„Latarnię” hiszpańskiego autora Paco Roki można traktować wielorako. Jest ona zarówno komiksem historycznym i psychologicznym, przygodowym i obyczajowym. Zadziwiające, że w tak krótkiej – i wcale nie zaskakującej fabularnie – opowieści udało się Hiszpanowi zawrzeć tyle elementów. I, co najważniejsze, wzruszyć czytelnika do łez.
Historia w obrazkach: Wyspa na morzu wojny
[Paco Roca „Latarnia” - recenzja]
„Latarnię” hiszpańskiego autora Paco Roki można traktować wielorako. Jest ona zarówno komiksem historycznym i psychologicznym, przygodowym i obyczajowym. Zadziwiające, że w tak krótkiej – i wcale nie zaskakującej fabularnie – opowieści udało się Hiszpanowi zawrzeć tyle elementów. I, co najważniejsze, wzruszyć czytelnika do łez.
Początki kariery urodzonego w Walencji w 1969 roku scenarzysty i rysownika były raczej niepozorne. Pierwsze historie obrazkowe Paco Roca (a właściwie Francisco Martínez Roca) publikował bowiem w połowie lat 90. ubiegłego wieku w specjalizującym się w opowieściach erotycznych, nieistniejącym już zresztą, magazynie „Kiss Comix” (vide „Aladino”, 1994; „Blanca Navidad”, 1995; „Peter Pan”, 1995). W 2000 roku ukazał się pierwszy album jego autorstwa, zatytułowany „Gog” – była to dość sztampowa produkcja fantasy do scenariusza pisarza Juana Miguela Aguilery, która stanowiła kontynuację historyjek ukazujących się wcześniej w czasopiśmie „El Vibora” (1998). Dlatego sam Roca za swój właściwy debiut uznaje kolejną książkę, opowiadającą o epoce Salvadora Dalego „Posępną grę” (2001), gdzie odpowiadał zarówno za stronę graficzną, jak i fabularną. Od tej pory regularnie publikował kolejne komiksy i za każdym razem, co warte podkreślenia, były to one-shoty. Przynajmniej do tej pory żaden z nich nie doczekał się kontynuacji, chociaż nie można wykluczyć, że kiedyś jednak do tego dojdzie.
Przyglądając się bliżej dokonaniom Roki, można zauważyć, że jego twórczość biegnie dwutorowo. Z jednej strony tworzy komiksy obyczajowo-psychologiczne, których akcja rozgrywa się w czasach współczesnych autorowi (wielokrotnie nagradzane na festiwalach międzynarodowych i uhonorowane przez Ministerstwo Kultury Hiszpanii laurem Nacional del Cómic „Zmarszczki”, 2007; „Piaskowe uliczki”, 2009; „Emotional World Tour”, 2009; „Memorias de un hombre en pijama”, 2011), z drugiej – opowieści zakorzenione w przeszłości, czy to w epoce napoleońskiej („Podróże Aleksandra Ikara: Synowie Alhambry”, 2003), czy też w XX wieku, ze szczególnym uwzględnieniem
wojny domowej w Hiszpanii z lat 1936-1939 („Latarnia”, 2004; „L’Ange de la retirada”, 2010; „El invierno del dibujante”, 2010). Pierwsze wydanie „Latarni” ujrzało światło dzienne dzięki działającej w baskijskim Bilbao oficynie Astiberri; polska edycja oparta została jednak na wydaniu drugim, poszerzonym o wstęp napisany przez prawdziwego latarnika Enrique Luzuriagę Martina oraz odautorskie posłowie, ilustrowane dodatkowo szkicami do albumu.
