Andreas Martens, jeden z najbardziej rozpoznawalnych twórców komiksowych rynku frankofońskiego, znany jest w Polsce przede wszystkim z „Rorka”. Nic dziwnego – to właśnie ta postać pojawiła się pod koniec lat osiemdziesiątych w magazynie „Komiks Fantastyka” i był głównym bohaterem jednego z najbardziej wymagających tytułów tamtych czasów. Ale Andreas to nie tylko „Rork” – to także „Koziorożec”, najdłuższa seria, jaką niemiecki autor napisał i narysował.
Andreas Martens, jeden z najbardziej rozpoznawalnych twórców komiksowych rynku frankofońskiego, znany jest w Polsce przede wszystkim z „Rorka”. Nic dziwnego – to właśnie ta postać pojawiła się pod koniec lat osiemdziesiątych w magazynie „Komiks Fantastyka” i był głównym bohaterem jednego z najbardziej wymagających tytułów tamtych czasów. Ale Andreas to nie tylko „Rork” – to także „Koziorożec”, najdłuższa seria, jaką niemiecki autor napisał i narysował.
Andreas Martens
‹Koziorożec #1: Obiekt›
Andreas wiedział od samego początku, że „Rork” skończy się na siedmiu albumach. Gdy na początku lat dziewięćdziesiątych pisał i rysował ostatni tom, zatytułowany „Zejście”, miał już pomysł na nową serię. Nową, ale ze znanym i wypróbowanym bohaterem – Koziorożcem. Rork wspomina o nim już w czwartym albumie, czyli „Gwiezdnym świetle”. Sy-Ra, córka Deliah Dartkthorn z umysłem „zawieszonym między światami”, może być uratowana tylko przez pewnego astrologa żyjącego w Nowym Jorku. Tom piąty, zatytułowany właśnie „Koziorożec”, wprowadza do świata „Rorka” nowe postacie – wspomnianego astrologa i dwójkę jego asystentów: flegmatycznego bibliofila Astora i energiczną poszukiwaczkę przygód Ash Grey. Ekipa Koziorożca pomaga Rorkowi w dotarciu do tajemniczego artefaktu, zwanego „sześcianem numerycznym”, który skrywa tajemnicę nie tylko pochodzenia białowłosego bohatera, ale i natury całego multiwersum Andreasa. Koziorożec powraca następnie w tomie ostatnim i wraz ze swoimi asystentami bierze udział w niesamowitych wydarzeniach zamykających „Rorka”. To on właśnie podsumowuje całą opowieść, mówiąc, że Rork był tak naprawdę pewnym znakiem – symbolem niekończącej się podróży i ciągłych poszukiwań.
Seria „Koziorożec” wystartowała w 1996 roku albumem „L’Objet”. Całość liczy sobie dwadzieścia albumów (ostatni ukazał się we Francji w 2017 roku), przy czym dziewiąty ma dwa razy więcej stron niż wszystkie pozostałe. Pierwsze pięć albumów wydało w Polsce nie istniejące już wydawnictwo „Manzoku” a pozostałe „Sideca”, która zakończyła na (uwaga!) numerze dwudziestym pierwszym. Skąd ta różnica w ilości odcinków? Sideca rozbiła wspomniany tom dziewiąty na dwa osobne numery – każdy kolejny polski numer tomu był zatem o jeden większy w stosunku do oryginału. W artykule trzymam się „numeracji polskiej” – mamy zatem dwadzieścia jeden komiksów w serii.
