„Alchemicy” to nietypowa gra planszowa, bo wykorzystuje aplikację na smartfony. Czy mariaż gry bez prądu z elektroniką okazał się udany?
W oparach logiki
[Matúš Kotry „Alchemicy” - recenzja]
„Alchemicy” to nietypowa gra planszowa, bo wykorzystuje aplikację na smartfony. Czy mariaż gry bez prądu z elektroniką okazał się udany?
Dziękujemy wydawnictwu Rebel.pl za udostępnienie egzemplarza gry na potrzeby recenzji.
Nie sposób nie rozpocząć recenzji od pudełka – jest kolorowe, przyciąga wzrok i zaskakuje wagą, a wszystko przez ogromną liczbę grubych, kartonowych elementów. A co jeszcze znajdziemy w środku? Przede wszystkim sprytnie skonstruowane zasłonki dla graczy, którzy będą za nimi mieszać tajemnicze mikstury, zapisując rezultaty eksperymentów. Do tego dwie plansze, mnóstwo kart i żetonów i śliczne plastikowe fiolki i kosteczki. Gdy pierwszy raz otworzyłam pudełko, trudno mi było oderwać wzrok od wszystkich dóbr w środku.
A co to w tym wszystkim chodzi? Instrukcja na samym początku wprowadza nas w świat mikstur. Dowiadujemy się, że możemy korzystać z ośmiu składników, które mieszane parami dają różne mikstury, a tych jest w grze siedem. Do eksperymentowania niezbędna jest aplikacja na smartfona (wystarczy jeden na wszystkich graczy), można też zainstalować program na pececie lub, gdy nie mamy dostępu do żadnej elektroniki, poprosić jednego z graczy, aby podawał rezultaty. Ostatnia opcja jest o tyle niedobra, że wyklucza taką osobę z gry, skazując ją wyłącznie na rolę obserwatora, co na pewno nie jest najciekawszy zajęciem. Plusem jest to, że w przypadku korzystania z aplikacji nie jest wymagany dostęp do Internetu. Sama aplikacja działa bez zarzutu, a karty które chcemy połączyć możemy wprowadzić ręcznie lub pozwolić na sczytanie ich przez kamerę.
Wróćmy jednak do mikstur. Każdy składnik odpowiada jednemu z ośmiu alchemonów, a te składają się z aspektów. Brzmi skomplikowanie? Trzeba przyznać, że trochę tak, a zrozumienie jak działa mieszkanie eliksirów jest kluczem do powodzenia w grze. W skrócie – alchemon to cząsteczka o trzech kolorach – czerwonym, zielonym i niebieskim. Te kolory to właśnie aspekty. Mają one swój znak – plus lub minus oraz wielkość – są duże lub małe. Odpowiednie łączenie składników daje nam mikstury czerwone, zielone i niebieskie, które mogą być z plusem (są pozytywne), minusem (negatywne) lub eliksiry neutralne. Jak to dokładnie działa dowiecie się z instrukcji, ważne jest to, że w grze powinniśmy metodą prób i błędów ustalić, który składnik składa się z którego alchemonu (w każdej rozgrywce to się zmienia) i jaką miksturę otrzymamy łącząc wybrane przedmioty. Do pomocy w dedukcji służy nam specjalna kartka oraz tablica, na której zaznaczamy rezultaty doświadczeń.
Gdy już nauczymy się jak wygląda ciężka praca alchemika, możemy zgłębić się w dalsze zawiłości gry. Mamy tu mechanikę worker placement ze sporą dawką blefu. Otóż każdy z graczy ma w swojej turze do dyspozycji kilka kostek, którymi będzie zaznaczał, które akcje chce wykonać. Może zebrać składniki, sprzedać je, sprzedać gotowy eliksir, kupić artefakt, opublikować lub obalić teorię dotyczącą przynależności alchemonu do składnika czy też po prostu wypić miksturę (lub poprosić o to studenta) i zobaczyć co się stanie.
