Czarodziejka od Mazur po Stodołę
czyli manga po polsku
różni autorzy
‹Manga po polsku›
Manga? W latach 1997-1998 tylko medialni kloszardzi nie otarli się o egzotyczny termin. Manga eksplodowała nad Wisłą gwałtownie i przez przypadek, trochę jak niechciany odprysk odchodzącej w niepamięć wizji drugiej Japonii. Snujące się po telewizyjnych opłotkach w większości zramolałe japońskie seriale animowane w najlepszym razie wywoływały u widzów nerwowy tik kciuka miękko ułożonego na pilocie. I nagle za sprawą emitowanej w telewizji serii „Czarodziejka z Księżyca”, „jakaś tam manga” stała się przedmiotem skrajnych emocji.
Typowo polski brak pokory w publicznym wypowiadaniu się na temat wszelakiej maści zjawisk kulturowych zaowocował w drugiej połowie lat 90. odkryciem zupełnie nowych podkładów znaczenia terminu „manga”. Jedni utożsamiali ją z przemocą w kreskówkach, inni wyłącznie z celuloidowymi czarodziejkami w marynarskich mundurkach, a jeszcze inni z wszelakimi przejawami plastycznej twórczości, która eksponuje tylne emploi skrępowanych rzemieniami lolitek.
A wszystko to z powodu prostego terminu rodem z Kraju Kwitnącej Wiśni, oznaczającego ni mniej ni więcej – komiks. Tyle? Tyle i aż tyle. Tak jak Francuzi mają „la bande desinee”, Włosi – „fumetti”, my – lansowane w przygodach polskiego supermana na państwowej posadzie – „kolorowe zeszyty”, tak Japończycy mają swoją „mangę”.
A manga tak naprawdę zaznaczyła swoją obecność, o czym niewiele osób wie, jeszcze w okresie Polskiej Rzeczpospolitej Ludowej! Na łamach niedawno reaktywowanego czasopisma „SFera” (wyd. PSMF), dzięki wysiłkom wąskiego grona pasjonatów, można było podziwiać kunszt mastodonta japońskiego komiksu, Buichiego Terasawy w jednym z epizodów „Black Knight Batto”. Fragment komiksowej fantasy rodem z wysokonakładowego tygodnika „Shonen Jump” wywołał ogromny oddźwięk wśród polskich czytelników „SFery”. Boomu niestety nie było, bowiem w krótkim czasie periodyk zniknął z rynku prasy, a wraz z nim na z nim, na całe dziesięć lat, i manga.
Czarodziejka od Mazur po Stodołę
Wtedy bowiem stacja telewizyjna Polsat do swojej ramówki wstawiła serial o przygodach płaczliwej nastolatki, która za sprawą gadającego kota zmienia się w wojowniczkę zgłuszającą wszelakie zło tego świata. „Czarodziejka z Księżyca” (tyt. oryginalny „Bishojo senshi Sailor Moon”) z tygodnia na tydzień gromadząca coraz to większą rzeszę miłośników, dołożyła większą część fundamentów pod ruch fanowski (tzw. fandom), a termin „manga” stał się obowiązującym tematem kawiarnianych romansów.
Tak więc, korzystając z boomu „Sailor Moon”, na wydawanie komiksów zdecydował się mieszkający w Polsce od kilku lat Japończyk, Shin Yasuda. Debiutem założonej przez niego oficyny – Japonica Polonica Fantastica (skrótowo nazywanej JPF), była seria „Aż do nieba: Tajemnicza historia Polski” (tyt. oryginalny „Ten-no hate made”). Trzytomowy romans kostiumowy z księciem Poniatowskim w roli głównej trafił do księgarni w listopadzie 1996 roku.
