Podziękowania dla wydawnictwa Trefl za udostępnienie gry na potrzeby recenzji.
Michal Kolos, Wojciech Rzadek
‹Astro Jam›
Jako zdeklarowany miłośnik gier logicznych z dużym zainteresowaniem czekałem na premierę tego tytułu. W moim przekonaniu dobrych produkcji z tej gałęzi planszówek jest na krajowym rynku stanowczo zbyt mało. „Astro Jam” osadzono w klimatach kosmicznych. Co prawda ściganie się zespołów astronautów w próbach naprawy stacji nie brzmi zbyt sensownie, ale tematyka ta zdecydowanie dodaje grze uroku. Nie to jednak jest tu najważniejsze, liczy się przede wszystkim pobudzenie do pracy naszych szarych komórek.
Na planszę składają się cztery, mniejsze i większe moduły, które możemy za każdym razem dopasować w inny sposób. Pośrodku nich znajdują się miejsca docelowe, gdzie trzeba będzie dostarczać potrzebne części. Przed rozgrywką w bazie należy rozmieścić na odpowiednich ku temu polach przedmioty, paczki utrudniające poruszanie oraz neutralne roboty, mające wspomóc pracę astronautów. Oprócz tego gracze naprzemiennie wybierają początkowe pozycje dla każdego ze swoich trzech podwładnych. Nieco z boku musimy wygospodarować miejsce na karty: jedne z nic wskazują co i gdzie trzeba donieść, inne mówią jakie lokacje trzeba odwiedzić by zdobyć dodatkowe punkty. Zabawa trwa do momentu, aż ktoś nie zdobędzie pięć punktów.
W swojej turze staramy się jak najlepiej wykorzystać karty, które doszły nam na rękę. Część z nich można spożytkować dwojako. Akcja astronauty pozwala nam poruszyć swój pionek w linii prostej bądź rzucić posiadanym przez nas przedmiotem niczym piłką od rugby, w kierunku innego członka zespołu lub robota. Istnieje także kartonik umożliwiający ruch pionkami przeciwnika. Akcja robota służy ich przemieszczaniu lub rzucaniu, trzeba tu dodać, że maszyny stoją zawsze po stronie osoby rozgrywającej aktualnie swoją turę. Kolejne możliwości to popychanie paczek, zamiana miejscami dwóch dowolnych sąsiadujących ze sobą rzeczy czy przejęcie przedmiotu. Ciekawą opcją jest również tzw. „dyżur w skafandrze”, pozwalający na czasowe wyekspediowanie astronauty poza stację. Ostatnią czynnością jest zawsze odrzucenie jednej z pozostałych nam na ręce kart. Cyfra w jej rogu powie nam, ile nowych kartoników możemy dzięki temu pobrać.
W „Astro Jam” najprzyjemniej grało mi się w dwie osoby. Partia potrafi się wtedy przemienić w prawdziwy pojedynek umysłów. Przy większej liczbie uczestników oczekiwanie na swoją kolej może się przeciągać, tym bardziej że nie bardzo można obmyślać plan, bo sytuacja na stole co chwilę zmienia się diametralnie. Los nie zawsze przydzieli nam akcje, które pozwolą natychmiast zrealizować upatrzony cel. Nic jednak straconego, karty można równie dobrze wykorzystać, by uprzykrzyć życie przeciwnikom, a także przygotować podwaliny pod przyszłe poczynania. Po pierwszym czytaniu instrukcji pojawiło się kilka znaków zapytania, jeśli jednak dobrze się zastanowić, to można dojść do właściwych wniosków, choć kilka spraw powinno zostać wyjaśnionych nieco dokładniej. Gra nie trwa zbyt długo i raz na jakiś czas chętnie do niej wrócę. „Astro Jam” nie zawiodło moich oczekiwań, tytuł ten powinien przypaść do gustu nawet najbardziej wymagającym.