Kostaryka to niewielkie państwo w Ameryce Środkowej liczące sobie niecałe pięć milionów mieszkańców. Jak na karaibski kraj przystało jest tam bardzo ciepło i wilgotno (w niektórych rejonach pada cały rok), co sprzyja faunie. Właśnie do podróży do dżungli na bezkrwawe, bo z aparatem fotograficznym, łowy nawiązuje gra zatytułowana własnie „Kostaryka”.
Z aparatem przez dżunglę
[Matthew Dunstan, Brett J. Gilbert „Kostaryka” - recenzja]
Kostaryka to niewielkie państwo w Ameryce Środkowej liczące sobie niecałe pięć milionów mieszkańców. Jak na karaibski kraj przystało jest tam bardzo ciepło i wilgotno (w niektórych rejonach pada cały rok), co sprzyja faunie. Właśnie do podróży do dżungli na bezkrwawe, bo z aparatem fotograficznym, łowy nawiązuje gra zatytułowana własnie „Kostaryka”.
Matthew Dunstan, Brett J. Gilbert
‹Kostaryka›
Tytuł mieści się w stosunkowo niewielkim pudełku i zawiera tekturowe żetony z rysunkami zwierząt z jednej i typami terenu z drugiej strony oraz pionki graczy. Gracze wcielają się w podróżników przemierzających dżunglę, aby zrobić jak najlepsze ujęcia zwierząt. Każdy teren zamieszkiwany jest przez dwa okazy, z czego jeden występuje częściej, na drugi jest zdecydowanie trudniej trafić. Jeśli ktoś ma spory fart, to zrobi zdjęcia nawet dwóch osobników danego gatunku jednocześnie, przy czym zdecydowanie łatwiej o to w górach niż w lesie deszczowym. Mechanika wykorzystywana w grze to „push your luck” czyli sprawdzanie ile ma się szczęścia. Plansza za każdym razem tworzona jest losowo i ma kształt dużego sześciokąta składającego się z sześćdziesięciu jeden małych sześciokątnych żetonów terenu. Na starcie widoczny jest tylko typ terenu poszczególnych pól, zwierzęta są schowane. Pionki graczy rozstawia się przy rogach planszy, obrazują one sześć ekspedycji gotowych na wyprawę. Osoba rozpoczynająca zostaje szefem ekspedycji i wybiera grupę pionków, którą poruszy – musi w niej być pionek lidera. Odkrywany jest pierwszy żeton i, począwszy od kierownika wycieczki, wszyscy decydują czy chcą go zatrzymać, czy wolą iść dalej i odkryć kolejny teren. Jeśli któryś z graczy zdecyduje się na zrobienie zdjęcia (zabranie żetonu), to otrzymuje wszystkie, które zostały odsłonięte w ramach danej wyprawy. Celem gry jest zebranie kolekcji fotografii, która da na końcu najwięcej punktów zwycięstwa. Im więcej zdjęć jednego gatunku tym więcej bonusów, ale punktować można też za komplet sześciu ujęć różnych zwierząt.
Gdzie tkwi więc cała zabawa? Przede wszystkim w decyzji czy zabrać już to co jest, czy odpuścić. Jeśli zdecydujemy się poczekać, to jest ryzyko, że inny gracz zdecyduje się na wycofanie i zdjęcia trafią w jego ręce. Jest też haczyk – jeżeli rezygnujemy z dalszej wyprawy i zabieramy trofea, to tracimy nasz pionek. Jest ich w grze sześć i tylko tyle razy (maksymalnie) będziemy mogli zdobywać punkty. W rzeczywistości zwykle mniej, bo grupa łatwo może zostać odcięta od planszy (odkryte żetony są zabierane i w ten sposób powstają dziury, a poruszać można się wyłącznie na kolejne sąsiednie pole). Smaczku dodają też występujące na niektórych terenach moskity, będące symbolem zagrożenia. Odkrycie pierwszego pola z komarem nie wpływa na grę, ale już drugi taki symbol podczas jednej wycieczki zmusza lidera do usunięcia z gry obu takich żetonów, pozostałe (odkryte w danej rundzie) może sobie zatrzymać.
Cała rozgrywka w dużym stopniu bazuje na szczęściu, zwłaszcza gdy jest się przewodnikiem. Wtedy jako piewsi decydujemy co dalej – iść czy się zatrzymać. Przy dużym pechu dwa pierwsze żetony mogą być z moskitami i wtedy zostajemy z niczym. „Kostaryka” jest bardzo lekką, familijną grą. Rozgrywka toczy się bardzo szybko, a liderzy często się zmieniają, bo jednak zwykle szybko znajduje się ktoś, kto zabiera trofea i odpuszcza. Wykonanie gry jest całkiem przyzwoite, żetony powinny wytrzymać sporo, daję też plus za umieszczenie w instrukcji któtkich informacji edukacyjnych na temat występujących w grze zwierząt i samej Kostaryki. Skalowanie nie jest najlepsze – im więcej graczy tym zdecydowanie jest ciekawiej. Ja mam wobec tej gry dość neutralne odczucia, ani mnie, ani moich znajomych nie porwała szczególnie, ale też nie jest to tytuł przed którym będę się bronić jesli pojawi się na stole. Trzeba pamiętać, że to gra dla szczęściarzy i można sprawdzić ile ryzyka ma się w duszy. Polecam „Kostarykę” przede wszystim rodzinom poszukującym czegoś szybkiego, o bardzo prostych zasadach, bo jest to tytuł, w który dorośli i dzieci mogrą grać jak równy z równym.