Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 26 kwietnia 2024
w Esensji w Esensjopedii

Komiksy

Magazyn CCXXXV

Podręcznik

Kulturowskaz MadBooks Skapiec.pl

Nowości

komiksowe

więcej »

Zapowiedzi

komiksowe

więcej »
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
Wyszukaj / Kup

Niekoniecznie jasno pisane: Pajęcze lata Todda McFarlane’a

Esensja.pl
Esensja.pl
« 1 2

Marcin Knyszyński

Niekoniecznie jasno pisane: Pajęcze lata Todda McFarlane’a

Pierwsze pięć odcinków serii, czyli osławiony „Torment”, mocno nawiązuje do klasycznej opowieści o Kravenie Łowcy. Spider-Man mierzy się z Lizardem, sprawiającym wrażenie potwornego monstrum, nad którym nie można zapanować. Nieznana bliżej wiedźma, którą dużo łączy Łowcą, kontroluje zieloną bestię za pomocą magii voodoo i próbuje zabić Spider-Mana. Ten, otruty, balansujący na granicy życia i śmierci, męczony przez halucynacje, przechodzi tytułową „udrękę”. Nie wie kim jest wróg, czego szuka w Nowym Jorku i dlaczego chce go zabić. Cała sytuacja jest przerażająca, irracjonalna, absurdalna i chaotyczna. I tak, jak w „Ostatnich łowach Kravena” naszego bohatera uratował tkwiący w nim pierwiastek człowieczeństwa, tak tutaj ratuje się przede wszystkim dzięki swej pajęczej mocy. To ważne – to Pająk a nie Peter Parker jest bohaterem „Tormentu”.
W kolejnych odcinkach Todd McFarlane dryfuje coraz wyraźniej w stronę komiksowego horroru, kreując klimat jakiego jeszcze nigdy nie było w opowieściach o Spider-Manie. W „Maskach” i „Sub-City” Pająk trafia do podziemi Nowego Jorku, gdzie mierzy się najpierw z oszalałym Hobgoblinem, który nie jest już człowiekiem w przebraniu, lecz prawdziwym potworem a potem z wampirem Morbiusem, który nie potrafi opanować swego pragnienia. Pojawia się Ghost Rider oraz armia wyrzutków mieszkających w podziemiach Wielkiego Jabłka, swego rodzaju współczesna cywilizacja Morloków. Najlepszą jednak historią jest pięcioczęściowe „Spojrzenie”, w którym opuszczamy naturalne środowisko Spider-Mana, czyli betonową dżunglę wielkiej aglomeracji i udajemy się w zimne, ciemne i gęste lasy Kolumbii Brytyjskiej. McFarlane zabiera czytelników w swoje rodzinne strony – a skoro już jesteśmy w Kanadzie to kogóż możemy spotkać, jeśli nie najsłynniejszego Kanadyjczyka wśród superbohaterów? Spider-Man i Wolverine próbują rozwiązać tajemnicę przerażających morderstw małych chłopców, za które zdaje się odpowiadać wielka, dzika istota z indiańskich legend. Na koniec mamy jeszcze jeden odcinek, w którym seria „Spider-Man” bierze udział w crossoverze z „X-Force” Roba Liefelda. Nie wiem czemu McFarlane zgodził się na udział w tym projekcie – to chaotyczna, słaba, nudna i typowa superbohaterska opowiastka tkwiąca jeszcze głęboko w latach osiemdziesiątych i naznaczona wszystkimi grzechami tego okresu. Jedynym wytłumaczeniem jest okazja do narysowania Juggernauta, o czym twórca, jak sam wspominał, zawsze marzył. Szesnasty numer „Spider-Mana” był ostatnim autorstwa McFarlane’a – zastąpił go ponownie Erik Larsen. Ale tylko na chwilę, bo obydwu panów połączyła inna idea, o czym za chwilę.
Wkład Todda McFarlane’a, nie tylko w rozwój postaci człowieka-pająka, ale i całego uniwersum Marvela, był niebagatelny. To był prawdziwy przełom, porównywalny z takim, jaki miał miejsce kilka lat wcześniej w serii o „Daredevilu”. Tylko, że komiks o Diable z Hells Kitchen nie miał takich wyników sprzedaży. W czasach „The Amazing Spider-Man” miała miejsce pełzająca rewolucja, w wyniku której bohater został wyciągnięty za uszy z lat osiemdziesiątych, z tego charakterystycznego, poprawnego, lecz trochę schematycznego i nudnego stylu Johna Romity Jr., Boba McLeoda czy Alexa Saviuka. Standardowy, przewidywalny (bo zawsze taki sam) układ kadrów był powoli zastępowany przez szalony, nieregularny i nieobliczalny – to samo zrobił wcześniej Alan Moore w swojej „Sadze o potworze z bagien” gdzie prostokąty i kwadraty zaczęły przyjmować trójkątne, owalne albo całkiem nieregularne, oniryczne kształty. Fabularnie nie zmieniło się za dużo, McFarlane jako „tylko rysownik” nie miał na to wpływu. Mógł jednak zmienić postrzeganie postaci, sposób opowiadania fabuł i unowocześnić człowieka-pająka. Rysunek Todda, jak on sam go określa, jest „sexy” – dosłownie i w przenośni. Nikt wcześniej nie przedstawiał w taki sposób Mary Jane – nie zliczę, ile kipiących erotyzmem kadrów pani Parker narysował Kanadyjczyk (jedynym poważnym konkurentem w tym obszarze, który przychodzi mi do głowy, jest Jim Lee i jego „The Uncanny X-Men” – także wydawany przez TM-Semic).
