Niech co Krwawy Hegemon?!„Na Trygława i Swaroga!” – zakrzyknęliśmy z mieszanką zaskoczenia, zgrozy i smutku na wieść o śmierci Janusza Christy. Później, w naturalnym odruchu, zaczęliśmy wspominać jego najlepsze komiksy. Efektem jest poniższa dyskusja.
Jakub Gałka, Marcin T.P. Łuczyński, Marcin Osuch, Konrad Wągrowski, Krzysztof WójcikiewiczNiech co Krwawy Hegemon?!„Na Trygława i Swaroga!” – zakrzyknęliśmy z mieszanką zaskoczenia, zgrozy i smutku na wieść o śmierci Janusza Christy. Później, w naturalnym odruchu, zaczęliśmy wspominać jego najlepsze komiksy. Efektem jest poniższa dyskusja. Jakub Gałka: Mimo iż od publikacji ostatniego tomu przygód „Kajka i Kokosza” dorosło całe pokolenie, śmierć Janusza Christy odbiła się sporym echem w mediach (news o tym już od kilku tygodni lokuje się wśród najczęściej odwiedzanych artykułów w „Esensji”). Czy ktoś z was miał jeszcze cichą nadzieję na jakiś, może jubileuszowy albo okolicznościowy, album Christy? Konrad Wągrowski: Od lat już nie, choć jak zresztą stwierdzałem na naszym blogu, Mirmiłowo i okolice dalekie były od wyczerpania swego komicznego potencjału. Nie sądzę nawet, by zaszkodziła Chriście – gdyby chciał i mógł rysować dalej – zmiana systemu. Kajko i Kokosz może w pewnych elementach nawiązywali do realiów PRL-u, ale w gruncie rzeczy była to para ponadczasowych bohaterów dobranych według sprawdzonego komicznego zestawienia przeciwieństw i spokojnie mogli bronić Mirmiłowa przed Zbójcerzami przez następne dekady. Niestety, tak się nie stanie… Marcin T.P. Łuczyński: Ja też nie, ale z jakichś powodów nie podchodziłem do tego z żalem. Twórca tej miary co Christa na pewno jeszcze wycisnąłby coś ciekawego z tego świata, który przez lata tworzył, gdyby się na to zdecydował i miał po temu możliwości. Ale jakoś odpowiada mi to, że zbiór historii o Kajku i Kokoszu zamyka się w tych komiksach, które poznawałem w młodości i z którymi dorastałem. Teraz bardzo by się przydało wydanie ich w formie książkowej, tak jak się stało ze starszymi dziełami Christy. Najlepiej wszystko w jednym, grubym jak „Lód” Dukaja tomiszczu. Jakub Gałka: Znaczy, trochę boimy się, że „to już nie byłoby to”? A swoją drogą to rzeczywiście trochę dziwne, że na pierwszy ogień idą wydania „archeologicznych ciekawostek” zamiast porządnego, kolekcjonerskiego zbioru dzieł najsłynniejszych – czyli „Kajka i Kokosza” (podobnie rzecz ma się z „Tytusem”). Albumów nie było strasznie dużo, więc w dwóch tomach spokojnie by się zamknęło, może nawet w jednym. Dobra, wracając do PRL-u: wydaje mi się, Konradzie, że podchodzisz do tego zbyt asekuracyjnie. Ja jestem absolutnie pewien – pomijając inne czynniki, które mogłyby mieć wpływ, na przykład duża przerwa w tworzeniu, wiek autora itp. – że „Kajko…” napisany w III RP nie byłby w żaden sposób gorszy od albumów powstających w Polsce Ludowej. Po prostu dlatego, że nawiązania polityczne były w bardzo dalekim tle, najlepiej jeśli aluzja pojawiała się od czasu do czasu, subtelnie (tak, „Mirmił w opałach” jest dla mnie chyba najsłabszym odcinkiem cyklu). O wielkości tych komiksów świadczą bohaterowie (zresztą wcale nie tytułowi, bo na tle np. Hegemona czy Łamignata taki Kajko jest cienki jak pupa węża) i humor budowany wokół ich cech charakteru, przywar, zwyczajów itp. Konrad Wągrowski: Och, na siłę szukaj podstaw do sporu, bo przecież się zgadzamy. W gruncie rzeczy jedyne, co mogło im (Kajkowi i Kokoszowi) zaszkodzić, to gdyby Christa nagle zaczął mocniej nawiązywać do nowej polskiej rzeczywistości. Ten błąd popełnił Parowski w trzecim „Funkym” (te aluzje do Mazowieckiego i Wałęsy były zbyt