Główny bohater komiksu jest równie tajemniczy jak Rork. Wyłania się z ciemności gdzieś na obrzeżach Nowego Jorku z walizką w ręku. Nie wie kim jest i jak się nazywa – imię (a raczej pseudonim) „Koziorożec” podsuwają mu trzy stare kobiety siedząca przy ognisku (trzy wiedźmy z „Makbeta” – a jakże!). Wspominają także o tym, że nie wolno mu nigdy wypowiedzieć swojego prawdziwego imienia, ponieważ grozi to bliżej nieokreślonym kataklizmem, „po którym Nowy Jork się już nie podniesie”. Problem w tym, że Koziorożec go nie pamięta, więc może je wypowiedzieć całkiem przypadkowo. Bohater staje się nieformalnym „opiekunem” Nowego Jorku, w którym od chwili jego przybycia zaczynają się dziać rzeczy niewiarygodne i niesłychane. Koziorożec już w pierwszym numerze bierze udział w niezwykłej awanturze – jest świadkiem katastrofy sterowca, pożaru dopiero co odwiedzonej księgarni, spotyka członków tajemnej, podziemnej (dosłownie!) organizacji zwanej „Aparatem” i wpada w łapy gangsterów pod wodzą niejakiego Cole’a. Wszyscy chcą dopaść pewien tajemniczy, skrzący się od energii, artefakt (tytułowy „obiekt”) wyłowiony gdzieś w głębinach mórz a Koziorożec musi obrać stronę. Najlepiej swoją własną.
Album „Obiekt” ustanawia reguły gry, które w ogólnym zarysie nie zmieniają się właściwie aż do samego końca. Koziorożec staje się przypadkowo właścicielem wielkiego wieżowca w Nowym Jorku, którego wszystkie piętra są poziomami gargantuicznej biblioteki, a poziomy poniżej ziemi kryją wprost oszałamiającą tajemnicę. Zdobywa też dwójkę pomocników – Astora, niewysokiego miłośnika wiedzy i książek (ten nie mógł trafić lepiej) oraz panią pilotkę-kaskaderką o pseudonimie Ash Grey. Asystenci różnią się od siebie jak ogień i woda – Astor najlepiej nie wyściubiałby nosa z książek, a Ash pragnie przeżywać wciąż nowe przygody. Koziorożec rozpoczyna karierę astrologa, choć cały czas głośno mówi, że nie wierzy w tego rodzaju bzdury i jest skrajnie racjonalny. Nigdy zresztą w komiksie astrologia nie wysuwa się na pierwszy plan – zlecenia, jakie wykonuje Koziorożec dla swoich mocodawców, przypominają raczej zadania Jamesa Bonda. „Stoję na skrzydle lecącego samolotu, wpadam do dziur bez dna, odkrywam tajemne przejścia i oszukuję siły zła… Czy poszukiwanie przygód to moje życie?”. Koziorożec przeobraża się z czasem w swego rodzaju symbol. Jest bardziej ideą niż człowiekiem z krwi i kości, obrońcą innej idei – ducha Nowego Jorku jako pewnego całościowego bytu, a nie pojedynczych jego mieszkańców.
Akcja komiksu osadzona jest w latach trzydziestych dwudziestego wieku i jest wprost niewyobrażalnie dynamiczna. Cztery pierwsze albumy („Obiekt”, „Elektryczność”, „Deliah” i „Sześcian numeryczny”) opowiadają o wydarzeniach z czasów poprzedzających pierwsze spotkanie Rorka i Koziorożca. Wspomniane już wydarzenia z serii „Rork” dzieją się w całości po czwartym tomie. Odcinek piąty, pod tytułem „Sekret”, zamyka pierwszy duży etap „Koziorożca” – podsumowuje wszystko co się do tej pory wydarzyło i mocno nawiązuje do zakończonego już „Rorka” (zaczyna się wręcz od poważnego streszczenia całego udziału „Koziorożca” w aferze z białowłosym podróżnikiem i starciu z demonem Dahmalochem). To właśnie te pięć początkowych odcinków „Koziorożca” wyszło nakładem „Manzoku” – są to dość proste, pulpowe, mocno rozrywkowe komiksy, powiązane z „Rorkiem” i tak naprawdę wciąż krążące wokół starszego, bardziej wymagającego brata. W odcinku „Deliah” na ten przykład obserwujemy pierwsze spotkanie Rorka z Deliah Darkthorn, obserwowane tym razem z punktu widzenia Koziorożca. Jakże inną postacią jest tu panna Darkthorn – niedojrzałą, naiwną, lekko szurniętą dziewczyną, która nieodmiennie pakuje się w kłopoty. Dowiadujemy się też kim jest i skąd pochodzi Mordor Gott – nemezis naszego bohatera.
