Więzienie w kosmosie
[ - recenzja]
W „
The Lydian Option” nie znajdzie się wgniatających w fotel wizji dalekiej przyszłości, a jedynie sprawdzone kosmicznooperowe pomysły: asteroidowe więzienie, ucieczkę z tegoż i krwiożerczych obcych. Sztampa, ale komiks Kevina Kneuppera i Roberta Ratha dostarcza dobrej rozrywki.
Bardzo daleko od Ziemi, gdzie nie zaglądają eskadry zwycięskiej Floty Solarnej, w środku mgławicy wisi wydrążone w asteroidzie więzienie zwane Okiem. Jego nowym lokatorem jest Hudson – po muskulaturze i kwadratowej szczęce znać, że będzie bohaterem tej opowieści. Hudsona zaraz przy wejściu wita stary więzień imieniem Doyle i przedstawia zasady rządzące Okiem. By czytelnik nie miał poczucia, że kibicuje jakimś totalnie zdeprawowanym osobnikom zasługującym na zgnicie w celi, wyjaśnia, że ich strażnicy, czyli błękitnoskórzy obcy zwani Tha’Latta, są biologicznie niezdolni do łamania reguł. Dlatego za przestępcę uważają każdego, kto naruszy choćby najdrobniejszy przepis. Żeby paskudny kryminalista tego więcej nie robił, wsadzają go do Oka. Pozostałe reguły Doyle’a są zdroworozsądkowe: trzymaj się razem z innymi ludźmi, którzy będą pilnowali twoich pleców, i nie podpadnij licznym wielkim i wrednym obcym, którzy trzęsą Okiem. Tha’Latta nie obchodzi, co niższe, kryminogenne rasy robią sobie nawzajem po odizolowaniu.
Porządna historia o kosmicznym więzieniu nie może obejść się bez barwnej grupy bohaterów. Doyle to dyplomata siedzący za łapówki. Hodges – wyglądający jak oszust podatkowy morderca oraz wyznawca konspiracyjnych teorii o kosmitach mających zakusy na czystość ludzkiego genomu. Zbudowany jak góra Crockett dostał się do Oka za udział w barowej bójce, której nawet nie wywołał. Jest też Rena, która wybrała sobie niewłaściwego chłopaka – zajmował się odzyskiwaniem wraków, aż trafił na taki, który miał prawowitego właściciela. Nawiasem mówiąc, uderzyło mnie także, że jest skąpiej odziana niż męskie postacie. Rena wydaje się należeć do podrodzaju najbardziej odpornej odmiany istot ludzkich – kobiecych bohaterek w science fiction. Gdzie mężczyźni noszą pancerne skafandry pozwalające przetrwać w śmiertelnie niebezpiecznych środowiskach i stawiać czoła potworom, które w nich żyją, one pląsają w skąpych strojach
1). Wobec szczerych wyznań współwięźniów Hudson przyznaje się, że wsadzono go za handel odrobiną nieszkodliwego narkotyku. Zanim jednak zdąży się zadomowić w Oku, wybucha rewolta. Buntownicy rozszarpują strażników zbyt powolnych, by uciec, po czym poszczególne rasy zabierają się do ustalenia, kto będzie teraz rządził. Doyle, zamiast radować się wolnością, wyjaśnia współwięźniom, co usłyszał w czasie lat odsiadki – gdy sprawy wymkną się spod kontroli, Tha’Latta stosują tytułową „opcję lydiańską”: wentylują atmosferę w kosmos, a potem sprowadzają nowych więźniów. Jedyną szansą jest przedrzeć się przez oszalałe Oko i porwać prom z lądowiska.
Scenariusz „The Lydian Option” jest dziełem Kevina Kneuppera, który jest autorem także innych komiksów, jakie można znaleźć na stronie Minion Comics. Grafikę stworzył Robert Rath, artysta już z nagrodami i dorobkiem w rysowaniu. Tworząc komiks, obaj korzystali ze schematów dawno wypracowanych w science fiction. W trakcie czytania wiadomo, jak mniej więcej historia się skończy, ale ważne jest, jak autorzy dojdą do celu. W „The Lydian Option” ta droga wiedzie ściekami, między walkami gangów i oryginalnymi rytuałami seksualnymi obcych. Nie braknie też porcji tajemnicy, bo Hudson szybko pokazuje, że jego umiejętności w usuwaniu tych, co staną na jego drodze, są bardziej zaawansowane niż u przeciętnego handlarza kosmicznym odpowiednikiem trawki. Przypadła mi do gustu oryginalna grafika: naszkicowane grubą czarną kreską kształty i zarysy postaci wypełniają jaskrawe, ale jednocześnie zmatowiałe kolory. Skutkiem czego strony („Lydian Option” jest podana w formacie tradycyjnego komiksu) wyglądają, jakby ktoś chlusnął na ekran farbami. Nadaje to wędrówce przez skazane na zagładę asteroidę-więzienie nieco psychodeliczną atmosferę. Ciekawie też narysowane są liczne gatunki obcych, które napotykają uciekinierzy.
Z wad wymieniłbym właśnie schematyczność fabuły, ale wyraźnie widać, że to było celem autorów: niesiląca się na dramatyczne wizje przyszłości porcja rozrywki. Czytając, miałem wrażenie, że gdzieś to już kiedyś widziałem, choć nie potrafiłbym powiedzieć, w jakim filmie klasy B. Więc jeśli ktoś chce spędzić przyjemnie parę godzin, może zabrać się dzieło Kneuppera i Rotha, nawet jeśli nie pozostanie ono w pamięci zbyt długo.
1) „The Lydian Option” spełnił podstawowe zadanie science fiction i skłania do zadawania sobie ważkich pytań i eksperymentowania. Czy bohater obwieszony dziewojami – powiedzmy wyposażony w skafander z hakami i zaczepy na liny – byłby niepokonany? Logiczną kontynuacją byłoby odzianie się w hoże bohaterki, coś jak przyodziewek, który próbował zrobić psychopatyczny czarny charakter z „Milczenia owiec”? Tylko czy ktoś, poza osobami o specyficznych gustach, chciałby to czytać?