Zanim zaczniemy wykonywać akcje, ustalamy kolejność graczy w turze, ustawiając swoje pionki (fiolki) na odpowiednim torze. W zależności od wybranego miejsca otrzymujemy różne bonusy – im dalej jesteśmy na torze tym większe. Co ciekawe, gracz który jest ostatni w kolejności jako pierwszy ustala akcje, które wykona. Każda następna osoba widzi jakie plany ma przeciwnik i może do tego dostosować swoje ruchy, zwłaszcza, że akcje wykonywane są w kolejności od pierwszego do ostatniego gracza. Może się więc okazać, że ostatni gracz nie będzie w stanie wykonać zaplanowanej czynności. Najważniejszą, a jednocześnie dość skomplikowaną czynnością jest umiejętne publikowanie i obalanie teorii. Jeśli wiemy lub wydaje nam się, że wiemy, lub chcemy, aby inni myśleli, że wiemy jaki składnik odpowiada jakiemu alchemonowi, to możemy to ogłosić. Bez względu na to co opublikujemy, z założenia mamy rację tak długo, aż ktoś inny nie udowodni, że jest inaczej. Na razie jednak korzystamy z uznania, zdobywając punkty reputacji, które na koniec liczone są jako punkty zwycięstwa i mogą zapewnić nam sukces w grze. Oczywiście jest jedno „ale” – publikując teorię, w tajemnicy kładziemy na niej pieczęć, która pokazuje, jak bardzo jesteśmy pewni naszego twierdzenia. I tu trzeba uważać, bo pomyłki bardzo dużo kosztują. Z drugiej strony przez niepublikowanie teorii też spada nam reputacja, więc warto zaryzykować. Właściwie bez ryzyka i blefu wygrać się nie da. Z obalaniem teorii też trzeba uważać, bo jeśli się jednak mylimy, to narażamy się na pośmiewisko w świecie alchemików i stratę cennych punktów. Gra jest zaprojektowana tak, że im większą mamy reputację, a tym samym cieszymy się większym poważaniem, tym boleśniej odczuwamy wszystkie potknięcia.
W „Alchemikach” wiele się dzieje, ale szczegóły znajdziecie w instrukcji, która jest napisana przystępnie, a na dodatek całkiem zabawnie. Dowiecie się z niej również, że gra ma dwa warianty – podstawowy i dla bardziej zaawansowanych graczy. Różnią się one między sobą przede wszystkim sposobem obalania teorii i kilkoma pomniejszymi elementami, jak na przykład liczba składników na starcie rozgrywki.
Gra toczy się przez sześć tur, a wygrywa ją ten, kto zgromadzi najwięcej punktów zwycięstwa. Trzeba przyznać, że chociaż po poznaniu zasad okazuje się, że „Alchemicy” nie są wcale bardzo trudnym tytułem, to jednak próg wejścia do gry jest wysoki. Po pierwsze trzeba dobrze zrozumieć jak działa mieszanie mikstur, co nie każdemu przychodzi równie łatwo. Dość skomplikowanymi akcjami są te związane z publikowaniem teorii, a także sprzedaż mikstur podróżnikom (która jest chyba nadmiernie udziwniona). Ze względu na konieczność główkowania, gra jest dość podatna na przestoje. Wytłumaczenie zasad osobie obytej z planszówkami zajmuje około godziny. Z tego względu nie polecam „Alchemików” ani początkującym graczom, ani jako gry rodzinnej, chociaż bajkowe ilustracje mogłyby sugerować coś innego. Trzeba przyznać, że plastycznie gra naprawdę cieszy oko, a wszystko jest utrzymane w wesołym, komiksowym klimacie. Miłośnicy dedukcji będą się za to czuli jak ryba w wodzie i na pewno ich ten tytuł zachwyci. Ja przyznaję, że ta gra idealnie wpasowuje się w moje gusta. Niektórzy mogą mieć wątpliwości, czy słuszne było połączenie planszówki z aplikacją. To już zostawię indywidualnym osądom, dla mnie jednak jest to mariaż niezwykle udany, dający dodatkowego smaczku i tak niebanalnej grze. Z czystym sumieniem polecam „Alchemików” wszystkim, którzy lubią, gdy podczas rozgrywki ich szare komórki muszą działać na zwiększonych obrotach. Bez względu na to ilu graczy zasiądzie do stołu dobra zabawa jest gwarantowana.