grubymi nićmi szyte, nawet w porównaniu do delikatnych wcześniejszych nawiązań do Urbana), ten błąd popełnił Baranowski w „Praktycznym Panu”. Gdyby jednak trzymać się wciąż tego fajnego zestawu archetypów, seria mogłaby istnieć tak długo jak „Asteriks” (czyli do śmierci twórcy, bo „Asteriks” bez Goscinnego to już nie było to). I masz rację co do postaci – Kajko jest bezbarwny, ale gdy się ma w zanadrzu Mirmiła, Hegemona, Kaprala, Lubawę, Łamignata, czy Ofermę, wszystko jest możliwe. To samograje i galeria, której Chriście powinien zazdrościć każdy twórca komiksowy. Krzysztof Wójcikiewicz: Ja z jednej strony niezmiernie żałuję, że nie ukazało się więcej części „Kajka i Kokosza” w latach 80., gdy powstawały najlepsze części cyklu, ale z drugiej strony wcale nie jestem pewny, czy ciągnięcie go dalej w czasach III RP wyszłoby mu na dobre. Już „Mirmił w opałach” (ostatni pełnowymiarowy album, wydany w roku 1990) zdradzał wyraźne oznaki spadku formy autora i niewykluczone, że Christa mógł zdawać sobie z tego sprawę, gdy podejmował decyzję o zakończeniu serii. Zresztą nawet najbardziej cenione i kultowe cykle zaczynają gonić w piętkę, gdy są ciągnięte zbyt długo (ot, choćby Thorgal czy Tytus), więc cieszmy się z tego, co mamy. Jakub Gałka: Jeśli to rzeczywiście była świadoma decyzja związana z krytycznym spojrzeniem na własną twórczość, to chylić czoła przed autorem. Krzysztof Wójcikiewicz: Nie wiem, czy tak było (oficjalnie przestał tworzyć ze względu na zły stan zdrowia), spekuluję sobie tylko… Konrad Wągrowski: Jak dla mnie „Mirmił w opałach” był jeszcze daleki od spadku formy uzasadniającego zamknięcie serii. Owszem, może te nawiązania do sytuacji gospodarczej PRL-u nie wyszły mu na zdrowie, ale w samej strukturze to jednak nadal stara dobra konstrukcja – w Mirmiłowie wesoło, Zbójcerze przygotowują kolejny sprytny plan, Kajko i Kokosz ich przechytrzą. W następnej części wystarczyło odciąć się od „Remanentów” i „Przyjęcia towaru” i byłoby znów git. Poza tym poprzez sprowadzenie na stałe woja Wita do Mirmiłowa otwierały się zupełnie nowe możliwości… Dla mnie najsłabsze były jednak borostwory – po prostu poprzez zagubienie konwencji i położenie akcentów w zupełnie nowych miejscach. Marcin T.P. Łuczyński: Fakt, „W krainie borostworów” to zupełny niewypał. Już na samym początku Christa się odsłonił, bo przecież kazał Ofermie osuszyć studnię Mirmiłowa w zasadzie nie wiadomo jak, no bo co to niby miało znaczyć, że do niej po prostu wskoczył? Kompletnie dziwaczne zawiązanie akcji, zupełnie – wiem, wiem, to wszystko i tak bajki, pełne najrozmaitszych odjechanych wymysłów, ale mimo wszystko użyję tego sformułowania – niewiarygodne. No i same postaci tych wszystkich stworów – nie miały kompletnie tego czegoś, co gdzie indziej sprawiało, że między bohaterami a czytelnikiem iskrzyło. Nawet trzej podstarzali piraci ze „Szranków i konkurów”, którzy chcieli, żeby ich Kajko i Kokosz poprowadzili na przymorców, wydali mi się sympatyczni, mieli jakiś kolor. Jedyny zabawny motyw, jaki z „Borostworów” pamiętam, to Mirmił, który z kamieniem uwiązanym do szyi idzie się topić, bo nie może znieść męki pragnienia, a Lubawa mu przypomina, że w studni nie ma wody, a nad jeziorem czają się zbójcerze. Tyle. Jakub Gałka: Gwoli sprawiedliwości dodajmy, że to jedna z najlepszych akcji Mirmiła. Krzysztof Wójcikiewicz: Owszem, ja też do borostworów wracam najrzadziej – na tle pozostałych części wyglądają trochę jak jakiś spin-off z humorem odgrywanym na zupełnie inną nutę i nijak nie trzymają klimatu całości. A skoro już zeszliśmy na nasze preferencje, to nieuniknione