„Niagara”, gra roku 2005, to z pozoru prosta familijna rozgrywka. Pewien kapitalny pomysł, zapewniający znakomitą grywalność, świadczy jednak o tym, że ta planszówka jest dziełem prawdziwego geniusza.
Konrad Wągrowski
Z siłą wodospadu
[Liesching Liesching „Niagara” - recenzja]
„Niagara”, gra roku 2005, to z pozoru prosta familijna rozgrywka. Pewien kapitalny pomysł, zapewniający znakomitą grywalność, świadczy jednak o tym, że ta planszówka jest dziełem prawdziwego geniusza.
Liesching Liesching
‹Niagara›
Dziękujemy bardzo sklepowi planszomania.pl za udostępnienie egzemplarza gry na potrzeby recenzji.
W przeciwieństwie do wielu gier odnoszących sukcesy w rywalizacji o prestiżową nagrodę Spiel des Jahres, „Niagara” nie ma aspiracji do roli edukacyjnej, nie odnosi się – tak jak robił to „Tikal”, „Carcassone” czy „Thurn und Taxis” – do jakichś konkretnych dziejów, nie obudowuje rozgrywki historycznymi faktami. „Niagara” to po prostu pływanie kajakami po rzece i zbieranie kryształów leżących na jej brzegach. Byłoby to zapewne całkiem łatwe, gdyby nie fakt, że rzeka kończy się wodospadem…
Przyznać należy, że wykonanie „Niagary” to jej wielki atut. Plansza nie jest może aż tak ładna, jak w przypadku „Thurn und Taxis”, ale wesoła i kolorowa. Najciekawsze jest jednak umieszczenie planszy – położona na odwróconym do góry dnem pudełku od gry rzeczywiście tworzy na swym brzegu swego rodzaju „wodospad”. Do tego otrzymujemy dziewięć przezroczystych krążków jednocześnie będących polami gry i symbolizujących nurt rzeki, torebkę mieniących się różnymi kolorami kryształków, rozmieszczanych w specjalnie wykonanych zagłębieniach na planszy, ładne drewniane kajaki, które mogą na swój pokład brać kryształy, i talię solidnie wykonanych kart z punktami ruchu. Krótko mówiąc – zestaw zróżnicowanych, solidnie wykonanych, ładnych elementów.
Ktoś tu zaraz spadnie... Źródło: boardgamegeek.com
Zasady „Niagary” są niezwykle proste. Właściwie jednokrotne uważne przeczytanie instrukcji wystarcza, by grać praktycznie bez zaglądania już do niej. Celem gry jest gromadzenie kryształów (w pięciu kolorach) – zwycięża gracz, który jako pierwszy zdobędzie cztery kryształy w jednym kolorze, pięć w różnych (każdy inny) lub siedem dowolnych. Po kryształy każdy gracz wyprawia się dwoma kajakami. Aby zabrać kryształ, kajak musi zatrzymać się obok miejsca, w którym kryształy są zgromadzone (plansza ma pięć takich miejsc). Każdy kajak może zabierać tylko jeden kryształ naraz. Gracze kierują kajakami, zagrywając rozdanymi na początku gry kartami, na których zapisane są punkty ruchu. Sześć kart z tej małej talii jest oznaczonych liczbami od 1 do 6, oznaczającymi ilość pól, o jakie może przemieścić się każdy kajak w danej turze. Siódma karta oznacza zmianę pogody – zwiększa lub zmniejsza prędkość nurtu rzeki. Punkty ruchu wydaje się na przemieszczenia kajaków (każde pole to jeden punkt) i pobieranie kryształów (zawsze za dwa punkty). Zagrane karty będzie można użyć ponownie dopiero po wykorzystaniu wszystkich siedmiu. Kryształy można też kraść z kajaków rywali (o ile stoi się na tym samym polu co przeciwnik). Kryształ uznaje się za zdobyty, gdy kajak z nim na pokładzie powróci do przystani. Na koniec każdej rundy rzeka się porusza, jej nurt jest uzależniony od zagranych w danej turze kart ruchu i dodatkowej modyfikacji wynikającej z dotychczas zagranych kart pogody. Na przykład w danej turze gracz A zagrał kartę 3, gracz B zagrał kartę 2, a gracz C zagrał kartę 6. Aktualny modyfikator pogody to +1. Na koniec tury przesuwamy rzekę o trzy pola (najniższa liczba to 2 + modyfikator). Spadają trzy krążki. Wtedy właśnie pechowe kajaki mogą zostać pochłonięte przez wodospad. Wszystko. Opisałem czterostronicową instrukcję w jednym akapicie!