Włodarzom Marvela nie było to w smak. McFarlane naruszył pewne status quo, święte zasady tworzenia sprawdzonych, taśmowych produkcyjniaków. Jego postacie wychodzą często poza kadr (albo tego kadru w ogóle nie ma), ich anatomia i rysy twarzy nabierają groteskowych, karykaturalnych rysów a ich ekspresja jest nadmierna. Co to za dziwna pajęcza sieć przypominająca spaghetti? Jakim cudem Spider-Man może przyjąć tak nienaturalne, nieludzkie pozy, przecież do tej pory latał jak Tarzan na linie. Dlaczego ma takie wielkie pajęcze oczy na masce i po co te nieustanne, gwałtowne zbliżenia na jego postać? Człowiek-pająk zaczynał coraz mniej przypominać człowieka a coraz bardziej pająka. Ale czy można się tego czepiać, skoro sprzedaż nieustannie rośnie? McFarlane, wezwany przez szefów na dywanik, mówił bez ogródek – nie udawajcie, przecież tu chodzi o kasę. Ja ją dla was robię, jakie ma zatem znaczenie to, co rysuję? Pieniądze się zgadzają.
Argumentacja nie do odparcia. W swoim autorskim „Spider-Manie” autor idzie jeszcze dalej. Fabuły jego autorstwa są mocno pretekstowe, bardzo proste i wydają się rozciągnięte na zbyt dużą ilość odcinków. Gdyby „Torment” pisał Michelinie zmieściłby go z powodzeniem w dwóch numerach – u McFarlane’a mamy pięć. U niego jednak o wiele bardziej od tego CO opowiada liczy się to, JAK opowiada. Możemy się czepiać pompatycznej narracji i tych trochę grafomańskich treści nadawanych zza kadru, możemy też dostrzec pretensjonalność i niepotrzebne udowadnianie za wszelką cenę, że mamy do czynienia z wielce mrocznym i dorosłym komiksem. Wszystko to jednak staje się nieistotne, bo McFarlane i tak oszałamia swoją autorską wizją. Groza, drapieżny surrealizm, obłędne kompozycje kadrów, niesamowita szczegółowość rysunku, dehumanizacja Pająka i jego wrogów, którzy nie wyglądają (jak to było u poprzedników) na ludzi w kostiumach tylko na demony z piekła rodem wyskakujące z kart komiksu na czytelnika – to wszystko jest nie do przecenienia. To wszystko było przygotowaniem gruntu pod późniejszego „Spawna”, czyli postaci, którą McFarlane wymyślił jako szesnastolatek i z którą wystartował w nowym wydawnictwie – słynnym już i znanym na całym świecie „Image”.
No właśnie – „Image”. Po napisaniu i narysowaniu kilkunastu numerów „Spider-Mana”, pod koniec 1991 roku, Todd McFarlane znów zapragnął zmiany. Zbuntował się przeciwko podwójnemu układowi DC i Marvela, w którym krążyło mnóstwo twórców-planet niezdolnych wyrwać się z grawitacji dwóch wielkich molochów. Ucieczka z układu nie musiała przecież oznaczać wyroku śmierci twórczej a Todd bardzo chciał być całkowicie niezależny. Widział jak Alan Moore, Frank Miller, George Perez czy John Byrne zdobywali rzesze czytelników dla dwóch gigantów, które potem zawłaszczały wszelkie prawa autorskie i przypisywały sobie wszelkie zasługi, redukując artystę do ciągu małych literek w stopce komiksu. Kanadyjczyk nie chciał tak skończyć.
Szesnasty, ostatni numer „Spider-Mana”, który wyszedł spod ręki McFarlane’a, kończy się wpisem: „Dziękuję wszystkim czytelnikom, którzy byli ze mną przez te kilka lat! Było szałowo!”. Zaraz na początku 1992 roku w świecie amerykańskiego komiksu wybuchła prawdziwa bomba – siedem wielkich gwiazd ogłosiło, że porzuca pracę dla komiksowych gigantów. Todd McFarlane, Erik Larsen, Jim Lee, Rob Liefeld, Whilce Portacio, Mark Silvestri i Jim Valentino zakładają wydawnictwo „Image”, którego najważniejszą zasadą jest to, że prawa autorskie do postaci należą w stu procentach do jej autora i ma on całkowitą swobodę twórczą co do treści i formy swojego dzieła. To były naprawdę głośne i znane nazwiska w tych czasach – każdy z autorów wystartował ze swoją autorską serią.
W maju 1992 roku wychodzi pierwszy numer „Spawna”, który okazał się potem najlepiej sprzedającym się komiksem niezależnym w historii. „Spawn to ja, gdybym kiedykolwiek miał być superbohaterem” – mawiał McFarlane o swoim „dziecku”. Ale to jest już materiał na zupełnie inną opowieść.
Pajęcze lata Todda McFarlane’a to kamień milowy w historii komiksu, czy się komu to podoba czy nie. Będziemy czytać jego „Spider-Mana” jeszcze przez długie, długie lata, bo prawda jest taka, że z komiksów, które podobały nam się w dzieciństwie, nie wyrośniemy nigdy.
koniec
« 1 2
18 sierpnia 2019

