Igort nigdy nie poznał Anny Politkowskiej, legendarnej rosyjskiej dziennikarki niezależnej, która wiele lat swego życia zawodowego poświęciła na tropienie nieprawidłowości w funkcjonowaniu państwa. Sławę na Zachodzie zyskała, tropiąc zbrodnie wojenne popełniane przez armię rosyjską podczas wojny w Czeczenii. I dlatego zginęła. Jej włoski autor poświęcił swoje „Dzienniki rosyjskie” (z podtytułem „Zapomniana wojna na Kaukazie”).
Historia w obrazkach: Requiem dla Politkowskiej
[Igort „Dzienniki rosyjskie” - recenzja]
Igort nigdy nie poznał Anny Politkowskiej, legendarnej rosyjskiej dziennikarki niezależnej, która wiele lat swego życia zawodowego poświęciła na tropienie nieprawidłowości w funkcjonowaniu państwa. Sławę na Zachodzie zyskała, tropiąc zbrodnie wojenne popełniane przez armię rosyjską podczas wojny w Czeczenii. I dlatego zginęła. Jej włoski autor poświęcił swoje „Dzienniki rosyjskie” (z podtytułem „Zapomniana wojna na Kaukazie”).
Igort
‹Dzienniki rosyjskie›
Początek recenzji „Dzienników rosyjskich” mógłby brzmieć niemal tak samo, jak zaczynał się tekst na temat „
Dzienników ukraińskich” (2010): „Dwa lata życia poświęcił Igort (czyli Włoch Igor Tuveri) na podróże po Ukrainie, Rosji i Syberii. Nie przyświecał mu jednak cel turystyczny (a przynajmniej nie tylko); przede wszystkim zbierał materiały do zaplanowanych reportaży rysunkowych, w których zamierzył sobie opowiedzieć o okrutnych czasach Związku Radzieckiego widzianych przez pryzmat losów zwykłych ludzi”. Z tą różnicą, że w drugim tomie trylogii wykroczył poza epokę Kraju Rad, za cel biorąc sobie przedstawienie tragicznych losów Anny Politkowskiej – dziennikarki rosyjskiej pochodzenia ukraińskiego, która nadepnęła na odcisk zarówno prezydentowi Rosji Władimirowi Putinowi, jak i Ramzanowi Kadyrowowi, okrutnemu satrapie czeczeńskiemu. I prawdopodobnie któryś z nich maczał palce w jej zabójstwie, do którego doszło na klatce schodowej kamienicy, w której mieszkała w Moskwie 7 października 2006 roku, dokładnie w dniu pięćdziesiątych czwartych urodzin Putina. Co zresztą natychmiast odczytano jako swoisty prezent urodzinowy dla prezydenta.
Igort nie poznał Anny Politkowskiej, a przynajmniej nie wspomina o takim fakcie w „Dziennikach rosyjskich”, lecz oczywiście jako zachodnioeuropejski intelektualista zainteresowany sprawami Wschodu orientował się świetnie w jej działalności na rzecz przestrzegania praw człowieka w Czeczenii. Znał też zapewne jej najsłynniejsze książki reportażowe – wydane również w Polsce – „Druga wojna czeczeńska” (2002), „Rosja Putina” (2004), „Udręczona Rosja. Dziennik buntu” (2005). Musiał wiedzieć również o współpracy Rosjanki z Aleksandrem Litwinienką, byłym oficerem KGB, a następnie FSB, który w 2001 roku wyjechał z Rosji i zamieszkał w Anglii, gdzie otrzymał azyl polityczny. Na przymusowej emigracji nie zaprzestał on krytyki administracji prezydenta Putina, zwłaszcza za niezgodne z prawem kroki podejmowane przez Kreml na Kaukazie. Po zamordowaniu Politkowskiej Litwinienko postanowił wyjaśnić okoliczności jej zabójstwa, za co zresztą szybko sam zapłacił życiem. Zmarł w londyńskim szpitalu półtora miesiąca po dziennikarce, otruty silnie toksycznym izotopem polonu 210. W „Dziennikach rosyjskich” eksagent pojawia się jednak tylko na marginesie głównej opowieści. Bo ta poświęcona jest nade wszystko Politkowskiej.
