Czar „Relaksu” #18: James Bond w spódnicy i pętla na szyi superagenta [„Relax #18” - recenzja]Esensja.pl Esensja.pl
Czar „Relaksu” #18: James Bond w spódnicy i pętla na szyi superagenta [„Relax #18” - recenzja]Owszem, Sorge i Ozaki zostali skazani na śmierć i powieszeni (o sposobie wykonania kary z komiksu się jednak nie dowiemy) siódmego listopada 1944 roku (w rocznicę wybuchu Wielkiej Socjalistycznej Rewolucji Październikowej), ale nie ma ani słowa o tym, że w poprzednich miesiącach rząd japoński trzykrotnie zwracał się do ambasady radzieckiej w Tokio z propozycją wymiany agenta na znajdujących się w Związku Radzieckim żołnierzy armii cesarskiej wziętych do niewoli w czasie bitwy pod Chałchyn-goł. Odpowiedź Sowietów była zawsze taka sama: „Człowiek o nazwisku Richard Sorge nie jest nam znany”. Stalin doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że to właśnie meldunki „Ramsaya”, a nie jego geniusz polityczno-militarny, uratowały w 1941 roku Kraj Rad przed hitlerowską okupacją. Dlatego wolał, aby konkurent do chwały zgnił w japońskim więzieniu, zamiast żyć sobie spokojnie na daczy pod Moskwą lub nad Morzem Czarnym i jeszcze – nie daj, Boże – spisywać pamiętniki. Takie zachowanie nie jest zresztą w historii niczym nowym. Z tego samego powodu kilkaset lat wcześniej nowo koronowany król Francji Karol VII pozwolił, aby na stosie spłonęła Joanna d’Arc. Co stało się z innymi członkami siatki Sorgego? Miyagi zmarł w więzieniu w wyniku tortur w sierpniu 1943 roku, jeszcze przed ogłoszeniem wyroku. Serbski dziennikarz Vukelič i radiotelegrafista Max Clausen zostali natomiast skazani na dożywocie. Ten pierwszy wyzionął ducha (z powodu zapalenia płuc) w styczniu 1945 roku w więzieniu Abashiri na wyspie Hokkaido; drugiego z kolei na wolność wypuścili Amerykanie, po czym – wraz z żoną – pozwolili mu wyjechać do ZSRR. Ostatecznie Clausenowie wylądowali w Niemieckiej Republice Demokratycznej. Max zmarł we wrześniu 1979 roku w Berlinie Wschodnim. Swoją drogą, ciekawe, czy znając nastawienie Stalina do siebie, Sorge oznajmiłby informującemu go o dacie wykonania egzekucji prokuratorowi, że „umrze jak wierny żołnierz Armii Czerwonej” (oczywiście pod warunkiem, że przytoczone w komiksie słowa nie są tylko wymysłem scenarzystów). kliknij aby powiększyć Na dalszych stronach kontynuowano tematykę historyczną. W rozszerzonej, dwuczęściowej wersji „Barwy i broni żołnierza polskiego” przedstawiono tym razem gidy oraz krakusów w armii Księstwa Warszawskiego. Dla mniej zorientowanych: te pierwsze to oddziały pełniące funkcje przewodników maszerujących kolumn wojskowych, te drugie to lekka jazda konna, którą powołano do życia na prośbę Napoleona Bonapartego – podczas wyprawy na Moskwę w 1812 roku miała ona stanowić skuteczną przeciwwagę dla niezwykle groźnych Kozaków. Po stałym, choć nieregularnym, cyklu Henryka Wieleckiego (tekst) i Ryszarda Morawskiego (rysunki) umieszczono pierwszy (z dwóch) odcinek „Pięciu kroków wstecz”, pod którym podpisali się poetka Zofia Chmurowa (scenariusz) i grafik Marek Szyszko („ Na surowym korzeniu”, „ W mocy Wielkiej Bogini”, „ Konus”). Chmurowa przeżywała swoje „pięć minut sławy” ponad dekadę wcześniej, kiedy jej bajki dla dzieci wpisywane były nawet na listę lektur szkolnych w pierwszych klasach podstawówek. Być może starsi czytelnicy pamiętają jej wierszowane