Zgadzam się z Hegemonem i Kapralem. Nie chcę oczywiście atakować artykułu Marcina, ale uważam, że 'Kajtek i Koko w Londynie' wyszedł autentycznie świetnie. Właśnie ta dość zagmatwana intryga jest dużym plusem, a to, że nie ukazał autor prawdziwego Londynu...no cóż, chyba nie o to tutaj chodziło. Ta historyjka bardziej nawiązuje do tradycji Teatru Sensacji czy powieści kryminalnych, gdzie przestępstwo odbywa się z dala od wielkomiejskiej dżungli. Ileż powstało powieści detektywistycznych, które rozgrywają się w dużych miastach, a jednak historia nie skupia się nie opisywaniu tych miejsc.
Oczywiście, że zabawnie by było czytać obecnie, jak Christa rysował ten stary wówczas tzw. swingujący Londyn, bo przecież to był rok 1967, więc ten sam okres co film 'Powiększenie', ale myślę, że wówczas nie pasowałoby to do charakteru tej opowieści.
Jedyne, co może rzucać się w oczy, a mnie nie koniecznie przypadło do gustu, to to, że Christa zaczął eksperymentować ze stylem rysunku i czasem łączył charakterystyczną kreskę humorystyczną z kreską realistyczną - widać to zwłaszcza w sposobie rysowania Kajka.
Wydaje mi się, że te "za mało Londynu w Londynie" ma znikomy wpływ na lekturę i odbiór tego komiksu. To przecież nie miał być przewodnik po Londynie. Sama lokalizacja jest tu jedynie tłem a autor skupia się na bohaterach i intrydze w jaką zostali wplątani. Porównując do Tytusa, trzeba zaznaczyć, że komiksy Papcia pełniły w dużej mierze role edukacyjną: bawiąc uczy, ucząc bawi- u Christy jest sama zabawa.
Polemika jest w pierwszym komentarzu, lepszej nie będzie. Zapraszam do odniesienia się do niej czymś dłuższym niż kolejny jednolinijkowiec.
Zapraszam do napisania polemiki
Tak jest, to jest właśnie recenzja komiksu narysowanego przez nikogo z nigdylandii. Gratuluję dobrego samopoczucia i zawsze ostatniego słowa.
A co ma piernik do wiatraka? To nie jest analiza pt."Komiks w różnych okresach PRL" tylko recenzja albumu.
To rzeczywiście bardzo dziwne... Zwłaszcza, że "Gucek i Roch" powstał kilkanaście lat później (1978-1981). No, ale jeżeli pan recenzent nie widzi żadnej różnicy między PRL-em Gomułki, PRL-em Gierka i PRL-em Jaruzelskiego, to ja przepraszam.
Cóż, nie zmienia to faktu, że Londyn Christy ma w sobie mało z Londynu, nawet takiego o jakim można było sobie poczytać w PRL. Co jest o tyle dziwne, że w historiach o Gucku i Rochu już egzotyczne kraje mają swój charakter.
Jasne, bo udało mu się wyjechać na Zachód w 1966. Nie wiedzieć czemu, nie każdemu się udawało.
Tak jak napisałem powyżej - Chmielewskiemu się udało. Bez internetu i innych takich.
Bardzo lubię uwagi typu: "Szkoda, że nasz mistrz nie wykorzystał ogromnego potencjału, jaki niesie umieszczenie całej historii w tak charakterystycznym mieście jak stolica Wielkiej Brytanii."
To był rok 1967. Jakimż to cudem Christa mógł wtedy znać Londyn i jego "ogromny potencjał"? Zastanówmy się... Mógł ściągnąć sobie z internetu filmy i zdjęcia. Albo lepiej pojechać do Anglii i samemu zrobić dokumentację fotograficzną - oczywiście zakładając, że dostałby od kogoś zaproszenie i na tej podstawie paszport od UB-eków, a potem sprzedałby meble, żeby mieć na bilet.
Pamiętajmy, że w czasach Żelaznej Kurtyny wyobrażenia Polaków o Zachodzie były dość naiwne i stereotypowe, podobnie zresztą jak wyobrażenia Zachodu o PRL-u i ZSRR. Wystarczy obejrzeć amerykańskie filmy szpiegowskie z tamtych lat, a ubaw można mieć po pachy.
@adi. Sigwald Sparzony. Nota bene to jest właśnie ten kuglarz, któremu pomaga Kriss w najnowszym albumie.
Do recenzenta.
\"Jej cechą rozpoznawczą do tej pory była nie tylko bezwzględność, ale wspomniana wcześniej podstępność i notoryczna skłonność do zdrady, połączona z dumą i przekonaniem o własnej wyższości.\"
Owszem, ale w Łucznikach Kris dała się poznać jako przyjaciółka Sigwalda, więc pewna lojalność nawet ją cechowała (to samo tyczy się Thorgala-Shaigana). \"zdradzała\" osoby które od początku traktowała instrumentalnie albo które jej zwyczajnie podpadły, np. Tjal żałujący porzucenia Thorgala. Nie widzę tu specjalnie nieprzekonującej odmiany.
\"Taką postacią mogłaby być jakaś upadła księżniczka czy wojowniczka z dalekich krain, nie natomiast zaszczuta dziewczynka, która w desperacji sięga po nóż.\"
Motyw trudnego dzieciństwa jest w tym albumie po prostu nachalny. Natomiast nie byłbym taki pewien, że zaszczute dziecko nie ma szansy wyrosnąć na aroganckiego twardziela. Myślę, że ktoś taki jak pedagog resocjalizacji może dysponować pewnym oglądem i stwierdzić czy to jest prawdopodobne. Geny w każdym razie też swoje robią.
moim zdaniem powinni eksploatowac lata, które Kriss spędziła z tym jej "opiekunem" z blizną zamiast nosa (sorry, nie pomnę imienia). To jest kupa czasu, można niezłe eskapady dla nich dwojga narysować, a oni chcą od razu przejść ro jej spotkania z Thorgalem. Wszystko będzie po łebkach, jak zwykle, klimat się gdzieś pogubił.
Mam nadzieję, że Kriss chociaż wywinie jakiś numer tym z Walhalli, no bo chyba nie planują jej uniewinnić, co? to by dopiero było bez sensu i po co cała ta seria.