pytanie: który album jest waszym ulubionym? Mój faworyt to „Na wczasach” (woj Wit na prezydenta!). Jakub Gałka: Dopiero się rozkręcamy, a tu już tak poważne deklaracje trzeba składać? Trudna decyzja, łatwiej powiedzieć, co się nie podobało, a właściwie podobało mniej (na tle innych „Kajków”, bo wciąż są to bardzo dobre komiksy): „Mirmił w opałach” i „W krainie borostworów”. A ponieważ wielką atencją darzę zbójcerzy, więc i te komiksy gdzie są spychani na dalszy plan – dylogie „Woje Mirmiła/Rozprawa z Dajmiechem” i „Złoty puchar” – nie będą u mnie na szczycie listy. Może „Dzień Śmiechały” albo „Skarby Mirmiła”? Albo „Na wczasach” czy „Szkoła latania”? Ech, chyba czas, żeby sobie trochę odświeżyć te komiksy. Konrad Wągrowski: W „Złotym pucharze” i „Wojach Mirmiła” (a także w „Szrankach i konkurach”) zbójcerze nie byli spychani na drugi plan, bo po prostu ich jeszcze nie było. To są pierwsze albumy serii, które mocno korzystają z poetyki Kajtka i Koka – czyli dużo się dzieje, narracja trochę jak w pasku komiksowym, żart pogania żart, przygoda goni przygodę. Dopiero późniejsze albumy stały się bardziej uporządkowanymi strukturami fabularnymi. Ale i tak uwielbiam te wcześniejsze! Za ten rozmach przygody w „Szrankach...”, za zwroty akcji „Złotym pucharze”, za humor (i piłkę nożną) w „Wojach...”. I nie wiem, który z całej galerii album jest moim ulubionym. Na pewno – poza powyższymi – cenię „Dzień Śmiechały”, nieśmiertelne „Na wczasach” (genialne teksty!), „Szkołę łata…”, znaczy, „latania”. Trudny wybór. Jakub Gałka: No dobra, tu mnie masz. A o „Szrankach i konkurach” rzeczywiście zapomniałem. Dobra rzecz (kurczę, tak naprawdę żaden odcinek nie jest ZŁY, niektóre są tylko słabsze od innych), ale to trochę jak z lepszymi przygodami „Kajtka i Koka” – fajne jako kryminał, jako fantastyka, ale nie do końca jako humoreska. Tak samo „Szranki…” – fajne jako przygoda, ale to nie „Kajko…” w pełnym tego słowa znaczeniu. |
Alejandro Jodorowsky i Jean Giraud (czyli Moebius, bo z Jororowskym współpracowało to właśnie twórcze alter ego Girauda) stworzyli swego czasu „Incala”, jeden z najsłynniejszych komiksów w historii medium. O dziwo, sukces ten nie przyczynił się wcale do ich częstej współpracy w przyszłości. Trzyczęściowa opowieść „Szalona z Sacré-Coeur” jest drugim owocem ich kooperacji – jednym z najlepszych, przy jakich zarówno Chilijczyk, jak i Francuz pracowali.
więcej »Długie kolejki, brak podstawowych towarów, sklepowe pustki oraz ograniczone dostawy produktów. Taki obraz PRL-u pojawia się najczęściej w narracjach dotyczących tamtych czasów. Jednak obywatele Polski Ludowej jakoś sobie radzą. Co tydzień w Teleranku Pan „Zrób to sam” pokazuje, że z niczego można stworzyć coś nowego i użytecznego. W roku 1976 startuje rubryka „Praktycznej Pani”. A o tym, od czego ona się zaczęła i co w tym wszystkim zmalował Tadeusz Baranowski, dowiecie się z poniższego tekstu.
więcej »Jesienią, jak śpiewał Muniek, lubimy „myśleć o latach tak starych, jak te kamienice”. Zapewne dlatego w październikowym – osiemnastym – zestawieniu najchętniej kupowanych komiksów, tworzonym we współpracy z księgarnią Centrum Komiksu, spotykamy tak wielu znajomych bohaterów.
więcej »„Incal” w wersji light
— Marcin Knyszyński
Superhero na sterydach
— Marcin Knyszyński
Nowe status quo
— Marcin Knyszyński
Fabrykacja szczęśliwości
— Marcin Knyszyński
Pusta jest jego ręka! Część druga
— Marcin Knyszyński
Pusta jest jego ręka! Część pierwsza
— Marcin Knyszyński
Superbohater zza biurka
— Marcin Knyszyński
Myślę, więc jestem – tym, kim myślę, że jestem
— Marcin Knyszyński
Kurde blaszka!
