Z jednej strony jest tak jak piszesz - doskonałe podsumowanie \"plastikowej\" twórczości naszych czasów, z drugiej - mam wrażenie, że jednak nie jest to tak spójne dzieło jak poprzednie albumy. Z pewnością wybija się tutaj fenomenalny \"Stylo\" czy \"Empire Antz\". Płyta jest dojrzała, ale jakoś do końca nie wiadomo czy to jest muzyka do kontemplacji czy na parkiet. Chwilami brakuje mi w tym \"ducha\" i wyczuwam w tym krążku nutke \"znużenia\". Coś na zasadzie: \"Nagrajmy płytę, jak nam wyjdzie to dobrze, jeśli nie to trudno\". Ten \"ekologiczny manifest\" według mnie powinien być bardziej wyrazisty.
\"Nawet dziś, kiedy z pierwszego składu pozostał tylko perkusista, panowie wciąż potrafią dołożyć do pieca.\"
Jaki sens ma porównywanie do pierwszego, \"nieopierzonego\" składu, kiedy w zespole nie było jeszcze Gillana ani Glovera (sekcja rytmiczna Paice+Glover to podstawa brzmienia DP). Najbardziej kanoniczny jest drugi skład, z okresu pomiędzy \"in Rock\" a \"Who Do We Think We Are\" i 3/5 tego składu nadal gra w DP.
Jeśli remix „I’ll Go Crazy If I Don’t Go Crazy Tonight” był zgrzytem to chyba kolega pochodzi z innej planety. Gdyby kolega orientował się w licznych romansach zespołu z muzyką dance nie byłby ani trochę zdziwiony. Po pierwsze wydawnictwo z remixami już wyszło i jest dostępne wyłącznie dla subskrybentów strony u2.com. Po drugie ten remix to najlepsze co mogli zrobić z tą mdłą piosenką. Dzięki temu nie tylko zafundowali publice chwilę kompletnego zaskoczenia i świetnej, rytmicznej zabawy, ale też umożliwili Larry\'emu wyskoczenie zza garów i dołączenie do imprezy. Remix ma świetną linię basówa a wspomnienie czasów POP = wspomnienie najlepszej formy grupy.
Facet sam jesteś nudny, czepiasz się byle czego.
Bez przesady, Pop to dużo ciekawszy album niż nudy na ostatnich dwóch płytach.
Ale w przeciwieństwie do \"Smoke on the Water\" nie zawsze.
\"When a blind man cries\" to faktycznie spora niespodzianka. Purple grają to na koncertach regularnie raptem od odejścia Blackmore\'a. Banalne półtorej dekady.
Bledy w tekscie. Po pierwsze Various (a nie Varius), Chelsea (a nie Chalsea). Dance me... to nie Tańcz mną - to brzmi nieco absurdalnie. Cohen zapisal sie na zawsze w historii literatury i poezji. Obawiam sie ze nie mozna tego powiedziec o Kaczmarskim; przewrotny tytul artykulu, ale nie do konca majacy jakiekolwiek odniesienia do tego co naprawde dzialo sie w tamtych czasach. Cohen do Kaczmarskiego (albo odwrotnie) mial sie nijak.
Faktycznie, miejscami sporo tu inspiracji Zornem. Jeszcze za wcześnie na ocenę, zobaczymy jak nowy materiał sprawdzi się na koncercie.
Ale jakoś nie znajduję w artykule tezy zawartej w leadzie. Dlaczego o mało nie sprzątnął?
Eee... że co, proszę? Suits nieudane?
Forkiada -co nowego dla stylu zrobiło Eagle Twin? Zarzucasz Shirin...dokładnie to, co samemu na płycie popełnili E.T.. to wszystko już było, wystarczy znać katalog Southern Lord, żeby mieć pewność że pieprzysz od rzeczy...
To ja tylko dodam, że koncert został wydany oficjalnie:
http://www.marillion.com/music/xmas/2006.htm
Wszystko się zgadza, tylko ocenę wystawiłbym o 10% niższą. Ucieka gdzieś duch tej muzyki przez palce, a patrząc jeszcze na Massive Attack z perspektywy takiego Portishead, które eksploruje nowe obszary muzyczne to \"Heligoland\" wydaje się być rozczarowaniem
Atlas Air - ta piosenka powinna być singlem !
Świetna recenzja, jak i płyta, przychylam sie do słów Pana \"Pi\". Płyta warta wydania grosza.
Jaśniejszym, ale także szybko blednącym - to jest płyta z gatunku: \"do posłuchania raz w roku\". Za mało jest chemii pomiędzy członkami tej kolaboracji po prostu. Skoro już jesteśmy przy takich mariażach, to Them Crooked Vultures wypada o piekło bardziej autentycznie, bez żadnego nadęcia, udawanej magii pomiędzy muzykami (momentami tak to widze na debiucie Shrinebuilder) i choć nie jest to także nic odkrywczego to jednak w ich przypadku ma się ochotę włączyć ponownie \'play\' w odtwarzaczu.
A Eagle Twin o niebo lepiej, bo rozwijają owy styl, w którym, jak widać, nie wszystko zostało jeszcze powiedziane. Inspiracje OM, ISIS, \'kaznodziejski\' wokal Densley\'a no i niesamowite tła, ale trzeba być cierpliwym, aby te smaczki wyłapać - magiczna płyta ;)
Za to koncert w hali Wisly w 2001r. to byla prawdziwa \'miazga\' :)
The Flaming Lips zdecydowanie :)
Wiekopomne dzieło dostałoby 100%. Shrinebuilder takim nie jest, to fakt (dlatego nie setka), lecz jest to zdecydowanie rzecz, która na podwórku metalowym (stonerowym głównie) była w tamtym roku jednym z jaśniejszych punktów. Mielizn kilka ma (i temu nie 90%), lecz maleńkich na tyle, że rejsu z tą płytką nie psują, gdyż kwartet wynagradza je polotem, wyczuciem i niesamowitym napięciem (w pozytywnym tego słowa znaczeniu) jakie między muzykami się wytworzyło, a tego ze świecą szukać pośród innych gatunkowo bliskich płyt ubiegłego roku. Stąd 80% a nie mniej. Eagle Twin o niebo lepiej? Nie żartuj. :)
stopien: no akurat starałem się w miarę stylistycznie to samo podać co o niebo lepiej zagrało - Eagle Twin bez problemu wygrywa. A jeśli chodzi o ubiegły rok to zdecydowanie The Flaming Lips - Embryonic no i kilka innych metalowych rzeczy ;) Z pewnością nie dałbym Shrinebuilder więcej niż 65%, bo to nie jest aż tak wiekopomne dzieło, aby do tego często wracać, no i trochę mielizn jednak jest.