Eurogier jest na polskim rynku coraz więcej z każdym rokiem. Niektóre to lżejsze, familijne tytuły ze stosunkowo krótkim czasem rozgrywki i prostymi zasadami, inne zaś to rozbudowane, wymagające główkowania tytuły dla miłośników gatunku. „Grand Austria Hotel” zdecydowanie zalicza się do tej drugiej grupy.
Hotel idealny
[Virginio Gigli, Simone Luciani „Grand Austria Hotel” - recenzja]
Eurogier jest na polskim rynku coraz więcej z każdym rokiem. Niektóre to lżejsze, familijne tytuły ze stosunkowo krótkim czasem rozgrywki i prostymi zasadami, inne zaś to rozbudowane, wymagające główkowania tytuły dla miłośników gatunku. „Grand Austria Hotel” zdecydowanie zalicza się do tej drugiej grupy.
Dziękujemy wydawnictwu Rebel.pl za udostępnienie egzemplarza gry na potrzeby recenzji.
Virginio Gigli, Simone Luciani
‹Grand Austria Hotel›
„Grand Budapest Hotel” to film Wesa Andersona, zdobywca czterech Oscarów i wielu innych prestiżowych nagród. Nie da się ukryć, że tytuł gry „Grand Austria Hotel” od razu przywodzi na myśl film, w którym luksusowy hotel po latach działalności podupadł, a z dawnej świetności pozostały tylko wspomnienia. W grze zadaniem graczy jest dbanie o rozwój placówki tak, aby przynosiła jak największe zyski i nie spotkał jej los hotelu filmowego.
Wprawdzie jest to eurogra, w której gracze po kolei wykonują wybrane przez siebie akcje, nie zastosowano tu jednak najbardziej typowego mechanizmu worker placement, a kwestię wyboru akcji rozwiązano trochę inaczej. Pierwszy gracz rzuca wszystkimi dostępnymi w grze kośćmi (ich liczba zależy od liczby graczy), a następnie ustawia je na specjalnej planszy, grupując je po wynikach. Jeżeli jest chociaż jedna kostka z wynikiem na przykład „2”, to oznacza, że można wykonać akcję przypisaną do dwójki. Dodatkowo, im więcej kostek z daną liczbą oczek, tym większy bonus dla osoby, która z danej akcji zdecyduje się skorzystać. Przykładowo, wspomniana dwójka pozwala na przygotowanie kawy lub wina, a im więcej kostek z dwójką, tym więcej napojów możemy zamówić. Po wykonaniu wybranej czynności, dana osoba odkłada jedną z kostek (z numerem odpowiadającym wybranej akcji), więc każdy kolejny gracz ma trochę mniejszy wybór. Jeśli graczowi nie pasuje rozkład oczek na kościach, to może spasować i w rezultacie rzucić ponownie tymi kostkami, które nie zostaną wykorzystane przez pozostałe osoby. Na szczęście gra pozwala na zarządzanie szczęściem w rzutach. Nie tylko można spasować, ale też za drobną opłatą zwiększyć liczbę kostek przypisanych do danej akcji lub skorzystać z „szóstek” czyli kostek pozwalających na wykonanie dowolnie wybranej czynności.
