Aż dziw bierze, jak często twórczość i biografia Jamesa Joyce’a (i jego rodziny) staje się w ostatnich latach inspiracją dla twórców komiksowych. Po dwóch albumach Hiszpana Alfonsa Zapico – „Dublińczyku” i „Śladami Joyce’a” – ukazało się właśnie w Polsce „Oczko w głowie tatusia” Mary i Bryana Talbotów, dzieło w dużej mierze poświęcone nieszczęśliwemu życiu córki legendarnego pisarza Lucii Joyce.
Wada wzroku
[Bryan Talbot, Mary M. Talbot „Oczko w głowie tatusia” - recenzja]
Aż dziw bierze, jak często twórczość i biografia Jamesa Joyce’a (i jego rodziny) staje się w ostatnich latach inspiracją dla twórców komiksowych. Po dwóch albumach Hiszpana Alfonsa Zapico – „Dublińczyku” i „Śladami Joyce’a” – ukazało się właśnie w Polsce „Oczko w głowie tatusia” Mary i Bryana Talbotów, dzieło w dużej mierze poświęcone nieszczęśliwemu życiu córki legendarnego pisarza Lucii Joyce.
Bryan Talbot, Mary M. Talbot
‹Oczko w głowie tatusia›
Mogła zrobić wielką karierę w świecie baletu. I nawet jeśli trudno byłoby jej przyćmić sławę ojca, wstydu nazwisku Joyce na pewno by nie przyniosła. Niestety, z różnych przyczyn jej życie potoczyło się zupełnie inaczej. Kolejne załamania nerwowe i zdiagnozowana schizofrenia spowodowały, że blisko trzydzieści lat spędziła w szpitalu psychiatrycznym Świętego Andrzeja w Northampton w Anglii, gdzie zresztą zmarła w grudniu 1982 roku. Miała wtedy siedemdziesiąt pięć lat. Urodziła się w należącym dzisiaj do Włoch, wówczas natomiast znajdującym się jeszcze w granicach monarchii austro-węgierskiej, Trieście. Po wybuchu pierwszej wojny światowej wraz z rodzicami przeniosła się do Zurychu, a następnie – gdy echa armatnich i karabinowych wystrzałów ucichły – do Paryża. Tam odkryła w sobie powołanie – do tańca. Nie znalazła jednak wsparcia ani w ojcu, ani w matce; w efekcie jej świetnie zapowiadająca się kariera legła w gruzach praktycznie na samym początku. Co z kolei sprawiło, że trawiąca ją choroba psychiczna rozwinęła się na dobre.
W poświęconych Jamesowi Joyce’owi dwóch komiksach Hiszpana Alfonsa Zapico – „
Dublińczyk” (2010) i „
Śladami Joyce’a” (2011) – Lucia była postacią epizodyczną; w wydanym oryginalnie przed dwoma laty „Oczku w głowie tatusia” jest główną bohaterką, chociaż zaszczyt ten musi dzielić z… autorką scenariusza Mary M. Talbot (rocznik 1954). Jak to możliwe? W tym miejscu należy się czytelnikom parę zdań wyjaśnienia. Doktor Talbot to znana na Wyspach Brytyjskich naukowczyni, która przez ćwierć wieku była również wykładowczynią akademicką (interesowała ją – jak możemy przeczytać w notce jej poświęconej – tematyka „języka, gender i władzy oraz ich związku z mediami i kulturą konsumpcyjną”); z kolei jej ojciec, James Atherton, należał do badaczy spuścizny literackiej Joyce’a. Autor „Ulissesa” i „Finneganów trenu” był więc obecny w życiu Mary od dziecka, a wraz z nim jego nieszczęśliwa córka. Jako dorosła już kobieta Talbot dostrzegła zaskakujące paralele w biografii Lucii i swojej – i zdecydowała się o tym opowiedzieć. A że jej mąż jest wziętym rysownikiem komiksów, postanowili oboje, że zrobią to w formie powieści graficznej.