Igort zaczyna snuć swoją historię od tragicznego finału – od śmierci dziennikarki. Odwiedza moskiewską kamienicę, w której w ostatnich latach życia mieszkała Politkowska i w której windzie, gdy udawała się po pracy do mieszkania, została zastrzelona z pistoletu Makarow IZH (z tłumikiem). Sposób, w jaki wykonano wyrok, nie pozostawiał wątpliwości – zrobił to płatny zabójca, profesjonalista, który działał na zlecenie. Czym i komu dziennikarka naraziła się tak bardzo, że musiała zginąć? Na to pytanie Włoch odpowiada w dalszym ciągu swego komiksowego reportażu. „Dzienniki rosyjskie” nie są jednak biografią Politkowskiej – nie poznajemy jej całego życiorysu, od momentu narodzin w Nowym Jorku (gdzie akurat pracowali rodzice Anny, będący dyplomatami sowieckimi), poprzez studia i pracę w kolejnych redakcjach („Izwiestija”, „Obszczaja Gazieta”, wreszcie „Nowaja Gazieta”, na której łamach drukowała wstrząsające teksty na temat drugiej wojny czeczeńskiej), aż do dokonanego na niej mordu. Igort skupia się tylko na jednym, ale za to najważniejszym wątku z życia Rosjanki – walce o prawa człowieka na Kaukazie, notorycznie łamane przez armię rosyjską, zresztą za przyzwoleniem – czego dziennikarka była pewna w stu procentach – najwyższych władz kraju. Robi to na dodatek nie w sposób linearny, ale poprzez prezentację różnych, często oderwanych od siebie, historii.
I tak w jednej chwili przenosimy się wraz z Politkowską do pogrążonej w okrutnej i bezlitosnej wojnie Czeczenii, by w drugiej wrócić do Moskwy i „wysłuchać” wspomnień przyjaciół dziennikarki (vide Galla Akkerman). Uczestniczymy w prowadzonej przez wojska rosyjskie „zaczystce” (czyli akcji oczyszczania terenu z „bojowników”, którymi najczęściej okazywali się złapani przez dzielnych sołdatów niewinni chłopcy, kobiety i starcy), by następnie poznać odmalowane w kilku kadrach opowieści o ludziach doświadczonych przez wojnę – i to z obu stron barykady (jak chociażby żołnierz rosyjski oskarżony o bezpodstawne zamordowanie Czeczena czy matka, której syn, Czeczen, został zmasakrowany i zakatowany na śmierć przez zwyrodnialców w mundurach). W epizodach przywołane zostają również ataki terrorystyczne na moskiewski teatr na Dubrowce (Politkowska została wówczas poproszona przez władze o mediację z komandem pod przywództwem Mowsara Barajewa) i szkołę w osetyjskim Biesłanie, dokąd dziennikarka nie doleciała na czas, albowiem po drodze, na pokładzie samolotu, zasłabła, co mogło być skutkiem zatrucia.
Na marginesie głównego wątku Igort stara się zajrzeć także głębiej w przeszłość, wskazać praprzyczyny konfliktu w Czeczenii; w tym celu cofa się aż do XVIII wieku, kiedy to Rosja – za panowania carycy Katarzyny II Wielkiej – rozpoczęła sukcesywny podbój Kaukazu. Z kolei kilkanaście ostatnich stron „Dzienników rosyjskich”, zawierających kontrastujące z wcześniejszymi kolorowymi rysunkami szkice czarno-białe, tematycznie nawiązuje już do kolejnej – i zarazem ostatniej – części trylogii, która, jak można zakładać, poświęcona będzie Syberii, największemu więzieniu świata, które na przestrzeni setek lat pomieściło w swoich „murach” tak różnych zesłańców, jak Fiodor Dostojewski (o czym zresztą Włoch wspomina na marginesie rozważań o Politkowskiej), Józef Piłsudski czy Józef Stalin. Od strony graficznej Włoch raczy nas dokładnie tą samą formą, jaką zastosował już przy okazji „
Dzienników ukraińskich”. Kreska realistyczna sąsiaduje z abstrakcyjną, szkice z dopracowanymi w szczegółach rysunkami. Igort nie stroni od przedstawiania okrucieństw, dlatego też po komiks zdecydowanie nie powinny sięgać dzieci. Ponure obrazy zniszczonych przez ostrzał artyleryjski miast czeczeńskich i ludzi okaleczonych podczas tortur na długo mogą odcisnąć swoje piętno w pamięci młodego człowieka. Ba! nawet starszym czytelnikom niełatwo będzie przejść obojętnie obok tych kadrów. Jakże więc dziwić się Politkowskiej, że wojna czeczeńska stała się jej obsesją, skoro wszystkie te okropieństwa oglądała na własne oczy.