Dublin, Triest, Paryż, Zurych [Alfonso Zapico „Śladami Joyce`a” - recenzja]Esensja.pl Esensja.pl Przygotowując się do pracy nad „Dublińczykiem”, Alfonso Zapico odbył podróż po Europie. Wyruszył tropem swego bohatera, irlandzkiego pisarza Jamesa Joyce’a, aby jak najgłębiej wniknąć w jego umysł i poznać miejsca, które odcisnęły na nim swoje piętno. Tym sposobem dotarł do Dublina, Triestu, Paryża i Zurychu. Później swoje spostrzeżenia przelał na papier i nadał im tytuł „Śladami Joyce’a”.
Dublin, Triest, Paryż, Zurych [Alfonso Zapico „Śladami Joyce`a” - recenzja]Przygotowując się do pracy nad „Dublińczykiem”, Alfonso Zapico odbył podróż po Europie. Wyruszył tropem swego bohatera, irlandzkiego pisarza Jamesa Joyce’a, aby jak najgłębiej wniknąć w jego umysł i poznać miejsca, które odcisnęły na nim swoje piętno. Tym sposobem dotarł do Dublina, Triestu, Paryża i Zurychu. Później swoje spostrzeżenia przelał na papier i nadał im tytuł „Śladami Joyce’a”.
Alfonso Zapico ‹Śladami Joyce`a›Po publikacji „La guerre du professeur Bertenev” („Wojna profesora Berteneva”, 2006) oraz „ Café Budapeszt” (2008) niespełna 30-letni wtedy jeszcze Alfonso Zapico stał się jednym z najbardziej znanych hiszpańskich rysowników młodego pokolenia na rynku frankofońskim. Nie powinno więc dziwić, że gdy we wrześniu 2008 roku rozpoczął pracę nad kolejnym bardzo ambitnym przedsięwzięciem, komiksową biografią genialnego irlandzkiego prozaika Jamesa Joyce’a (która ostatecznie ukazała się w sprzedaży rok temu pod tytułem „ Dublińczyk”), fakt ten nie uszedł uwagi prestiżowej instytucji La Maison des Auteurs w Angoulême (francuskiej stolicy komiksu), która zdecydowała się przyznać Hiszpanowi z Asturii stypendium na ten projekt. I choć od momentu, gdy Zapico wyruszył (wraz z żoną Manuelą) z rodzinnego kraju w podróż po Starym Kontynencie (i Irlandii), do chwili otrzymania przezeń wsparcia materialnego minęło 11 miesięcy, nie można mieć wątpliwości, że ów zastrzyk finansowy przyczynił się zasadniczo do przyspieszenia prac nad ostatecznym kształtem dzieła o Joysie. A kiedy było już ono gotowe, Zapico postanowił zrobić kolejny krok i wykorzystać materiały zebrane w trakcie trwających ponad rok wojaży i przygotować – również w formie komiksowej – „dziennik” swojej podróży. Trafiły na jego karty niekiedy zabawne, niekiedy smutne, ale zawsze interesujące, spostrzeżenia hiszpańskiego rysownika i scenarzysty nie tylko na temat irlandzkiego pisarza, ale – ogólniej – współczesnej Europy. Sam pomysł nie jest nowy. Patent ten wykorzystał chociażby Craig Thompson, który, odbywając tournée promujące powieść graficzną „Blankets. Pod śnieżną kołderką” (2003) oraz przygotowując się do pracy nad swym kolejnym monumentalnym dziełem „Habibi” (2011) – notabene oba zostały opublikowane przez Timofa – podróżował między innymi po krajach Maghrebu (Afryki Północnej), a następnie swoje wrażenia przedstawił w bardzo interesującym „Dzienniku podróżnym” (2004). Zapico zachował się podobnie. Po przebrnięciu przez kilka książek poświęconych postaci Joyce’a postanowił na własne oczy zobaczyć miasta, w których Irlandczyk mieszkał, tworzył, hulał i generalnie mocno dawał się we znaki bliskim sobie osobom. Ważne było również, aby taka podróż odbyła się w porządku chronologicznym. Na początek Hiszpan odwiedził więc miejsce urodzin pisarza, czyli Dublin, by następnie przenieść się na kontynent – do Triestu (dzisiaj włoskiego, natomiast w czasach gdy żył tam z rodziną twórca „Ulyssesa”, należącego do monarchii austro-węgierskiej), Paryża i Zurychu, w którym to mieście Joyce dokończył w styczniu 1941 roku żywota. Niejako na marginesie tej marszruty Zapico odwiedził również baskijskie Bilbao, gdzie przysłuchiwał się międzynarodowej konferencji poświęconej życiu i twórczości Irlandczyka, oraz Angoulême – najpierw w związku z przyznanym mu przez La Maison des Auteurs stypendium, a następnie z przeprowadzką do tego niewielkiego francuskiego miasteczka w południowo-zachodniej