Bryan Talbot (starszy od żony o dwa lata) do tej pory nie próbował sił w aż tam ambitnym przedsięwzięciu. Rysował opowieści o Batmanie; znają go fani Hellblazera i Sandmana (album „
Zabawa w ciebie”), współpracował z Billem Willinghamem przy „Baśniach”. Praca nad „Oczkiem w głowie tatusia” była dla Talbota sporym wyzwaniem – zarówno osobistym, jak i artystycznym. Osobistym, ponieważ musiał zmierzyć się z niekoniecznie przyjemnymi wspomnieniami swojej żony z dzieciństwa i wczesnej młodości; artystycznym, gdyż forma tej opowieści wymusiła na nim zupełnie nowy sposób ekspresji. Na historię przedstawioną przez małżeństwo Talbotów składają się dwie równolegle prowadzone narracje – na temat Mary i Lucii. Obie wielokrotnie się przenikają, ukazując, jak podobne – choć, na szczęście dla pani Talbot, nie identyczne – były koleje ich losów. Na życie obu kobiet ogromny, chociaż tak naprawdę tylko pośredni, wpływ wywierał James Joyce, któremu daleko było do ideału ojca. Wiecznie pogrążony we własnym świecie, rodziną interesujący się jedynie od święta, nie poświęcał należycie dużo czasu jedynej córce. Podobnie zresztą jak zafascynowany postacią i twórczością Irlandczyka James Atherton, ojciec Mary.
„Oczko w głowie tatusia” to przede wszystkim opowieść o dysfunkcjonalnej rodzinie (i nieważne, że jedna z nich była rodziną jednego z najgenialniejszych pisarzy w dziejach świata), w której podstawowym zadaniem dzieci jest podporządkowanie się woli rodziców i funkcjonowanie w sposób możliwie najmniej dla nich absorbujący. W której silne męskie osobowości (czytaj: ojcowie) tłamszą bliskich do tego stopnia, że spychają ich na skraj szaleństwa. Lucia Joyce nie znalazła oparcia w swojej matce, Norze Barnacle, podobnie jak Mary w swojej (która notabene również nosiła imię Nora) – obie kobiety były bowiem pod tak wielkim wpływem swoich mężów, że chcąc nie chcąc przyjmowały ich punkt spojrzenia na dzieci. Nie liczyły się marzenia córek. Pani Talbot miała jednak, jak się okazało, więcej szczęścia, a może po prostu jej ojciec nie okazał się jednostką aż tak destrukcyjną jak słynny pisarz. Mary znalazła w sobie siłę, aby osiągnąwszy pełnoletniość, sprzeciwić się „swojemu” Jamesowi i pójść własną drogą. O tym także jest „Oczko…” – o zakończonym sukcesem odzyskiwaniu wiary w siebie.
Rysunki Bryana Talbota zaskakują różnorodnością, która wynikała z chęci jak najbardziej wiernego odzwierciedlenia różnych płaszczyzn czasowych. Mamy w komiksie bowiem przedstawione zarówno lata 70. i 80. ubiegłego wieku (ten właśnie okres jest w zasadzie punktem wyjścia do całej opowieści), jak i przełom lat 50. i 60., gdy Mary Talbot cofa się wspomnieniami do dzieciństwa i młodości. Spora część – ta poświęcona Joyce’owi i Lucii – rozgrywa się natomiast do drugiej wojny światowej. Przedstawiając postaci historyczne, rysownik musiał też starać się oddać ich podobieństwo fizyczne; wiele kadrów opartych jest więc zapewne na zachowanych fotografiach z epoki. Dodatkową trudnością dla grafika było również to, że komiks pozbawiony jest linearnej narracji, większość rysunków ma zatem charakter typowo ilustracyjny. Talbot oszczędnie używa też kolorów; przeglądając „Oczko w głowie tatusia”, odnosimy nierzadko wrażenie, że mamy do czynienia z albumami rodzinnymi Joyce’ów i Athertonów, w których przeważają, choć w różnych odcieniach (szarościach i sepii) fotografie czarno-białe. Sprawdza się to zresztą wyśmienicie.