W ostatnich latach mogliśmy obserwować prawdziwy wysyp gier paragrafowych, szczególnie adresowanych do młodszych czytelników. Jak na ich tle prezentuje się „Piekło na autostradzie” (ugrzecznione i mniej kontrowersyjne tłumaczenie oryginalnego „Highway Holocaust”) Joe’go Devera?
Postapokaliptyczna klasyka
[Joe Dever „Piekło na autostradzie” - recenzja]
W ostatnich latach mogliśmy obserwować prawdziwy wysyp gier paragrafowych, szczególnie adresowanych do młodszych czytelników. Jak na ich tle prezentuje się „Piekło na autostradzie” (ugrzecznione i mniej kontrowersyjne tłumaczenie oryginalnego „Highway Holocaust”) Joe’go Devera?
Joe Dever
‹Piekło na autostradzie›
Czterotomowa seria „Wojownik autostrady” Joe’go Devera to klasyka gier paragrafowych i konwencji postapokaliptycznej. I choć nie zdobyła sobie aż takiej popularności jak seria fantasy „
Samotny wilk”, to jej wznowienie bez dwóch zdań zasługuje na uwagę.
Wcielamy się tutaj w Cala Phoenixa, człowieka, który cudem uniknął śmierci podczas zagłady, jaka spadła na świat w wyniku detonacji licznych głowic atomowych przez organizację terrorystyczną HAVOC. Po latach spędzonych w ukryciu, Cal dołącza do kolonii o nazwie Dallas Colony One. Nasza przygoda rozpoczyna się w momencie, kiedy w wyniku problemów z zaopatrzeniem grupa ocalałych decyduje się na długą i niebezpieczną wyprawę na zachód, a Calowi przypada w udziale rola zwiadowcy niewielkiego konwoju.
Jednym z obowiązkowych elementów, przez jakie musimy przejść przed rozpoczęciem rozgrywki, to stworzenie postaci, czyli rozdzielenie punktów między poszczególne sprawności bohatera i wybór, jakim sprzętem (w tym bronią) będzie on dysponował. Jest to stosunkowo krótki i w miarę bezbolesny proces, aczkolwiek można później odnieść wrażenie, że niektóre cechy i przedmioty okazują się o wiele bardziej przydatne od pozostałych. To jednak typowe ryzyko, które musimy podjąć – w zależności od dokonanych wyborów niektóre elementy naszego wyposażenia pozwolą nam przetrwać na pustkowiach, a inne okażą się zupełnie bezużyteczne. Warto jednak pamiętać, że „Wojownik autostrady” został rozpisany na cztery części, więc jeśli nie w tej, to być może w którejś z kolejnych posiadanie konkretnych zasobów okaże się znaczące.
Jak w wielu innych grach paragrafowych, także tutaj największą bolączką są elementy losowe, które mają nadawać całej historii posmaku niepewności. Na końcu książki umieszczono tabelę z zestawem liczb od 0 do 9, do której musimy sięgać, kiedy tylko historia tego od nas wymaga (sam zastąpiłem je rzutami kością dziesięciościenną). Zwykle sprowadza się to do dodania do siebie jednego lub kilku współczynników postaci i losowej liczby z tabeli i podążenia dalej, zgodnie z tym, jaką końcową wartość uzyskaliśmy. Zazwyczaj im więcej, tym lepiej. Podobną mechanikę zastosowano do walki: w każdej rundzie należy porównać współczynnik Walka wręcz bohatera z tą samą wartością u przeciwnika, wylosować liczbę i znaleźć odpowiednie pole w tabeli, które będzie wskazywało na liczbę punktów wytrzymałości straconą przez bohatera i wroga. Proces powtarzamy do momentu, aż wytrzymałość jednego z walczących spadnie do zera.
Fabuła prowadzi nas przez zrujnowane Stany Zjednoczone, gdzie na każdym rogu czai się niebezpieczeństwo, a w ruinach miast i miasteczek można znaleźć zapasy albo wrogo nastawione gangi motocyklowe. To właśnie od spotkania z jednym z nich rozpoczynamy historię – daje nam to przedsmak tego, co czeka nas dalej. Nie ma co liczyć na to, że będzie łatwo: nawet najlepsze decyzje podjęte w trakcie rozgrywki nie doprowadzą nas do szczęśliwego zakończenia bez sporej dozy szczęścia. Czasami można wpaść w błędne koło, szczególnie jeśli przydarzy nam się kilka nieudanych walk z wrogami, które pozbawią nas punktów wytrzymałości i zapasów medycznych. W połączeniu z możliwą utratą broni palnej (lub wyczerpaniem amunicji) kolejne etapy wędrówki stają się coraz trudniejsze.
Skutkiem ubocznym nastawienia głównie na wartką akcję i budowanie świata przedstawionego jest to, że ciężko nam doprawdy przejmować się naszymi towarzyszami podróży – pojawiają się oni raz po raz, jest nawet kiepsko zarysowany wątek romansowy, ale trudno zapamiętać, kto jest kim i dlaczego miałby być dla naszego bohatera kimś ważnym. Ale choć fabularnie i mechanicznie można dostrzec wiek tej paragrafówki, to mimo wszystko „Piekło na autostradzie” zapewnia solidną porcję rozgrywki.