Jak wspomniałam w grze należy zadbać o rozwój hotelu. Dzieje się to przez pozyskiwanie odpowiednich gości (to gracze decydują, kto ich odwiedzi), którzy najpierw trafiają do kawiarni. Gdy dostaną tam dania i napoje zgodne ze swoimi wymaganiami, to przeniosą się na noc do jednego z przygotowanych pokojów hotelowych. Każdy gość ma swój kolor i swoje wymagania odnośnie do jedzenia, a w zamian oferuje punkty zwycięstwa lub dodatkowe bonusy (a często jedno i drugie). Żółty gość może spać wyłącznie w żółtym pokoju, ale taki pokój musi być odpowiednio wcześniej przygotowany (do czego służy odrębna akcja). Kawiarnia mieści maksymalnie trzy osoby, a jedynym sposobem na to, żeby opuściły one stoliki jest zapewnienie im jedzenia, a następnie noclegu. Trzeba więc bardzo rozważnie dobierać gości, zwłaszcza, że ci nieobsłużeni przynoszą na koniec punkty ujemne. Jeśli mówimy już o punktach („w przypadku „Grand Austria Hotel” punkty to zdobyta gotówka) warto wspomnieć, że sposobów na ich zdobycie jest sporo i tylko od gracza zależy, jaką strategię obierze. Przede wszystkim punkty dają obsłużeni goście. Pokoje są pogrupowane i zajęta grupa też może dać dodatkowe punkty (lub inne bonusy). Gotówkę można też pozyskać dzięki wybraniu jednej z akcji, spełnieniu wymagań politycznych (czyli warunków, które losowane są na początku rozgrywki – np. pierwsi trzej gracze, którzy umieszczą gości na dwóch piętrach hotelu dostają dodatkowe punkty – kto wcześniej ten więcej). Do pomocy w obsłudze hotelu można zatrudniać pracowników, którzy wprawdzie pobierają wynagrodzenie (a pieniądze to w końcu punkty), ale w zamian oferują swoje zwykle bardzo atrakcyjne usługi.
Nie da się ukryć, że w grze jest się nad czym głowić. Karty polityki z jednej strony wskazują w jakim kierunku dobrze jest podążać, ale z drugiej strony nie można zaniedbać tak zwanego „toru cesarza”. W odpowiednim momencie gry gracze powinni być na nim na tyle daleko, żeby uniknąć kary (zwykle dotkliwej), za zbyt słaby postęp (nagrody oczywiście też są). Nie da skupić się na wszystkim, trzeba sobie mądrze rozplanować ruchy, bo inaczej rozgrywka zakończy się porażką. W grze występuje sporo zmiennych – są to pracownicy, których można zatrudnić, warunki polityczne, nagrody/kary wynikające z toru cesarza czy dostępni w danym momencie goście. Taka różnorodność gwarantuje wiele godzin niepowtarzalnych rozgrywek, dzięki czemu nie ma nudy. Nie da się ukryć, że takie zróżnicowanie wpływa na czas gry, a im więcej graczy tym dłużej. Tury mają tendencje do przeciągania się, a całość potrafi się dłużyć. Plusem jest fakt, że gra się bardzo dobrze w każdym składzie, więc wystarczą dwie osoby, żeby cieszyć się rozgrywką. Mnie tu brakowało jednej małej rzeczy – każdy otrzymuje pomoc dla gracza z informacją jakie akcje dodatkowe (po wykonaniu tej obowiązkowej, związanej z kostkami) może wykonać. A przydałaby się pełna pomoc, opisująca całą turę gracza, która rozpoczyna się od możliwości wyboru gościa. Bardzo często, zwłaszcza w pierwszych rozgrywkach zdarzało się nam o tym zapominać.
„Grand Austria Hotel”, to cięższe euro, które powinno zadowolić miłośników kombinowania i przeliczania. Da się tu tworzyć ciekawe kombinacje, można też osiągać wygraną na wiele sposobów. Ze względu na czas trwania i złożoność (chociaż nie jest to trudna do nauczenia gra), nie polecam jej miłośnikom tytułów familijnych. Przyjemnym zaskoczeniem był dla mnie wyczuwalny klimat hotelowy, co w eurograch nie jest takie częste. Od strony wizualnej gra prezentuje się bardzo dobrze, mogę się jedynie przyczepić do cienkich i podatnych na uszkodzenie kart. Niewątpliwą zaletą jest też odstąpienie od popularnej mechaniki worker placement na rzecz mniej typowego rozwiązania.
Nie da się ukryć, że „Grand Austria Hotel” to kolejna na rynku eurogra. Nie robi rewolucji, ale mnie, miłośniczce tego typu tytułów, bardzo przypadła do gustu. Jest wystarczająco losowa by kolejne rozgrywki nie były nudne, oferuje wiele dróg do zwycięstwa, a tematyka hotelowa pasuje mi bardzo. Polecam zagrać i przekonać się samemu.