książeczki: „O trębaczu z Wieży Mariackiej”, „Księżycowy bal”, „Szary motyl”, „Jak listy wędrowały” czy też „Bajkę o złotym pajączku”. „Pięć kroków wstecz” również ukazało się w wersji książkowej – w 1965 roku. Pomysł na zawiązanie akcji łudząco przypomina nakręcony siedem lat wcześniej film komediowo-fantastyczny Antoniego Bohdziewicza „Kalosze szczęścia”, w którym kolejni bohaterowie przenosili się, co prawda, w przestrzeni, nie zaś w czasie, dzięki tytułowemu obuwiu. W opowieści Chmurowej osobą, która doświadcza cudownych podróży, jest harcerz. Wędrując samotnie z plecakiem, natyka się na tajemniczego staruszka akurat w momencie, gdy w chłodnym strumyku próbuje ukoić obolałe stopy. Mężczyzna, wyglądający jakby żywcem przeniesiono go z kart „Lalki” Bolesława Prusa, oferuje chłopcu wymianę. Za jego stare i znoszone trampki oddaje mu do dyspozycji swoją kolekcję staromodnych butów. Nie są to jednak zwykłe kamasze – każda para ma czarodziejskie właściwości. Wystarczy wzuć ją na nogi i zrobić kilka kroków do tyłu. A wtedy… W pierwszej odsłonie komiksu harcerz odbywa dwie podróże – najpierw przenosi się w czasy zaboru pruskiego, a następnie w epokę Sejmu Wielkiego (podany jest rok 1789). W tym drugim przypadku ma ogromne szczęście, trafia bowiem akurat na pokaz lotu balonem. Podążając za tłumem, staje się świadkiem niecodziennego wydarzenia. Jest tylko jeden problem. Coś się zwyczajnie nie zgadza. Zgromadzeni na ulicach ludzie wiwatują na cześć Jana Potockiego (tak, tego samego, który wkrótce napisze „Rękopis znaleziony w Saragossie”), a jeśli to rzeczywiście on znajduje się w koszu, to oznacza, że autorzy popełnili przynajmniej dwa błędy. Po pierwsze: dziesiątego maja 1789 roku rzeczywiście miał w stolicy Polski – i to nawet w obecności króla Stanisława Augusta Poniatowskiego – pokaz pierwszego w naszym kraju lotu balonem, ale brał w nim udział jedynie francuski aeronauta Jean-Pierre Blanchard. Lot Blancharda z Potockim (i tureckim sługą polskiego arystokraty Ibrahimem) odbył się dokładnie rok później – czternastego maja 1790 roku. Jeśli więc w komiksie przedstawiono to wydarzenie, to skąd wzięła się data wcześniejsza? I dlaczego w koszu balonu widać tylko dwie – a nie trzy, jak było naprawdę – osoby? Niby drobiazg, ale mimo wszystko warto trzymać się faktów historycznych. Przyglądając się natomiast stronie graficznej „Pięciu kroków wstecz”, nie sposób nie dostrzec postępów, jakie – dosłownie na oczach czytelników „Relaksu” – robił Marek Syszko. Nawet w porównaniu z „ Konusem”, który przecież dopiero co przestał się ukazywać, zmiana jakościowa jest wyraźnie widoczna. Rzuca się to w oczy zwłaszcza w kadrach przedstawiających ulice miasto sprzed stu czy dwustu lat. A warto zaznaczyć, że będzie jeszcze lepiej! kliknij aby powiększyć Na stronie dwudziestej drugiej zamieszczono łamigłówki i tradycyjny kącik filatelistyczny, w którym tym razem zaprezentowano znaczki (wydane w NRD i Czechosłowacji) poświęcone dzieciom. Okazją ku temu stały się obchody ćwierćwiecza działalności Międzynarodowego Funduszu Pomocy Dzieciom (UNICEF) przy Organizacji Narodów Zjednoczonych. Mimo to następna historyjka skierowana była nie do najmłodszych, ale nieco starszych czytelników „Relaksu”. Dwustronicowa „Obella” Janusza Christy okazała się jednocześnie ostatnią (dziesiątą) „Bajką dla dorosłych”. Tytułowa postać