dzisiaj: 26 kwietnia 2024
w Esensji w Google

Komentarze

Magazyn CCXXXV

Podręcznik

Kulturowskaz MadBooks Skapiec.pl

Nowości

książkowe (wybrane)

więcej »

komiksowe

więcej »

muzyczne (wybrane)

więcej »

Zapowiedzi

komiksowe

więcej »

growe (wybrane)

więcej »

Komentarze


Komentarze do: Wszystkie Obiektów Tekstów
z działu: Wszystkie Twórczość Książki Film Komiksy Gry Varia Muzyka

Zwróćmy uwagę na takie powieści jak lemowe "Śledztwo", jak "Przesąd" Ambrose'a (zachwalany kiedyś w "NF" jako "horror bez kiczu", narracyjnie zresztą bliżej mu do technothrillera, SF bliskiego zasięgu streszczającej jakieś fikcyjne badania, niż do klasycznych krwawych czytadeł), czy "Głos naszego cienia" Carrolla (z wiadomym zakończeniem). Tam, moim zdaniem, udaje się każdorazowo nie tylko zrobić w rzeczywistości szczeliny, ale zawalić ją bohaterom na łeb w sposób zadowalający...


liteon, 24-09-2016 21:24:
Wielka przyjemność móc przeczytać tak interesującą polemikę!


cranberry, 03-05-2012 09:54:
Z lekką zgrozą przeczytałam zarzuty o obcości hybrydowych bohaterów "Ślepowidzenia". A to dlatego, że dla mnie są jak
najbardziej "swoi", "bliscy" i "zrozumiali" (oczywiście łącznie z zaakceptowanym przeze mnie faktem, że Siri ich nieco "przetłumaczył" na potrzeby osób z zewnątrz - niejednego IRL trzeba tłumaczyć).
Wszyscy mają swoje charaktery, wyraźne cechy, słabości, zalety, są pełnowymiarowi (również każda z osobowości Bandy
oddzielnie).
Powieść jest o naukowcach w akcji, no to się zajmują nauką! Oraz trudnymi relacjami międzyludzkimi (doprawdy trudno jest romansować z Michelle, kiedy susan się wpycha na interfejs, nieprawdaż?)
Strach się bać, najwyraźniej za bardzo jestem nerdem i za dużo czasu z nerdami spędzam, skoro nijak się tej obcości w załodze Tezeusza dopatrzeć nie mogę :D
A z Sirim to mam wręcz problem: zastanawiam się, na ile on miał być bardziej "inny", tylko autorowi nie bardzo wyszło, a na ile ja źle rozumiem. Bo dla mnie Siri nie jest "inny" na jakimś głębszym, patologicznym poziomie (czy już powinnam się niepokoić?...;) ) Nawet nie do końca przekonuje mnie wyjaśnienie autora, że Sarasti Siriego "zmienił", bo już Keeton, który nie oddzwania do umierającej Chelsea - to nie jest "idealnie imitujący zachowania odpowiednie" syntetyk tylko po prostu facet
sparaliżowany sytuacją, która go przerosła. Dla mnie psychikę Siriego da się wyjasnić nawet bardziej przez traumatyzującą i stygmatyzującą operację i reakcję rodziny (ojciec ucieka od problemu, matka piętnuje dziecko jako "nie takie", obwinia je i męża, bo tak naprawdę obwinia siebie) niż po prostu stwierdzeniem "operacja mechanicznie uszkodziła mu mózg, dając patologiczny efekt". Bo czegoś takiego nie uleczyłaby chyba terapia szokowa Sarastiego?
Siri zapewne odstaje nieco od "naszej" psychologicznej normy, ale w realiach SF chyba trzeba by czegoś więcej, żeby był aż tak "inny", jak usiłuje nas przekonać jego otoczenie i on sam.
Dla mnie język "Ślepowidzenia" nie jest "dziwny" w stopniu większym niż język, którym mówią istniejący specjaliści w
istniejącym świecie (wchodząc w rzeczywiste relacje między sobą). Być może język filozoficznych konstrukcji można obejść metaforą, ale języka przyrodniczego nie - bo on po prostu opisuje realnie istniejące obiekty i zjawiska. Trudno udawać, że ich nie ma, tylko dlatego, że mają "dziwne" nazwy.
Nie wydaje mi się, żeby przeszkodą w lekturze "Ślepowidzenia" mógł być brak oczytania w klasyce gatunku (SF). Ludzie latają w kosmos, może nie na spotkanie z Obcymi, ale to jednak jest dużo bardziej rzeczywista sytuacja niż "Byli sobie elf, krasnolud i czarodziej".
Natomiast na pewno były chwile, kiedy żałowałam, że moja wiedza na tematy przyrodnicze nie jest głębsza (nadal w zakresie popularnym, ale jednak na wyższym poziomie). To jest książka o przyrodnikach, więc siłą rzeczy, jak się nie nadąża za wywodem, to się nie wyłapie wszystkich smaczków. To jak czytać Parnickiego bez znajomości historii. Niby można, ale po co ;)