— Marcin Knyszyński
Podpatrywanie człowieczeństwa
— Marcin Knyszyński
10 naj… : 10 roztańczonych kadrów
— Marcin Osuch, Agnieszka ‘Achika’ Szady
Kadr, który…: Ciężka dola pantoflarza
— Marcin Mroziuk
Kadr, który…: Ona sprawnie fechtuje miotłą
— Agnieszka ‘Achika’ Szady
Po komiks marsz: Styczeń 2021
— Esensja Komiks
Kadr, który…: W krainie latających siekier…
— Agnieszka ‘Achika’ Szady
Kadr, który…: Gdzie Cię boli?
— Wojciech Gołąbowski
Kadr, który…: Ocena raczej kijowa
— Wojciech Gołąbowski
Kadr, który…: Wyrwać chwasta
— Agnieszka ‘Achika’ Szady
10 komiksowych zaraz, wirusów i pandemii
— Piotr ‘Pi’ Gołębiewski
Siedem wspaniałych: Lista mocno subiektywna
— Marcin Knyszyński
Komiksowe pożegnanie
— Marcin Osuch
Kajko i Kokosz dla zaawansowanych i nie tylko
— Marcin Osuch
Jak to z tym Relaxem było
— Marcin Osuch
Finał najdłuższej przygody w historii polskiego komiksu
— Maciej Jasiński
Materiał na film
— Marcin Osuch
Czysta przyjemność
— Marcin Osuch
Znacie? Tak się Wam tylko wydaje
— Marcin Osuch
Prawie jak w Mirmiłowie
— Maciej Jasiński
Czas wrócić do domu
— Piotr ‘Pi’ Gołębiewski
Baśń dla dużych i małych
— Piotr ‘Pi’ Gołębiewski
Ten komiks nieco więcej obiecuje niż daje
— Marcin Osuch
Komiksowe pożegnanie
— Marcin Osuch
Kuźnia, kowadło, gromy, pioruny, błyskawice
— Marcin Osuch
Mój drogi Watsonie
— Marcin Osuch
Biały też może być
— Marcin Osuch
Diplodok remastered
— Marcin Osuch
Kostucha znowu w akcji
— Marcin Osuch
Koty z Ursusa
— Marcin Osuch
Dawno temu, na Baker Street 221b
— Marcin Osuch
Kosmiczny redaktor
— Konrad Wągrowski
Wydaje mi się, że opinie o Kajku, jakoby był postacią bezbarwną czy cienką, są z lekka niesprawiedliwe, bo choć faktycznie na tle reszty tej wesołej czeredy jest niemal święty, to przecież jako przeciwwaga dla Kokosza sprawdza się znakomicie. Prawdopodobnie po prostu nie dało się lepiej napisać postaci tak charakterologicznie pozytywnej i trzeba go przyjąć takim, jaki jest (cóż, przecież Thorgal również jest kryształowy – czy on w ogóle ma jakieś wady?). Choć może Christa faktycznie mógł go nieco porysować, Kajko w sumie ma chyba dość zadziorną naturę, zwłaszcza w starciach z Kokoszem pokazywał charakterek (mały nie dawał się grubemu zahukać, o nie!) i autor mógł pójść w tym kierunku i przydać mu np. cechę złośliwości. Ale Kajko nie jest papierowy i nie robi za piąte koło u wozu, bo od czasu do czasu przytrafia mu się także w pojedynkę coś naprawdę niemiłego. A to łomot grabiami od Lubawy za zerwane róże, a to wczasy, jakich nie życzyłby nawet Hegemonowi, a to zamiana na umysły z leśnym lichem ("Kajko, złaź! Nie rób z siebie małpy!")...
Dodam, że dla mnie siłę humoru serii stanowią także w dużej mierze postacie, o których panowie w powyższej dyskusji nie wspomnieli, czyli drugoplanowe czarne charaktery. Galeria malowniczych łajdaków, łotrów i kanalii czy choćby pospolitych hultai, drabów i warchołów jest zaiste obłędna i tylko potwierdza geniusz Janusza Christy. Wielki Kompan z Szambelanem! Jarl Björn! Walwuch! Rangar Złotowłosy! Krwawy Barnaba i karczmarz Schabomił! No i wisienki na tym torcie: ksiażę Dajmiech z Kanclerzem i jego wojski Niesław – ten ostatni to już w ogóle mój ulubiony kajkokoszowski arcyłotr i perełka serii, ha ha.