Podziękowania dla wydawnictwa Rebel za udostępnienie gry na potrzeby recenzji.
Temat tematem, ale chyba najdziwniejsze w tej grze jest to, kto ją wymyślił. Autorem jest bowiem nie kto inny jak sam Uwe Rosenberg. Co sprawiło, że osoba odpowiedzialna za tytuły tak ciężkie jak „Agricola” czy „Le Havre” zabrała się za coś znacznie błahszego, z zupełnie innej bajki? Chęć sprawdzenia się, odetchnięcia, zmiana klimatu? Kwestie to o tyle ciekawe, co nie istotne w obliczu pytania fundamentalnego – czy i tym razem twórcy udało się przelać nieco swojego geniuszu do małego, tekturowego pudełka?
„Patchwork” to dwuosobowa gra logiczna, w której uczestnicy prześcigają się w szyciu włókienniczej kreacji. Każdy dysponuje planszą kołdry o wymiarach 9x9 – to na niej będzie powstawać nasze dzieło, natomiast na środku stołu należy umieścić główną planszę czasu, która odmierzać będzie kolejne etapy rozgrywki. Wokół niej układane są trzydzieści trzy żetony kawałków materiałów, wielkości od dwóch do ośmiu pól, o bardzo fantazyjnych kształtach, przypominających te z popularnego „tetrisa”. Pomiędzy dwoma z nich ustawiany jest specjalny pionek. Na żetonach podany jest ich koszt, wartość czasu, jaki gracz będzie musiał poświęcić na „wplecenie” ich w swoją planszę, na niektórych narysowana jest także pewna liczba guzików. Te ostatnie stanowią w grze walutę, a partię rozpoczyna się w pięcioma sztukami.
Źródło: Rebel.pl
W swoim ruchu mamy do wyboru jedną z dwóch opcji. Pierwszą jest prześcignięcie znacznika czasu przeciwnika, co skutkuje zdobyciem guzików w liczbie przebytych właśnie pól. Druga możliwość pozwala na zakup materiału i składa się z kilku kroków. Wpierw wybieramy jeden z trzech skrawków, które znajdują się na prawo od specjalnego pionka, po czym przesuwamy go na to miejsce. Następnie płacimy za materiał, umieszczamy go na planszy tak, by nie zachodził na inne, a na koniec przesuwamy swój znacznik czasu o wymaganą liczbę pól. Godnym wspomnienia jest fakt, że gracze niekoniecznie wykonują swoje ruchy naprzemiennie, przeprowadza się je bowiem tak długo, aż nie zostanie minięty znacznik przeciwnika na planszy czasu. Istotne jest też to, że na właśnie tam co kilka pól pojawia się symbol guzika oraz rozłożonych jest pięć jednopolowych skrawków. Gdy którykolwiek z uczestników mija symbol, pobiera natychmiast z banku tyle guzików, ile znajduje się ich aktualnie na jego kołdrze. Inaczej jest z kawałkami materiału, bo tutaj panuje zasada „kto pierwszy, ten lepszy”. Rozgrywka toczy się do momentu, aż oba znaczniki graczy osiągną metę. Wtedy to od zdobytych dotychczas guzików należy odjąć dwa punkty za każde pozostałe nam puste pole. Dodatkowe siedem oczek może przypaść osobie, która w trakcie partii jako pierwsza wypełniła kwadrat pól o wymiarach 7x7.
„Patchwork” z marszu podbił moje serce. Półgodzinna partia przemija niepostrzeżenie, a na swoją kolej nie czekamy zbyt długo. Ciekawych decyzji do podjęcia jest sporo, ale nie rozboli nas od tego głowa. Zapłacić więcej za materiał z nadrukowanymi guzikami czy kupić tańszy, ale o niewygodnym kształcie? Podebrać przeciwnikowi skrawek, który będzie mu idealnie pasował, czy skupić się raczej na swoim wzorze? To tylko kilka przykładowych problemów, które przyjdzie nam roztrząsać. Jeśli dodamy do tego porządne wykonanie i bardzo przystępną cenę, to wyjdzie nam produkt pozbawiony wad. A dobrych gier dla dwojga nigdy zbyt wiele. „Patchwork” to idealna pozycja do popołudniowej kawy.