oraz liczba punktów zwycięstwa, jakie otrzymamy za nie na końcu gry. Strona rewersowa zawiera budynek w całej okazałości, by można było odróżnić, co już postawiliśmy, a nad czym musimy jeszcze popracować. Druga połowa kart to robotnicy, z podziałem na uczniów, czeladników, rzemieślników i mistrzów. Im wyższy stopień wtajemniczenia w zawodzie, tym więcej dany pracownik „produkuje” dla nas zasobów kamienia/drewna/wiedzy/dachówek. Adekwatnie rośnie także jego wynagrodzenie.
W swojej turze gracz ma do wykorzystania trzy punkty akcji, dokupienie każdej kolejnej kosztuje pięć monet. Pierwsza opcja to rozpoczęcie budowy, czyli wybranie jednego z pięciu projektów dostępnych aktualnie na środku stołu. Identycznie wygląda najęcie robotnika, tu również wybieramy spośród pięciu wyłożonych. Trzecia pozycja to wysłanie robotnika do pracy. Należy wtedy zapłacić mu pensję i już można go przydzielić do jednego z naszych projektów. Każdy kolejny pracownik wysłany w jednej turze do tego samego obiektu kosztuje jedną akcję więcej. Ostatnią możliwością jest pobraniu z banku pewnej ilości pieniędzy – zależnej od liczby poświęconych temu akcji. Budowle powstają w momencie, gdy suma materiałów/wiedzy produkowanych przez dołożonych robotników jest równa lub większa od kosztu wznoszenia. Gdy któryś z graczy zgromadzi na swoim obszarze siedemnaście punktów zwycięstwa, pozostali dogrywają swoje tury, tak by w trakcie rozgrywki każdy wykonał ich równą liczbę. Na koniec wszyscy doliczają sobie jeszcze po punkcie za każde posiadane dziesięć monet i już można wyłonić zwycięzcę. A wszystko to w ok. 30 minut, razem z tłumaczeniem.
„Budowniczowie: Średniowiecze to gra lekka i przyjemna. Nie ma w niej jakiejś dominującej strategii, trzeba po prostu odpowiednio reagować na to, co znajduje się na stole. Jedne budynki są tańsze, ale dają potrzebny zastrzyk gotówki, na stworzenie innych potrzeba kilku tur. Należy jeszcze wspomnieć o tym, że niektóre projekty są maszynami, które po wytworzeniu traktowane są trochę jak darmowi robotnicy. Co istotne, raz najęci pracownicy pozostają przy nas do końca rozgrywki, więc z czasem mamy coraz większe możliwości. Dobrze jest cały czas pamiętać o tym, że gra ta jest wyścigiem. Lepiej nie zostać zaskoczonym momentem zakończenia partii, gdy mamy rozkopany zamek i niedorobioną karczmę. W grze nie ma zbyt dużej interakcji pomiędzy inżynierami, dzięki czemu sprawdza się ona w każdym składzie osobowym. Jak na karciankę, całość zajmuje zaskakująco dużo przestrzeni, stolik kawowy raczej nie wystarczy. Dzięki atrakcyjnemu wykonaniu i przystępnej cenie „Budowniczowie: Średniowiecze” mogą się okazać trafnym upominkiem dla niedzielnych graczy.