Czar „Relaksu” #15: Mirmił – samobójca i dresiarz jak Superman [„Relax #15” - recenzja]Esensja.pl Esensja.pl Przez cały 1977 rok „Relax” ukazywał się bardzo systematycznie – raz w miesiącu do kiosków „Ruchu” trafiał kolejny numer magazynu. Niestety, w roku następnym ta regularność została naruszona. Odstęp między skierowaniem do sprzedaży czternastej i piętnastej odsłony pisma wynosił bowiem dwa miesiące. Tym samym także nieco młodsi czytelnicy prasy w PRL-u odczuli nadchodzący wielkimi krokami kryzys.
Czar „Relaksu” #15: Mirmił – samobójca i dresiarz jak Superman [„Relax #15” - recenzja]Przez cały 1977 rok „Relax” ukazywał się bardzo systematycznie – raz w miesiącu do kiosków „Ruchu” trafiał kolejny numer magazynu. Niestety, w roku następnym ta regularność została naruszona. Odstęp między skierowaniem do sprzedaży czternastej i piętnastej odsłony pisma wynosił bowiem dwa miesiące. Tym samym także nieco młodsi czytelnicy prasy w PRL-u odczuli nadchodzący wielkimi krokami kryzys.
To nie był szczególnie szczęśliwy rok, choć przyznać trzeba, że te, które miały nadejść wkrótce, okazały się dla Polski Ludowej jeszcze gorsze. W kraju narastał kryzys gospodarczy, który władze starały się kamuflować energiczną polityką „propagandy sukcesu”. Coraz wyraźniej było jednak widać, że „król jest nagi”. W sklepach brakowało towarów, a w nadmorskich kurortach wiele z nich sprzedawano jedynie za okazaniem dokumentów tożsamości, aby przypadkiem nie wykupili ich przybywający nad Bałtyk turyści z całego kraju. Jedną z nielicznych radości były zbliżające się Mistrzostwa Świata w piłce nożnej, tym razem rozgrywane w rządzonej przez juntę wojskową Argentynie. Polska reprezentacja – kierowana przez niepokornego i kontrowersyjnego Jacka Gmocha – dostała się na nie, pozostawiając w pokonanym polu między innymi Portugalię i Danię, bo Cyprem jeszcze się wówczas nikt w światku futbolowym nie przejmował. Drużyna wygrywała również kolejne spotkania sparingowe, nic więc dziwnego, że na czerwcowy czempionat wybierała się z wielkimi nadziejami, które zresztą podsycał jeszcze trener, zapewniając, że bez medalu nie wrócimy. Tymczasem na piętnasty numer „Relaksu” wielbiciele komiksu musieli czekać nieco dłużej niż zwykle – magazyn trafił bowiem do sprzedaży z miesięcznym opóźnieniem, czyli w marcu 1978 roku. Okładka ponownie niczym nie zaskoczyła, więcej nawet – zastosowano dokładnie ten sam patent, także kolorystyczny, co poprzednim razem. Czyli: główny kadr wyjęty z „Wywiadowcy XX wieku” (autorstwa Jerzego Wróblewskiego), a nad nim – mocno kontrastujące z ciemnym „dżinsowym” tłem – jasnopomarańczowe logo. Pod spodem natomiast na poziomym pasku umieszczono między innymi mały rysunek z kolejnej odsłony „Opowieści nie z tej Ziemi”. Nowością było zaś wrzucenie na obwolutę reklamy gry logicznej Mastermind – kolejnego produktu sygnowanego przez Krajową Agencję Wydawniczą. Pewnym zaskoczeniem mógł być z kolei wizerunek końskiego zadu oraz usadowionego na grzbiecie zwierzęcia strzelca, co zapowiadało powrót na łamy „Relaksu” zawieszonej kilka miesięcy wcześniej serii „Barwa i broń żołnierza polskiego”. W listach od czytelników, tradycyjnie wydrukowanych na stronie drugiej, ponownie dominowały dobre rady i prośby. Niezwykle konstruktywną propozycję złożył redakcji niejaki „Tadzik” Moszkowicz z Rakszawy (zapewne uczeń którejś ze starszych klas podstawówki bądź jednej z pierwszych szkoły średniej), który napisał: „Prosiłbym bardzo, o ile to jest w waszej mocy, by zamieszczać fragmenty powieści znakomitych polskich pisarzy: Mickiewicza [sic!], Sienkiewicza, Prusa i innych”. Z tym Mickiewiczem to piekielnie intrygująca sprawa i myślę, że nie tylko twórcy „Relaksu”, ale również jak najbardziej współczesnej „Esensji” chętnie zapoznaliby się z powieściami – a niechby i nawet tylko z jedną powieścią – wieszcza Adama. Dalej też było interesująco, „Tadzik” sugerował bowiem: „Również bardzo ciekawe byłyby komiksy nowel, których mamy w naszej literaturze tak dużo”. Redakcja magazynu zachowała na szczęście zdrowy rozsądek i niezwykle roztropnie odpisała czytelnikowi ze wsi podkarpackiej tak: „Propozycja prezentowania w postaci komiksu dzieł literackich z lektury szkolnej jest kusząca (…). Taki komiks, oparty na dobrej, zalecanej przez szkołę literaturze, dość będzie zawierał przy tym wartości poznawczych i wychowawczych, by zyskać aprobatę rodziców i nauczycieli. Lecz będzie krył w sobie również wielkie niebezpieczeństwo: mniej pilni lub może tylko bardziej lekkomyślni