Piękne tkaniny, drogie skóry, cenne klejnoty – to wszystko można na być na targu w Jaipurze. Ale trzeba uważać, konkurencja nie śpi i najciekawsze artykuły może nam sprzątnąć sprzed nosa. Trzeba wykazać się sprytem i czujnością, a z pewnością zasłużymy na uznanie Maharadży.
Orientalny handel
[Sébastien Pauchon „Jaipur” - recenzja]
Piękne tkaniny, drogie skóry, cenne klejnoty – to wszystko można na być na targu w Jaipurze. Ale trzeba uważać, konkurencja nie śpi i najciekawsze artykuły może nam sprzątnąć sprzed nosa. Trzeba wykazać się sprytem i czujnością, a z pewnością zasłużymy na uznanie Maharadży.
Dziękujemy wydawnictwu Rebel.pl za udostępnienie egzemplarza gry na potrzeby recenzji.
Sébastien Pauchon
‹Jaipur›
Jaipur to stolica indyjskiego stanu Radżastan, zwana „Różowym Miastem” z racji koloru budynków. Słynie z wielu zabytków, w tym z wyjątkowo pięknego Pałacu Wiatrów (Hawa Mahal). Obecnym Maharadżą Jaipuru jest nastoletni Kumar Padmanabh Singh. Celem gry „Jaipur” jest zyskanie tytułu ministra handlu Maharadży, co można osiągnąć, jeśli na koniec będzie się bogatszym od swego konkurenta.
Jest to karcianka, w której karty reprezentują różnorakie towary - te luksusowe: diamenty, złoto i srebro, jak i te bardziej pospolite: tkaniny, przyprawy, skóry. Przedstawiają też bardzo pomocne przy transakcjach wielbłądy. Rozgrywka składa się z rund; po każdej z nich następuje podliczenie punktów i gracz, który ma ich najwięcej zdobywa pieczęć uznania. Do końcowego zwycięstwa potrzebne są dwie takie pieczęcie, więc jak łatwo policzyć, cała gra trwa dwie lub trzy rundy. Podzielone są one na tury, w których gracz może wziąć karty lub je sprzedać. Zasady są bardzo proste. W swojej turze gracz może zabrać jedną z kart leżących na stole (na targu) i uzupełnić brakujące miejsce nową z zakrytego stosu; może zabrać ich kilka, ale pod warunkiem, że tyle samo zwróci od razu ze swojej ręki lub też pozyskać wszystkie dostępne wielbłądy. Wszystko po to, aby gromadzić kolekcje towarów jednego rodzaju i zbyć je z dużym zyskiem. Za każdym razem, gdy sprzedane zostaną co najmniej trzy jednakowe karty, gracz otrzymuje bonus – tym wyższy, im więcej oddaje kart. Te punkty są przydzielane losowo i są tajne aż do momentu podliczania punktów na koniec rundy, do końca więc nie wiadomo kto zostanie zwycięzcą. Punkty uzyskuje się również za sam fakt sprzedaży, bez względu na liczbę dóbr. Gracz dostaje pierwszy dostępny żeton w kolorze sprzedawanego towaru (jeden za każdą zbytą sztukę). Istotne jest, że wartości żetonów ułożone są od największych do najmniejszych. Gracze stają więc przed wyborem – dokonać szybkiej transakcji, aby wziąć te lepiej punktowane krążki czy raczej poczekać na większy zestaw i otrzymać dodatkowo premię.
foto rebel.pl
Jeszcze dwa słowa o wielbłądach – one nie są traktowane jak typowe towary – nie sprzedaje się ich. Można ich natomiast używać przy podmianie towarów – gdy zabieramy z targu kilka kart, to brakujące miejsca można uzupełnić właśnie wielbłądami, dzięki czemu nie dajemy przeciwnikowi potencjalnie atrakcyjnych dóbr. Runda kończy się gdy wyczerpią się żetony dla trzech różnych towarów lub gdy nie ma już kart do uzupełnienia targowiska. Następuje wtedy podliczenie punktów z żetonów, bonusów oraz przyznanie bonifikaty za największą liczbę wielbłądów. Kolejna runda zaczyna się zupełnie od zera i jeśli po jej rozegraniu jeden z graczy ma dwie wygrane, to następuje zakończenie rozgrywki.
„Jaipur” jest bardzo przyjemną, pomysłową grą. Wprawdzie dość losową, ale zwycięstwo bardziej zależy od taktyki niż od szczęścia, chociaż i to się przydaje. Zawsze jest kilka decyzji do podjęcia i trochę emocji, gdy nowe karty pojawiają się na targu. Duży plus daję za wykonanie – malutkie pudełko łatwo zabrać ze sobą choćby na wakacje, karty są solidne (płótnowane) i mają piękne ilustracje, a żetony wykonano z grubego kartonu. Zasady są łatwe do przyswojenia, w zasadzie to pozycja dla każdego, bez względu na planszówkowe doświadczenie. Na pewno jest to jedna z ciekawszych gier dwuosobowych na rynku. Orientalny klimat jest wyczuwalny, rozgrywka angażuje, jest stosunkowo krótka (chociaż rzadko się na jednej kończy). Z czystym sumieniem polecam, ja rozegrałam kilkadziesiąt partii i dalej mam ochotę na więcej.