Rzesza nastolatek czekała jednak na „Czarodziejki z Księżyca”, bez wątpienia największy mangowy hit naszego rynku, którego scenariusz posłużył za podstawę serialu telewizyjnego. W oficjalnej dystrybucji znalazły się w sumie aż dwa równoległe periodyki. Alternatywę dla miłośników kreskówki zaproponował TM-Semic, wydając – również pod szyldem „Czarodziejka z Księżyca” – cykl zeszytów będących kombinacją sfotografowanych celuloidów użytych w filmie i komiksowych chmurek (tzw. anime manga).
Apogeum czarodziejkomanii nastąpiło w 1998 roku, kiedy to w połowie września w warszawskim klubie „Stodoła” zorganizowano „Dzień z Sailor Moon”, zlot wyznawców serii. Ponad trzy tysiące rozwrzeszczanych małolat z rodzinami, które na ten dzień zjechały z całej Polski, zupełnie zaskoczyło organizatorów nie spodziewających się aż takiej frekwencji. Połowa chętnych nie zmieściła się do sali, a kolejka pod klubem sięgnęła dwustu metrów! Obrazu biblijnej Sodomy i Gomory dopełniło zupełne ogołocenie wszystkich stoisk z sailorkowego towaru, który pod „Stodołą” stał się przedmiotem równie księżycowych spekulacji.
Sukces „Czarodziejki z Księżyca” działał wszystkim na finansową wyobraźnię. Wszystkim, za wyjątkiem emitującego serial Polsatu. Jego dyrektor publicznie przyznał, że popularność ta nie była im na rękę, bowiem ilość korespondencji sparaliżowała pracę ich biura. W ramach jej udrażniania stacja całkiem przypadkowo zapomniała wyemitować trzy kontrowersyjne odcinki, „tłumaczenia” zaś pozostałych nie powstydziłby się sam Groucho Marx.
Zakończenie telewizyjnej emisji oznaczać mogło tylko jedno – systematyczny spadek zainteresowania i powolne odchodzenie w cień sezonowej, czarodziejkowej mody. Większość nastoletnich fanek japońskiej wojowniczki szybko skanalizowała obiekty swych platonicznych uczuć w innym obszarze kultury masowej, ale bez wątpienia to właśnie sailormania otworzyła innym przedstawicielom japońskiego komiksu drogę na nasz rynek wydawniczy.
Kurz po czarodziejkowym stampede już dawno opadł, jednak siedem lat zauważalnej obecności mangi na naszym rynku pozwala pokusić się o małe podsumowanie. Zaszły zmiany w środowisku wydawniczym – na posterunku nadal trwa JPF („Akira”, „Dragon Ball”), dzielnie walczy Waneko („Zapiski detektywa Kindaichi”, „Video Girl Ai”), na dno poszli zaś TM-Semic (seria „Top Manga”) i Woodland-Pomorze („Nuku Nuku niezwykła dziewczyna-kot”). W drugiej połowie 2002 roku cyklem „Klub Mangi” do stawki dołączył Egmont Polska, zaś z zaświatów odgraża się Fun Media. Do rąk fanów trafiły trzy magazyny: „Kawaii”, „Mangamix” i nieistniejące już „Animegaido”.
Publikacja, którą trzymacie w ręku, jest wypadkową postrzegania mangi przez polskich twórców. Warto dodać, że grono rodzimych rysowników już próbowało dyskontować modę na japoński komiks, kończąc bądź to przeciętnie („Silver Eye” Piotra Kowalskiego), bądź totalną klęską („Opowieści z Zielonej Polany” Krzysztofa Korzeniaka i „Bzzz” Bartka Kędzierskiego). Wynikało to po części z lekceważącego stosunku autorów do mangi, ich elementarnego braku wiedzy i warsztatu. Czy tym razem ktoś wróci z tarczą? Oceńcie sami.
Od redakcji:
Artykuł jest wstępem do antologii „Manga po polsku”, która miała swoją premierę na 3 Warszawskich Spotkaniach Komiksowych. Komiks można zamówić pod adresem: www.centrumkomiksu.com.pl lub komix@polbox.com. W przyszłym numerze zamieścimy recenzję „Mangi po polsku”.