I wtedy startuje wydawnictwo „Sideca” wydając odcinek szósty – „Atak”. Jest to pierwszy z czterech albumów windujących światotwórstwo Andreasa na niebotyczny poziom. Autor wprowadza wątki apokaliptyczne, ogólnoświatowy spisek i komplikuje fabułę tak, że począwszy od „Ataku” nie da się już śledzić fabuły komiksu bez dokładnej znajomości poprzednich tomów. Koziorożec porwany zostaje przez tajemnicze stowarzyszenie o nazwie „Koncept” i razem z innymi astrologami, chiromantami, wróżbitami, mistykami i jasnowidzami zamknięty w obozach koncentracyjnych, jawnie kojarzących się z nazistowskimi. „Koncept” ma szeroko zakrojony plan przywrócenia światu racjonalności i uwolnienia wszystkich od wszelkiego mistycyzmu i okultyzmu, jako szkodliwych i nieracjonalnych ideologii. Od tego momentu zaczyna się naprawdę gęsto pod względem fabularnym – Koziorożec ucieka z obozu i nie wraca już do Nowego Jorku, ale chce raz na zawsze rozwiązać sprawę zbrodniczej organizacji. Cały świat legł w gruzach, zmiażdżony butem „Konceptu” – „Kozio” działa w ruchu oporu, uwalnia pewien starożytny byt z podziemi, spotyka członków innego tajnego stowarzyszenia (tym razem są to „Mentorzy”, czyli ludzie walczący z fatum i przeznaczeniem, którzy za wszelką cenę chcą obdarzyć ludzkość absolutną wolną wolą) a finał tej rozgrywki ma miejsce na pokładzie sterowca, gdzie zebrała się wierchuszka „Konceptu”. Podwójny tom dziewiąty (w polce dziewiąty i dziesiąty) zamyka drugą ćwiartkę serii. Jesteśmy w połowie całej opowieści – Koziorożec musi wracać do Nowego Jorku rażonego dokładnie takim kataklizmem, jakiego nasz bohater chciał od początku uniknąć.
Tomy od jedenastego do piętnastego według numeracji Sideci to swego rodzaju „Odyseja Koziorożca” – powrót do miasta, którego miał strzec, ale po drodze coś poszło nie tak. Odcinki jedenasty i dwunasty są dość mocno oderwane od głównego wątku. Koziorożec dociera na francuską prowincję, gdzie najpierw wplątuje się w jakieś rodzinne zatargi zupełnie obcych mu ludzi, a potem, ranny, trafia pod opiekę pewnego samotnika, dręczonego potwornymi wyrzutami sumienia. Te dwie części wprowadzają trochę melancholii i spokoju do fabuły oraz nadają ton całej „odysei” – nie bez znaczenia jest również to, że Koziorożec uświadamia sobie w końcu kim naprawdę jest. Kolejne odcinki są jeszcze dziwniejsze (powoli wracamy do głównej fabuły) – trzynasty pozbawiony jest okładki, tytułu i jakichkolwiek „dymków” (Andreas opowiada tu tylko obrazem) a czternasty to w całości sen Koziorożca, odkrywanie kolejnych warstw tajemnicy i mnożenie pytań. Cała „trzecia ćwiartka” skupiona jest całkowicie na postaci głównego bohatera, to nad nim świeci reflektor, to w jego głowie siedzimy przez cały czas. Najwyższa pora. W końcu do tej pory ciągle biegał, gdzie popadnie, byleby się tylko czymś zająć – najczęściej nie swoimi sprawami.