Paweł Paszkiewicz, 17-02-2012 08:50:
*szukanie prawidłowości i zasad w tej iluzji jest sednem nauki, oczywiście

Paweł Paszkiewicz, 17-02-2012 08:48:
@okonio Wszystko co postrzegamy jest w jakiś sposób projekcją wynikającą z naszej konstrukcji - iluzją, ale nauka polega na obserwacji pewnych prawidłowości między procesami i szukania relacji między nimi. To co mówisz nie jest takie proste, bo można określić czas jako wektor i wyznaczyć jego kierunek. Feynman przedstawiał to tak: "jeżeli weźmiesz pojemniczek z atramentem i drugi pojemniczek zawierający inną ciecz i otworzysz między nimi przegródkę, wymieszają się. Istnieje pewna bardzo minimalna szansa, że ze stanu wymieszania, że same wrócą na chwilę kiedyś do swoich przegródek i będą przez chwilę niewymieszane, ale to już jest prawie niemożliwe. Na tym polega ustalenie wektoru - wzrost entropii i wzrost liczby stanów nieuporządkowanych. Teoria nieprzechodniości jaką przedstawiłeś jest wykluczeniem postrzegania jasnej kierunkowości zmian, która jest faktem empirycznym. Negując fakty empiryczne, które leżą u podstawy każdej nauki, możemy zanegować całą naukę. Wszystko jest iluzją i prawidłowości i zasad w tej iluzji jest sednem nauki.

okonio, 16-02-2012 18:49:
Nie ma żadnej liniowości. To iluzja. Ktoś powiedział:
Choć chwila obecna postrzegana jest jako połączona z chwilą ją poprzedzającą i następującą po niej, nie możemy wyciągnąć z tego wniosku, że w trakcie medytacji czas postrzegany jest jako liniowy. Aktualne przeżycie „teraz” obejmuje połączenia z poprzednim wobec siebie oraz następującym po sobie „teraz”, ale nie znaczy to, że „teraz” poprzedzające chwilę aktualną połączone jest z „teraz” następującym po chwili aktualnej. Połączenia tych „teraz” nie są przechodnie. Każda kolejna chwila obecna jest nowym „teraz”, mimo tych połączeń. W tym sensie możemy powiedzieć, że czas nie upływa od przeszłości do przyszłości, lecz przybiera postać „zmiany” od „teraz” do „teraz”.