Gra jest przeznaczona dla 3 do 5 graczy. Czysto teoretycznie mogą też zagrać w nią dwie osoby, ale nie będzie to zbyt pasjonująca rozgrywka.
Na czym więc polega ów geniusz twórcy „Niagary”? Po pierwsze na tym, że to chyba gra o najmniejszej przestrzeni rozgrywki – cała plansza ma zaledwie dziewięć pól! Co ważne – to w zupełności wystarcza. Po drugie – i to już pomysł naprawdę genialny – działanie rzeki. Gdy wspomniałem wcześniej o tym, że kajaki mogą spaść z wodospadu, zapewne wyobrażaliście sobie, że po prostu w jakimś momencie rozgrywki sprawdza się, które kajaki stoją na brzegu i zdejmuje je z planszy, albo coś w tym rodzaju. Ależ nie – one naprawdę spadają! Na koniec każdej tury wstawia się na planszę kolejny przezroczysty krążek, który popycha wszystkie obecne i powoduje, że jeden z nich spada (dlatego właśnie gra się na odwróconym pudełku), a wraz z nim wszystkie kajaki (załadowane kryształkami lub nie) znajdujące się na nieszczęsnym polu. Niby drobiazg, ale jakże ubarwiający całą rozgrywkę!
Plansza w całej rozciągłości Źródło: boardgamegeek.com
W „Niagarę” można grać na dwa sposoby. Bezpieczny – każdy gracz po prostu gromadzi osobno kryształy, nikt nie kradnie, gracze pilnują, aby nurt rzeki nie był zbyt szybki. Wtedy – powiedzmy sobie to szczerze – gra jest po prostu nudna. Drugi sposób – to gra na ostro. Gracze dbają o to, aby rzeka poruszała się jak najszybciej, nie odpuszczając rywalom i kradnąc ich kryształy, kiedy tylko się da. I tak właśnie należy grać w „Niagarę”, by rozgrywka sprawiała największą przyjemność. Wtedy też najwięcej kajaków spada w otchłań Niagary – a to wszakże esencja tej gry.
Pierwszą decyzją przy planowaniu strategii gry będzie to, jak właściwie mamy zamiar ją wygrać. Czy chcemy gromadzić kryształy w jednym kolorze (jakim?), czy różnokolorowe, czy większą ilość dowolnych. Kryształy niektórych kolorów są dostępne tuż przy wodospadzie, a więc ich zdobywanie jest niebezpieczne, z kolei te łatwiejsze do zdobycia zwykle szybko zostają „wymiecione” przez innych graczy. A może od razu nastawić się na złodziejstwo? Moralnie dwuznaczne, ale w końcu cel (zwycięstwo w grze) uświęca środki.
Interakcja między graczami jest silna. Przede wszystkim oczywiście mogą oni kraść kryształy z kajaków swych rywali. Po drugie – mają wpływ na nurt rzeki, a oczywiste jest, że warto jest go zwiększać, gdy kajaki rywali stoją blisko wodospadu. W obu przypadkach niezwykle istotne znaczenie mają zagrane karty ruchu (nie tylko określające ilość pól, o jakie mają przemieścić się obydwa kajaki gracza, ale i wpływające na ruch rzeki). Zaryzykuję stwierdzenie, że w grze najistotniejsze będzie udane przewidywanie posunięć rywali. Warto więc pamiętać, jakie karty już zagrali, jakie jeszcze zostały im w ręku, warto patrzeć na rozmieszczenie ich kajaków i zgadywać, co będą chcieli w następnej turze zrobić. To klucz do zwycięstwa.
Zaletą „Niagary” są krótkie rozgrywki – zwykle około pół godziny, bez żmudnego rozstawiania, liczenia punktów czy pieniędzy. Gra więc nadaje się doskonale na początek wieczoru gier, rozgrzewając zebrane towarzystwo. O dziwo, pomimo wspomnianych interakcji między graczami, nie powoduje antagonizmów. Rozgrywka jest po prostu wesoła, plansza kolorowa, trudno się boczyć na kogokolwiek za podbieranie z trudem zdobytych kryształów. Gra w „Niagarę” to nie rozgrywka strategiczna na śmierć i życie, to po prostu zabawa. A przy tym nie wyobrażam sobie, aby dziecku nie spodobało się spadanie kajaków do wodospadu – polecam więc szczególnie „Niagarę” jako rozrywkę familijną, sprawiającą dużo frajdy całej rodzinie. A dla dorosłych zabawa będzie z pewnością równie dobra.
Z ostatniej chwili – Egmont przygotowuje polskie wydanie gry. Warto na nie zaczekać, bo powinno być jakieś 20 zł tańsze od obecnego na rynku.