Mariaż gier komputerowych z komiksem nie jest zjawiskiem zbyt powszednim. Pierwszym tytułem przychodzącym mi do głowy jest kultowe „Comix Zone”. Nad produkcjami z gatunku „digital novel” nie ma sensu się rozwodzić, podobnie jak nad grami opartymi na komiksowych motywach. Te bywały zarówno lepsze, jak i gorsze. Trafiały się również prawdziwe perły, ale to wymieniona na samym początku tego tekstu produkcja Segi jawi się jako idealna hybryda obu mediów…
Krzysztof Przygoda
Trochę bardziej komiks niż gra
[„Liberated” - recenzja]
Mariaż gier komputerowych z komiksem nie jest zjawiskiem zbyt powszednim. Pierwszym tytułem przychodzącym mi do głowy jest kultowe „Comix Zone”. Nad produkcjami z gatunku „digital novel” nie ma sensu się rozwodzić, podobnie jak nad grami opartymi na komiksowych motywach. Te bywały zarówno lepsze, jak i gorsze. Trafiały się również prawdziwe perły, ale to wymieniona na samym początku tego tekstu produkcja Segi jawi się jako idealna hybryda obu mediów…
…i inspiracja dla „Liberated” – od niedawna dostępnej na Nintendo Switch (a wkrótce również na PC) produkcji niezależnego polskiego studia Atomic Wolf. Przyznam szczerze, że pierwsze zapowiedzi wzbudziły we mnie zainteresowanie. Głównie przez obraną przez autorów konwencję interaktywnego komiksu i intrygującą oprawę graficzną.
Świat „Liberated” jest ucieleśnieniem najczarniejszych wizji twórców Black Mirror, w których technologia staje się doskonałym narzędziem do sprawowania kontroli nad społeczeństwem. Wszechobecny monitoring, kontrola transakcji, dokumentujące niemal każdy krok social media i władza, która trzyma swoich obywateli na krótkiej cyfrowej smyczy. Krótko mówiąc: świat, który niemal czai się za rogiem, przyprawiając o palpitacje serca osoby ceniące swoją prywatność.
Kimś takim jest bohater „Liberated” i, jak łatwo się domyślić, władzom nie do końca to odpowiada. Każde odchylenie od norm stwarza zagrożenie dla funkcjonowania idealnie skalibrowanej maszyny obywatelskiego posłuszeństwa. Bohater szybko zostaje zwerbowany do tytułowej antysystemowej organizacji i tak zaczyna się nasza przygoda z „Liberated”.
Opowieść została przedstawiona w formie wspomnianego wcześniej interaktywnego komiksu w czterech tomach. Na ekranie widzimy kartkę z poszczególnymi kadrami – część z nich stanowi pole akcji, inne służą jedynie za fabularne wypełniacze. Ogląda się to dobrze, szczególnie biorąc pod uwagę wysoki poziom artystyczny rysunków. Trochę gorzej się niestety w to gra.
„Liberated” to gra akcji z elementami platformowymi, przepełniona sekwencjami QTE. Trochę tu „Limbo” i „Inside”, trochę „Deadlight”, ale w żadnym swoim aspekcie produkcja Atomic Wolf nie może się równać z dokonaniami PlayDead i Tequila Works. To, co drażni, to trochę źle wyważone i zbyt szybkie tempo rozgrywki, momentami kulawa responsywność postaci, a także uproszczenia mechaniki sprawiające, że czasami do zaliczenia kadru wystarczy trzymać analoga wychylonego w prawo i kilkukrotnie wcisnąć ten sam przycisk. Nie, żebym jakoś przesadnie narzekał, ale konkurencja w tym gatunku pokazała znacznie więcej.
Więcej też obiecywałem sobie po fabule, która – choć niezbyt oryginalna – na początku ochoczo wciągała mnie w swój wir. Niestety, każdy kolejny zeszyt obniżał loty, a zastosowane przez scenarzystów narracyjne twisty nie do końca zagrały tak, jak powinny. Sytuację uratowała końcówka gry, niemniej drobne poczucie rozczarowania pozostało ze mną do samego końca.
„Liberated” nie jest grą złą, a nawet ma zadatki na tytuł więcej niż przeciętny. Gdyby uspokoić trochę tempo i oddać graczom większą kontrolę nad wydarzeniami, byłby to tytuł godny polecenia każdemu miłośnikowi gier akcji. W obecnej formie „Liberated” jest takim trochę bardziej komiksem niż grą, oraz ciekawą demonstracją pomysłowości swoich twórców. Mam nadzieję, że w swoich kolejnych produkcjach odnajdą odpowiedni balans między formą a treścią. Ale zagrać warto!