paweł paszkiewicz, 16-02-2012 15:51:
Ewolucja samoświadomości Metzingera trafia w sedno tego, co czasem próbuję przekazać. Kiedy coś wpada go głowy, wpada jakby znikąd. Wiemy, że to nasza myśl dlatego, że powstaje w znany nam, swojski sposób. Podejmowanie decyzji wydaje nam się magiczną presją świadomości na ten samowolny akt twórczy umysłu, ale taka presja z całą pewnością nie istnieje. Gdyby w którymś z naszych braci i sióstr (żyjących wśród nas innych ludzi) te same procesy odbywały się bez udziału świadomości, nikt nigdy by tego nie zauważył. Efekt, który odczuwamy nazywam "iluzją wyboru", niemożliwością bezgranicznej autorefleksji świadomości. Ostatecznie, gdybyśmy samych siebie określili jako naszą przestrzeń badań, w obliczu 2 prawa Goedla uświadomimy sobie, że aby przejrzeć iluzję woli, musielibyśmy zawsze wykroczyć poza przestrzeń badań, być zawsze większymi od samych siebie, a to by sprawiło, że odczuwanie tej iluzji przeniosłoby się po prostu na poziom "większego ja" nadzorującego "nas", czyli dalej po prostu "nas". Z drugiej strony wyobraźcie sobie wszechświat jeszcze przed powstaniem umysłu. Był przyczynowo-skutkowy. Nie było tej magicznej siły, którą wyobrażamy sobie jako "wolę" naszego umysłu. W jaki sposób na drodze tej liniowości, powstałby jako skutek magiczny generator - niezależny i uwolniona od tej przyczynowo-skutkowości. Wszechświat płynie liniowo jak rzeka ze szczytu góry do morza, a my jesteśmy częścią tej rzeki, chwilową lokalną złożonością powstałą w procesie rozpadu, w wyniku wzrostu entropii, być może w wyniku komplikacji równania, które upraszcza się do zera. We are the pulling of strings.


nosiwoda, 05-05-2011 16:03:
"Vatran Auraio" było także przedmiotem dyskusji Stolyka Lyterackiego, oto relacja: http://stolyklyteracki.wordpress.com/2011/05/05/relacja-z-majowego-stolyka-vatran-auraio/
Podobnie jak przedmówcy, bardzo podobała mi się Wasza dyskusja. W kilku miejscach mam inne zdanie, np. w sprawie człowieczeństwa. Najbardziej nieludzcy wydawali mi się przybyli ziemianie(?), a nie mieszkańcy.
Mnie zaciekawiła postać włodarza wioski, o którym nie wspomnieliście, i jego stosunków z nauczycielem. Mimo wyjaśnień uczennic, czytając książkę, miałem wrażenie, że jego wina była nie do końca prawdziwa... Wydaje mi się, że równie winny był włodarz, że podobne grzechy miał na sumieniu.
I jeszcze ostatni wątek, rozwój i upadek społeczności. Ja odczytałem sytuację następująco: cywilizacja przybyła na planetę, początek kolonizacji to z jednej strony rozwój wiedzy na temat świata w jakim się znaleźli, próba przeniesienia własnych doświadczeń na nowy ląd a potem... w którymś momencie doszło do utraty komunikacji z Ziemią(?), oraz z innymi wioskami znajdującymi się na planecie - bo raczej jestem pewien że było ich więcej. Wydaje mi się, że było to już na etapie rozrodu przez vylet i zimowej hibernacji. Brak kontaktów wiąże się z zamknięciem społeczności, rozrodem wewnątrz wioski a co za tym idzie również mutacjami itd. Czytając zastanawiałem się również, kiedy vylet zaczął równać się śmierci...
I jeszcze na koniec, ciekawa interpretacja poroka jako węża... w ogóle tak tego nie odczytałem, ale coś w tym jest.
Pozdrawiam serdecznie
Adam