uczniowie poprzestaną na kontakcie ze szkolną lekturą wyłącznie poprzez jej komiksową wersję. A to samej lektury nie zastąpi”. Można tylko podejrzewać, że czytający ten fragment nauczyciele języka polskiego klaskali z entuzjazmem. Inna sprawa, że „Tadzik” wpadł mimo wszystko na świetny z komercyjnego punktu widzenia pomysł; z jego realizacją trzeba było jednak poczekać do naszych czasów i zabrali się za to głównie twórcy filmowi. kliknij aby powiększyć Na otwarcie piętnastego „Relaksu” zafundowano spragnionym czytelnikom trzecią część „Wywiadowcy XX wieku”, której scenarzyści – Barbara Sokalówna i Jerzy Uśpieński – nadali tytuł „Największy wyczyn Ramsay’a” (uwaga! pisownia oryginalna). Superszpieg Richard Sorge – pół-Niemiec, pół-Rosjanin – wciąż przebywa w Chinach, skąd jednocześnie śle artykuły do pism w Niemczech oraz tajne raporty do mitycznej „centrali” (zupełnie jak kapitan Hans Kloss), której kierownictwo zasiada na „czerwonym” Kremlu. Różnymi sposobami udaje mu się pozyskiwać informacje, które następnie przekazuje do Moskwy zaufany radiotelegrafista Max Clausen. Tymczasem nadchodzi 1933 rok i w Niemczech do władzy dochodzą naziści. Sorge zostaje odwołany do Berlina, gdzie czeka na niego nowy przydział – korespondenta „Frankfurter Zeitung” (i przy okazji kilku innych gazet) w Tokio. Pod warunkiem jednak, że zostanie zaaprobowany przez nowych władców państwa. Rekomendacje zdobywa bez większych kłopotów, a wśród tych, którzy go popierają, znajduje się nawet sam Karl Haushofer. W stolicy Japonii aklimatyzuje się bardzo szybko. Z jednej strony udziela wydatnej pomocy pułkownikowi – a potem generałowi – Eugenowi Ottowi (attaché wojskowemu ambasady i rezydentowi wywiadu niemieckiego), z drugiej – tworzy własną, działającą na rzecz Kominternu, siatkę szpiegowską, w której znajdują się między innymi dziennikarze Branko Vukelić (z mieszanej rodziny serbsko-żydowskiej) i Hotsumi (w komiksie Hozumi) Ozaki (będący także doradcą premiera Kraju Kwitnącej Wiśni Fumimaro Konoego) oraz wzięty malarz portrecista Yotoku Miyagi. Mimo zainteresowania osobą Sorgego funkcjonariuszy Kempeitai, czyli cesarskiej żandarmerii wojskowej, pełniącej również zadania policji politycznej i służby kontrwywiadu, udaje mu się zdobyć niezwykle ważne dokumenty dotyczące zacieśniającej się współpracy między Berlinem a Tokio. Ich opublikowanie na polecenie Kremla wzbudza wściekłość Adolfa Hitlera, który natychmiast nakazuje wszczęcie dochodzenia admirałowi Wilhelmowi Canarisowi (co ciekawe, tę samą sympatyczną parkę mogliśmy podziwiać wcześniej w węgierskiej „ Akcji Labirynt”). kliknij aby powiększyć Plusem trzeciej części „Wywiadowcy XX wieku” są tradycyjnie rysunki Jerzego Wróblewskiego. Warto przy okazji porównać ten odcinek serii z poprzednim, aby dostrzec, w jaki sposób grafik różnicuje twarze Azjatów – Chińczyków i Japończyków. Należy wspomnieć również o wzmiankowanej w „Największym wyczynie Ramsay’a” niezwykle intrygującej postaci Karla Haushofera – generała, profesora, filozofa i geopolityka, który spędził kilka lat na Dalekim Wschodzie i był gorącym orędownikiem współpracy nazistów z militarystami japońskimi. Prawdopodobnie był również członkiem okultystycznego Towarzystwa Thule, które miało duży wpływ na kształtowanie się ideologii narodowego socjalizmu, o czym szerzej można poczytać w książce francuskiego historyka Philippe’a Valode’a „ Hitler i tajne stowarzyszenia” (2009). W zupełnie inny klimat wprowadził czytelnika czteroplanszowy „Komendant Bodajć nie wrócił”, będący czwartą odsłoną „Opowieści nie z tej Ziemi” Stefana Weinfelda (scenariusz) i Witolda Parzydły (rysunki). Tym razem uczestnicy sympozjum myślonautów usłyszeli historię podróży trzyosobowej załogi – poza tytułowym Bodajciem tworzyli ją jeszcze aspirant Ogos i nawigator Vin – na planetę 44-51-88. I choć scenarzysta wymyślił bardzo ciekawą koncepcję dotyczącą upływu czasu w tym pozaziemskim świecie, to jednak nie sposób pozbyć się wrażenia, że nie wykorzystał kryjącego się w niej potencjału, że jedynie prześlizgnął się po temacie. Poza tym na tle wcześniejszego komiksu Wróblewskiego znów ambiwalentne uczucia mogły budzić kadry namalowane przez Parzydłę, choć mimo wszystko trudno ich autorowi odmówić charakterystycznego i niepowtarzalnego stylu. Chyba tylko Bogusław Pawłowski („ O tym, jak górnik Maślok Śmierdzirobótka kramarzył ze Skarbnikiem”, „ Skrzydła”) rysował w zbliżony do niego sposób.
|
Po kliknięciu w miniaturkę "Konusa" otwiera się strona z "Wygnania".