Hollywood od lat przyciąga osoby marzące o karierze filmowej. W grze o tym tytule możemy wcielić się w producentów, których zadaniem jest zrobienie jak najbardziej kasowego filmu, bo przecież najważniejsze są zyski.
W pogoni za Oscarem
[Nikolay Pegasov „Hollywood” - recenzja]
Hollywood od lat przyciąga osoby marzące o karierze filmowej. W grze o tym tytule możemy wcielić się w producentów, których zadaniem jest zrobienie jak najbardziej kasowego filmu, bo przecież najważniejsze są zyski.
Nikolay Pegasov
‹Hollywood›
Dziękujemy wydawnictwu Egmont za udostępnienie egzemplarza gry na potrzeby recenzji.
„Hollywood” jest grą karcianą, która wykorzystuje, znany choćby z „7 cudów świata”, mechanizm draftu – każdy z graczy otrzymuje na start siedem kart, zostawia dla siebie jedną, a resztę przekazuje sąsiadowi – i tak w kółko, aż wszystkie karty znajdą swoich właścicieli. Z zebranej kolekcji każdy stara się stworzyć jak najbardziej dochodowy film. Liczą się nie tylko zgromadzone pieniądze, ale i przyznane statuetki (sumuje się ich ikony widniejące na kartach). Ten kto ma ich najwięcej zgarnia nagrodę za najlepszy film, która pozwoli na uzyskanie dodatkowych przychodów na zakończenie gry. W ten sposób rozgrywa się trzy rundy (trzy lata) i osoba, która na koniec ma najwięcej gotówki zostaje zwycięzcą.
Oczywiście stworzenie kasowej produkcji nie jest takie proste. Na start potrzebne są: scenariusz, reżyser i aktor. Najlepiej żeby wszystkie osoby specjalizowały się w gatunku określonym przez scenariusz (do wyboru mamy romans, komedię, horror i film akcji). Dodatkowe zyski przyniesie też zatrudnienie pary aktorów (w końcu liczy się „chemia” na ekranie) i dokooptowanie specjalistów, którzy wspomogą całość (kostiumologów, choreografów, dublerów itd.) – naprawdę jest z czego wybierać. Jako że do liczenia zysków wystarczą tylko wspomniane scenariusz, reżyser i aktor, to możliwe jest stworzenie dwóch, a nawet trzech filmów w jednej rundzie, a każdy z nich rozliczany jest osobno.
Oprócz zwykłych kart, z których tworzyć można dzieła, są też karty gwiazdorskie. Znajdują się tam oskarowi aktorzy, wybitni reżyserzy, fantastyczne scenariusze i wiele innych. Na początku rozgrywki, jeszcze przed draftem, każdy z graczy dostaje jedną taką kartę. Po zakończeniu wymiany kart, gdy każdy dysponuje ośmioma kartonikami, jest jeszcze szansa na pozyskanie drugiej karty gwiazdorskiej. Można to uczynić dzięki licytacji – dostępne karty wyłożone są na specjalnym torze i gracze w tajemnicy obstawiają, którą z nich chcą zakupić i za ile. Nie ma więc oficjalnego podbijania stawek – trzeba zaryzykować w ciemno. Dopiero po skompletowaniu dziewięciu kart gracze przechodzą do „kręcenia” z nich gotowych filmów. Zawsze jest ryzyko, że ktoś nie będzie posiadał ani jednego aktora, reżysera czy scenariusza, czyli nie będzie w stanie zmontować żadnej produkcji. Na skrypt jest rada – można wymienić dowolną kartę na bezwartościowy scenariusz (nieprzynależący do żadnego gatunku), na reżyserów i aktorów już nic nie da się poradzić. Na szczęście ryzyko, że tak się stanie, jest niewielkie.
Ze względu na losowy dobór kart każda rozgrywka jest unikalna, ale jeśli gracze potrzebują urozmaicenia, to „Hollywood” oferuje trzy dodatkowe warianty. Pierwszy z nich - „Festiwale” – dodaje karty, które wprowadzają dodatkowe zasady na każdą z rund. Drugi, czyli „Łowcy nagród” też wprowadza nowe karty, a rozgrywka skupia się mocniej na pozyskiwaniu statuetek za najlepszy film. Ostatni – „Za kulisami” – dodaje do gry interakcję negatywną dzięki fazie „Zakulisowe rozgrywki”. Podczas niej gracze podrzucają sobie karty, które obniżają wartość produkcji lub utrudniają jej zmontowanie.
Muszę przyznać, że „Hollywood” bardzo mi się podoba i wciągnął też moich znajomych. Zasady są proste, czas gry krótki, a frajdy dużo. Przy odrobinie wyobraźni można sobie świetnie budować filmowy klimat. Gra nadaje się tak naprawdę dla każdego, a szczególnie do grania rodzinnego czy z osobami, które stawiają pierwsze kroki w planszówkowym świecie. Ci bardziej zaawansowani mogą potraktować ją jako lżejszy przerywnik między poważniejszymi tytułami i też będą się świetnie bawić. Wykonanie jest całkiem dobre, chociaż karty szybko odczują trudy częstego tasowania, minusem jest też dla mnie mała zmienność ilustracji. Od strony mechanicznej gra bardzo udanie łączy draft z elementami negocjacji. Może w nią zagrać aż sześć osób, a liczba graczy nie ma specjalnego wpływu na czas trwania rozgrywki. W dwie osoby nie jest źle, ale jest to raczej tytuł stworzony dla większego grona. Polecam zagrać, pewnie będziecie równie mile zaskoczeni jak ja.