Z dystansu, panowie. , 22-04-2011 23:39:
Panowie,
(Tym samym, dziękując za tą wspaniałą dyskusję...Oby takich więcej!)
A ja uważam, że to po prostu świetna powieść. Kawał wspaniałej i zapadającej w pamięć literatury. Jednej z lepszych, jakie ostatnio czytałem (osobiście, zbliżam ją do wymiaru Diuny). Czytasz to i zapamiętujesz nawet ten dziwaczny i nieznośny chwilami pseudo-słowiański język (chyba najbliżej mu do serbsko-chorwackiego). Szkoda, że nic żeście o tym nie pogadali... Przecież mało kto, potrafi zmusić czytelnika do akceptacji odmiennej lingwistycznie narracji. Świadczy to tylko o wielkości Autora i charyźmie (czy też literackiej sprawności) Jego dzieła. Z reguły, ad hoc, odrzuca się tego rodzaju wstawki lingwistyczne - tymczasem tu - po prostu jen uznajesz, czytasz dalej; tym samym AKCEPTUJESZ. Fantastycznie napisane (i tu nie mogę zgodzić się z Jackiem, co do sprawności językowej autora dzieła MSH).
Niekoniecznie, trzeba tą historię, aż tak bardzo analizować, choć czytanie Waszych jej interpretacji sprawiło mi wielką przyjemność. Kłopot w tym, że więcej tu mówicie o Was samych, o Waszych rozterkach i oczekiwaniach, filtrowanych bardzo osobniczo, zatem przecież równie subiektywnie...
Gdyby poddać takiej surowej analizie jakikolwiek uznany tekst literacki, efekt byłby dosyć zbliżony. Chyba jednak nie w tym rzecz. Sam fakt potrzeby stworzenia tej dyskusji pokazuje, jak wspaniały literacko świat stworzył MSH. Oczywiście - jest to Fantastyka pełną gębą. Jaki sens ma analizowanie, czy to kostium SF, czy prawdziwa SF? Przecież Autor pisał tą powieść w konwencji, którą realizuje od lat. I konwencja ta, wydaje mi się bardzo naturalną.
Raz jeszcze: Huberathowi udało się zbudować piękną i poruszającą historię. Nie sądzę, aby odmienna biologia człowieka gubiła w powieści jego człowieczeństwo, możliwość utożsamienia się z bohaterami, co tak często tu sugerujecie. Psychika tych ludzi jest mi bardzo bliska. Ich dylematy, zagubienie, izolacja, lęk, problematyka chorowania, wreszcie rychła śmierć - czymże się to różni od nas samych? Czymżesz są rozbieżności w temacie rozmnażania, odmienność rytuałów erotycznych, pojęcie prymitywizmu/głupoty/wiedzy/niewiedzy, lub odmienny sposób pochówku (zresztą, bardzo bliski rytuałom rdzennych mieszkańców Ameryki Północnej)? Ot, bardzo to zależne od wieku, a jeszcze bardziej od pokory potencjalnego czytelnika.
Natomiast fatalną sugestią (wręcz groźną w swej naiwnej wymowie), zdaje się być sugerowany w Waszej dyskusji pomysł równoważności (zrównania wątków) świata urojeniowego ze światem rzeczywistym. "Piękny Umysł", maluje przecież oparty na faktach dramat osoby cierpiącej z powodu schizofrenii: gdzież tu szukać racjonalności wątków ukrytych w urojeniowych ich interpretacjach? To nie magiczność lub tania sensacja, to dramat osoby cierpiącej z powodu biologicznego schorzenia, tym samym dramat osób bliskich choremu. Mądrze rozegrał to MSH, za co składam mu szczególne wyrazy uznania. I tą część Waszej dyskusji, muszę po prostu napiętnować mianem sensacyjnej naiwności.
Summa summarum: ma rację Jacek, pisząc, że dzieło MSH powstawało w perpektywie dekady i wcale nie było pewne swego zrodzenia się.
Ode mnie - MSH napisał wspaniałą powieść. W żaden sposób nie chcę jej bronić, bo świetnie broni się sama, nie czuję też, aby była przez Was wielce zaatakowana.
Jestem pod wrażeniem możiwości telentu MSH.
Ściskam,
(mż)