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Niekoniecznie jasno pisane: Jedenaście lat Sodomy
Marcin Knyszyński

21 IV 2024

Większość komiksów Alejandro Jodorowsky’ego to całkowita fikcja i niczym nieskrępowana, rozbuchana fantastyka. Tym razem jednak zajmiemy się jednym z jego komiksów historycznych albo może „historycznych” – fabuła czteroczęściowej serii „Borgia” oparta jest bowiem na faktycznych postaciach i wydarzeniach, ale potraktowanych z dość dużą dezynwolturą.

więcej »

Komiksowe Top 10: Marzec 2024
Piotr ‘Pi’ Gołębiewski

17 IV 2024

W 24 zestawieniu najlepiej sprzedających się komiksów, opracowanym we współpracy z księgarnią Centrum Komiksu, czas się cofnął. Na liście znalazły się bowiem całkiem nowe przygody pewnych walecznych wojów z Mirmiłowa i ich smoka… Ale, o dziwo, nie na pierwszym miejscu.

więcej »

Po komiks marsz: Kwiecień 2024
Paweł Ciołkiewicz, Piotr ‘Pi’ Gołębiewski, Marcin Knyszyński, Marcin Osuch

11 IV 2024

Wiosna w pełni także na rynku komiksowym. Jest z czego wybierać i aż strach pomyśleć, co będzie się działo w maju.

więcej »

Polecamy

Jedenaście lat Sodomy

Niekoniecznie jasno pisane:

Jedenaście lat Sodomy
— Marcin Knyszyński

Batman zdemitologizowany
— Marcin Knyszyński

Superheroizm psychodeliczny
— Marcin Knyszyński

Za dużo wolności
— Marcin Knyszyński

Nigdy nie jest tak źle, jak się wydaje
— Marcin Knyszyński

„Incal” w wersji light
— Marcin Knyszyński

Superhero na sterydach
— Marcin Knyszyński

Nowe status quo
— Marcin Knyszyński

Fabrykacja szczęśliwości
— Marcin Knyszyński

Pusta jest jego ręka! Część druga
— Marcin Knyszyński

Zobacz też

Inne recenzje

Stary Spider wiecznie żywy!
— Paweł Olejniczak

10 najlepszych komiksów 2019 roku
— Esensja Komiks

Najlepsze komiksy 2019 roku - nominacje
— Esensja Komiks

Prezenty świąteczne 2019: Komiksy
— Esensja Komiks

Todd McFarlane wielkim artystą jest!
— Piotr ‘Pi’ Gołębiewski

Po komiks marsz: Maj 2019
— Esensja Komiks

Z tego cyklu

Jedenaście lat Sodomy
— Marcin Knyszyński

Batman zdemitologizowany
— Marcin Knyszyński

Superheroizm psychodeliczny
— Marcin Knyszyński

Za dużo wolności
— Marcin Knyszyński

Nigdy nie jest tak źle, jak się wydaje
— Marcin Knyszyński

„Incal” w wersji light
— Marcin Knyszyński

Superhero na sterydach
— Marcin Knyszyński

Nowe status quo
— Marcin Knyszyński

Fabrykacja szczęśliwości
— Marcin Knyszyński

Pusta jest jego ręka! Część druga
— Marcin Knyszyński

Tegoż twórcy

Na szczycie
— Marcin Knyszyński

Nowa epoka
— Marcin Knyszyński

Spawn/Batman – o dwóch takich
— Łukasz Chmielewski

Krótko o komiksach: Wrzesień 2001
— Artur Długosz, Marcin Herman, Paweł Nurzyński

Krótko o komiksach: Lato 2001
— Artur Długosz, Marcin Herman, Paweł Nurzyński

Spokój i śmierć
— Marcin Herman

Tegoż autora

Beznadziejna piątka
— Marcin Knyszyński

Oto koniec znanego nam świata
— Marcin Knyszyński

Po komiks marsz: Kwiecień 2024
— Paweł Ciołkiewicz, Piotr ‘Pi’ Gołębiewski, Marcin Knyszyński, Marcin Osuch

Miecze i sandały
— Marcin Knyszyński

Z rodzynkami, czy bez?
— Marcin Knyszyński

Hola, hola, panie Straczynski!
— Marcin Knyszyński

Żadna dziura nie jest dość głęboka
— Marcin Knyszyński

Uczta ekstremalna
— Marcin Knyszyński

Straczynski Odnowiciel
— Marcin Knyszyński

Cztery wywiady, coś tam pomiędzy i pogrzeb
— Marcin Knyszyński

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.