Głównym bohaterem „Latarni” jest nastoletni żołnierz Francisco Guirado, którego postać Roca wzorował na znanym sobie weteranie wojny domowej Francisco Valiente. To od niego usłyszał historię młodego chłopaka, którego los i falangiści pozbawili nie tylko szczęśliwej młodości, ale również marzeń i nadziei na całe życie. Komiks nie jest jednak opowieścią biograficzną; z życia Valiente autor zaczerpnął zaledwie kilka ogólniejszych wątków, resztę dodał od siebie. Jak można się domyślać, akcja „Latarni” rozgrywa się wiosną 1939 roku. Los wojny jest już w zasadzie przesądzony, rozbici republikanie wyłapywani są przez żołnierzy generała Franco. Wielu próbuje udać się na emigrację. Nie jest to, wbrew pozorom, wcale takie trudne, wystarczy przejść przez Pireneje i już się jest we Francji. Tylko co ich tam czeka? Młody karabinier, kapral Guirado jest zdecydowany, zmierza właśnie ku granicy, ale po drodze spotyka innego uciekiniera, który ostrzega go przed francuskim obozem dla uchodźców w Argelès. Tak naprawdę nie wiadomo, co gorsze – obóz w wolnym, zdawałoby się, kraju czy kulka w głowę od rodzimych faszystów? Naradę Francisca i nieznajomego przerywa pojawienie się falangistów; Guirado, raniony w czasie strzelaniny, w ostatniej chwili ucieka, błąka się po okolicy, ostatecznie ląduje w morzu, które następnego dnia wyrzuca go na brzeg w pobliżu latarni morskiej. Ratuje go Telmo, stary latarnik, starający się trzymać na uboczu wydarzeń, co jest o tyle możliwe, że nikogo nie interesuje to, czym on się zajmuje.
Telmo opiekuje się Franciskiem jak ojciec synem. Widząc, że młodzian jest rozbity psychicznie, stara się przywrócić mu chęć życia; snuje więc wspaniałe opowieści, w których co rusz pojawia się nazwa zadziwiającej wyspy Laputy. Niestety, przychodzi jednak w końcu moment, kiedy dosięga ich okrutna rzeczywistość. Świat fantastyczny, spokojny i bezpieczny, musi ulec realnemu… „Latarnia” Roki ma nieskomplikowaną fabułę, a wszystko, co w niej najważniejsze, rozgrywa się pomiędzy dwoma bohaterami. Telmo symbolizuje świat sprzed wojny (a raczej obok wszelkich wojen), którym włada nieskrępowana, dziecięca wyobraźnia. Tak naprawdę to utopia, miejsce, które nie istnieje, nigdy nie istniało i istnieć nie będzie. Mimo to Francisco wierzy w jego opowieści, choć ma już prawie dwadzieścia lat i za sobą bolesne doświadczenie niezwykle krwawej wojny domowej. Widać, jak bardzo pragnie oderwać się od niedawnych przeżyć, odciąć się od przeszłości, katapultować do jakiegoś Nowego Świata – świata bez wojen, gdzie będzie mógł zakochać się w pięknej dziewczynie i popełniać błędy typowe dla jego wieku, nie zaś zabijać ludzi, choćby i wrogów z drugiej strony barykady.
W tej prostej opowieści kryje się wiele mądrości życiowych – i nawet jeśli trudno uznać je za szczególnie odkrywcze, niosą one ze sobą bardzo pozytywne przesłanie. Jego „nosicielem” jest przede wszystkim stary Telmo, który na przekór pogrążonej w burzy dziejowej ojczyźnie, stara się żyć normalnie, wypełniać obowiązki, jakie przed wielu laty na niego nałożono i nie zważać na to, co dzieje się dokoła. Francisco w pewnym momencie podejrzewa go nawet o szaleństwo, a czytelnik zadaje sobie pytanie – z gatunku retorycznych – czy to latarnik popadł w obłęd, czy ta przypadłość dotknęła świat? „Latarnia” jest komiksem czarno-białym, chociaż w rzeczywistości nie jest to precyzyjne określenie, Roca najczęściej wykorzystuje bowiem odcienie szarości. Szare są morze i niebo, w pomieszczeniach wszędzie tam, gdzie nie dociera światło słoneczne, również rządzi szarość. Zapewne dlatego opowieść ta nie sprawia aż tak przygnębiającego wrażenia, jakie mogłaby pozostawić po sobie. Dotarłszy do finału, pozostaje w sercu jednak jakaś nadzieja. Zupełnie inaczej niż w częściowo pokrewnym tematycznie „Latarni” „
Samotniku” (2008) Christophe’a Chabouté.