Paweł Pluta, 27-07-2010 10:04:
Wszystko fajnie, tylko ta książka jest po prostu nieczytalna. Żle, nieudolnie napisana.
Niech sobie historie alternatywne będą mało prawdopodobne, ale nie mylmy tego z historiami naiwnymi. A napakowanie sterty słynnych postaci (zresztą w żenujący sposób tendencyjnie i czarno-biało napacykowanych) daje efekt klasy co najwyżej fanfika o upojnej nocy Harry’ego Pottera z Lordem Vaderem.
Ależ ja nie przeczę, że jeśli już czytać na ekranie, to lepiej mieć podzielone na strony.
Ja tylko twierdzę, że długiego tekstu lepiej w ogóle nie czytać na ekranie - tylko na papierze. I wówczas prosiłbym o jednostronną, zubożoną graficznie wersję do druku.
dobrze gada, dajcie mu piwo
Dla mnie długiego tekstu na 4 strony to pomysł raczej zwiększający komfort czytania, zwłaszcza, że często zdarza mi się je przerwać by powrócić do niego później. Jest to znacznie łatwiejsze gdy zna się stronę na której się skończyło.
Nie wiem jak jest teraz z poziomem artykułów w NF, ale parę lat temu raczej nie dorównywały tym esensjowym. A już zwłaszcza S.O.D.
Tak długie teksty niewygodnie czyta się na ekranie. Powinien tu być przycisk \"wersja do druku\", który prowadziłby do jednostronnicowej wersji artykułu, pozbawionej jakichkolwiek innych elementów portalu.
W tej chwili jestem zmuszony albo olać tekst, albo kopiować każdą z czterech stron do edytora tekstu, przeformatować i dopiero mogę to sobie wydrukować.
A czy kolejne numery Esensji można pobierać jako PDF? Też nie. Czyli mam ślęczeć przed monitorem przez kilka godzin. Dziękuję, kupię Nową Fantastykę.


jamrok, 11-05-2010 22:49:
\"Kiedy oślica ujrzała anioła\" Nicka Cave\'a straszy niebanalnie.

Mieszko, 28-04-2010 01:06:
\"Nie wiem, jak można po przeczytaniu \"Procesu\" wpaść w depresję... mnie ta książka pozostawiła raczej obojętną\" -- groza, groza!...

Beatrycze, 20-04-2010 14:17:
Trochę nie na temat może...
Swego czasu miałam znajomą, która uwielbiała co jakiś czas opowiadać, jak to w chwili, gdy tworzy, czuje \"jak staje się narzędziem jakiejś nadprzyrodzonej siły, która przepływa przez nią\", ale ona lubiła się kreować na \"artystkę\" a poza tym nigdy nam nie pokazała żadnego z owych wiekopomnych dzieł, o których tyle mówiła.
Nie wiem, jak można po przeczytaniu \"Procesu\" wpaść w depresję... mnie ta książka pozostawiła raczej obojętną. To już nowelki o skatowanym Janku i Rozalce w piecu na trzy zdrowaśki bardziej mną wstrząsały, \"Chłopów\" zaś przestałam czytać mniej więcej w okolicy miejsca, kiedy jeden z bohaterów sam odrąbał sobie nogę.

nosiwoda, 19-04-2010 11:20:
„Zobaczcie, jak łatwo można pokonać Perse. Są problemy techniczne, trzeba na metodę wpaść, ale ostatecznie rozwiązanie jest banalne.” – otóż to. Jak przygodówka, do której nie masz solucji – klikasz, klikasz, aż znajdziesz przedmiot, który zadziała. Albo zginiesz.
„Dopóki w „Ręce mistrza” owa moc i siła była nienazwana, czułem pewien niepokój. Potem ta historyjka o statku i laleczce była bezbrzeżnie niegroźna.” – no właśnie. W 2/3 książki miałem taką chęć, żeby to był koniec, żeby tak zostało, ale niestety, nic z tego.

\" gospodarka drexlerowska (a zatem dzięki rewolucji nano większość ludzkości żyje w komforcie, nie pracując) \" - eh , widać że urodziłem się za wcześnie ;-)

Polecamy

Można się nią ogolić!

Niedzielny krytyk komiksów:

Można się nią ogolić!
— Marcin Osuch

Z których Jolskych?
— Marcin Osuch

Odbiło mi się trzy razy
— Marcin Osuch

Coś łysego bym ozłocił
— Marcin Osuch

Copyright © 2000-2024 – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.