Starzy, dobrzy X-Men w nowych czasach i okolicznościach. Szesnaście milionów mutantów żyje w spokoju na autonomicznej wyspie Genoshy. Profesor Xavier prowadzi nową szkołę. Jego dawni uczniowie, a teraz przyjaciele, sami nauczają młodych uzdolnionych. Ludzkość powoli przywyka do odwiedzających czasem Ziemię kosmitów. Drużyna Magneto nie istnieje, co nie znaczy, że nie ma z kim walczyć. Niektórzy ludzie wpadają na zaskakujące pomysły, które trzeba im wybijać z głowy. Poza tym do akcji włączają się istoty, dla których nawet mutanci to zacofane formy życia...

W pierwszej części same przełomy. Rusza nowy, globalny system Xaviera: Cerebra. Na horyzoncie pojawia się bardzo groźna przeciwniczka, Cassandra Nova. Wypływają na światło dzienne nowe fakty na temat Sentineli. Niektórzy znani nam mutanci - i masa nieznanych - są w śmiertelnym niebezpieczeństwie...

Będę nieprzejednany. Autorzy próbują przerazić mnie od pierwszych stron komiksu (choć pierwsza bardziej śmieszy), ale nawet zagłada Genoshy mnie nie poruszyła. Nie żebym miał coś szczególnego przeciwko X-Menom, ale to po prostu jest słabe.

Eeeeee. Niby Morrison, a nadal pulpa, złi ludzie i biedne mutanty. No i promienie miłości do tego. Nie warto...