części kraju. Śladów tych „skoków w bok” również w komiksie nie zabrakło. O ile „ Dublińczyk” był dziełem biograficznym, którego głównym bohaterem był James Joyce (i w nieco mniejszym stopniu jego epoka), o tyle w „Śladami Joyce’a” na plan pierwszy wysuwają się w zasadzie dwie postaci – autor „Portretu artysty z czasów młodości” oraz sam Alfons Zapico. Przez pryzmat poszukiwań prawdy o życiu Irlandczyka Hiszpan opowiada nam bowiem także o sobie – swoich fascynacjach i oczekiwaniach. „Między wierszami” możemy również dostrzec i wyłuskać wspomnienia z czasów młodości spędzonej przez niego w prowincjonalnym asturyjskim miasteczku Blimea; nie brakuje też podanego w sposób bardzo żartobliwy rysu charakterologicznego twórcy komiksu. Ironię autoportretu podkreśla dodatkowo sposób przedstawienia siebie samego – ze zmierzwioną czupryną i długim spiczastym nosem, niemal zawsze zdziwionego, zaskoczonego, zdezorientowanego, wyprowadzonego w pole (te małe oczka!). Ale tak przecież często bywa, gdy człowiek zostaje rzucony w obce sobie dotychczas środowisko; gdy ma opracowany konkretny plan zwiedzania, a tu co rusz pojawiają się niekoniecznie radosne niespodzianki, które zmuszają turystę (niech tak zostanie!) do jeszcze bardziej heroicznej walki z bezlitośnie upływającym czasem. Ileż razy podczas podróży śladami swego bohatera Zapico znalazł się w takiej właśnie sytuacji! Mimo napiętego terminarza znajdował też jednak czas na spotkania z przyjaciółmi i znajomymi, których los rzucił w różne zakątki kontynentu – nie wszystkie związane były z pracą nad biografią Joyce’a, ale wszystkie udanie dopełniły portretu Hiszpana, który – pytanie, czy zrobił to z pełną świadomością i premedytacją – jawi się dzięki temu czytelnikowi jako trochę safandułowaty, ale nadzwyczaj sympatyczny artysta. A takim, jak wiadomo, wybaczyć można znacznie więcej. „Śladami Joyce’a”, chcąc nie chcąc, przybrało w dużym stopniu formę komiksowego przewodnika po czterech najważniejszych w biografii irlandzkiego pisarza miastach. Odwiedzając związane z nim miejsca, Zapico prowadzi nas od zabytku do zabytku (szczęśliwie, w przeważającej większości są to miejsca mniej znane niż chociażby paryska Katedra Najświętszej Marii Panny), radząc sobie wyśmienicie w ich rysunkowym odwzorowaniu. Ale ma też dzieło Hiszpana walor znacznie istotniejszy – jest nostalgicznym spojrzeniem współczesnego (dodajmy jeszcze: młodego) mieszkańca Starego Kontynentu na Europę, której już nie ma. Która zniknęła wraz z przemianami politycznymi i społecznymi XX wieku. Którą rozjechały armie walczące ze sobą w dwóch wojnach światowych. Stąd na przykład smutna konstatacja dotycząca Triestu, który na początku ubiegłego stulecia był nie tylko największym portem monarchii Habsburgów, ale nade wszystko prawdziwym tyglem narodowościowym i kulturowym, miastem zamieszkanym przez Włochów, Austriaków, Żydów, Turków, Węgrów i Słowian. A czym jest dzisiaj? Pytanie, zaiste, retoryczne. Ale nie tylko wizyta w Trieście nastroiła Hiszpana melancholią i przygnębieniem. Opuszczając wcześniej Dublin, Zapico stwierdził, że miasto „wygląda dziś inaczej i nie ma nic wspólnego z prowincjonalną i sparaliżowaną stolicą, w której Joyce rozpoczynał karierę literacką” (co można jeszcze odebrać jako pozytyw). Zupełnie inny wydał mu się także Paryż. Lecz miano „największego rozczarowania” zarezerwował dla Zurychu – miasta, owszem, pięknego i bogatego, ale budującego swoją „fałszywą pomyślność” „na złoconym betonie fortun dawnych dyktatorów, spekulacji finansowych i wszystkiego, czego nie widać, ale co boli”. Skłania to czytelnika do zadania istotnych pytań: Jak Joyce czułby się w Zurychu XXI wieku? Odnalazłby się we współczesnym Dublinie i Paryżu? Nie dusiłaby go atmosfera prowincjonalnego Triestu? Oddychając dzisiejszym powietrzem, znalazłby natchnienie, aby stworzyć „Ulissesa” i „Finneganów tren”? Nie oczekujcie, Państwo, odpowiedzi od Alfonsa Zapico; autor woli, abyście udzielili ich sobie sami.
|