to piękna, ale i cnotliwa żona szlachetnego rycerza. Kiedy mąż Obelli walczy z wrogami, na jej niewątpliwą cnotę postanawia zapolować zły czarnoksiężnik Hokus. I już, już jest w ogródku, już wita się z gąską, gdy nagle pada ofiarą własnej nieroztropności i braku pamięci. Dowcipne, inteligentne, świetnie narysowane (ponownie w czerni i bieli) – słowem: Christowa norma! Można więc tylko żałować, że autor postanowił na zawsze rozstać się z serią. Ale nie był to koniec smutnych wieści dla fanów artysty. W osiemnastym „Relaksie” doprowadził on także do finału „Zamach na Milusia”. W jedenastej odsłonie na drodze Kajka, Kokosza i sympatycznego smoka ponownie stają okrutni zbójcerze z krwawym Hegemonem na czele. I ponownie kończy się to dla nich katastrofą. Przy okazji, choć niechcący, obrywa także Mirmił, który wałęsa się po lesie w poszukiwaniu wojów wygnanych wcześniej przez niego z grodu. Na szczęście wszystko kończy się szczęśliwie i po staropolsku – ucztą. A już w następnym magazynie zadebiutuje nowa seria Christy – „Tajemniczy rejs”, będący pierwszą odsłoną przygód marynarzy Gucka i Rocha. kliknij aby powiększyć Osiemnasty numer „Relaksu” zamyka kolejna premiera – narysowana przez Jerzego Wróblewskiego, a napisana przez Mieczysława Derbienia (w następnych latach kojarzonego głównie jako tłumacz powieści Raymonda Chandlera i Alistaira MacLeana) „Vahanara”. Autorem pierwowzoru literackiego komiksu był zmarły przed dziesięcioma laty francuski pisarz science fiction Georges Murcie. W latach 70. XX wieku opublikował on na Zachodzie kilkadziesiąt opowiadań i powieści, „Vahanara” miała swój pierwodruk w 1974 roku. O co zaś chodzi w pierwszym odcinku noszącym trochę alarmujący tytuł „Giną załogi i statki kosmiczne”? Na Ziemię docierają informacje o dziwnych zdarzeniach mających miejsce w strefie Jowisza. Z niewyjaśnionych powodów znajdujące się tam statki kosmiczne nagle tracą stateczność i lecą w nieznane. Zaginęło już w ten sposób pięć załóg, jedenastu doświadczonych pilotów. Trudno się więc dziwić, że szef Sekcji Alarmowej odpowiedzialnej za bezpieczeństwo planety Stefanotti jest, delikatnie mówiąc, zaniepokojony. Gdy Rada Naczelna nie decyduje się zadośćuczynić jego prośbom i nie wyraża zgody na wysłanie w okolice piątej planety od Słońca floty kosmicznej, ten decyduje się posłać tam statki własnej Sekcji. Równolegle do tego śledzimy również losy jednej z zaginionych załóg. Kosmonauci Glenn Davies i Paul Valros, znalazłszy się na czerwonej pustyni (choć peerelowska poligrafia sprawiła, że jest ona raczej żółta niż czerwona), idą śladami swoich poprzedników. Nagle w oddali rozlega się potężny przedziwny, doprowadzający do szaleństwa, okrzyk: „VAHANARA!”. Ciekawostką może być fakt, że dwa lata później opowieść Wróblewskiego i Derbienia ukazała się w formie osobnego albumu (razem z „ Najdłuższą podróżą”); z kolei w 1982 roku w wersji albumowej opublikowano „Wywiadowcę XX wieku” (z dwiema innymi historiami). Pytanie tylko, po co, skoro jakościowo były to edycje znacznie gorsze od tych w „Relaksie”. Bo nie dość, że oba komiksy pozbawiono koloru, to na dodatek sztucznie zmniejszono ich format (z A4 do A5).
|
"Z tego samego powodu kilkaset lat wcześniej nowo koronowany król Francji Ludwik XVII pozwolił, aby na stosie spłonęła Joanna d’Arc."
- yyyyyy, czy Ci się, Autorze, coś aby nie pomerdało?