Po prostu Heavy Metal: maj 2001 [ - recenzja]Esensja.pl Esensja.pl Artur Długosz Już rzut okiem na okładkę majowego numeru Heavy Metal powinien zaspokoić apetyt miłośnika komiksu. I bynajmniej nie chodzi tu o piękną okładkę autorstwa Lorenzo, ale o zapowiedź smakowitego kąsku, jaki czeka wewnątrz numeru.
Artur DługoszPo prostu Heavy Metal: maj 2001 [ - recenzja]Już rzut okiem na okładkę majowego numeru Heavy Metal powinien zaspokoić apetyt miłośnika komiksu. I bynajmniej nie chodzi tu o piękną okładkę autorstwa Lorenzo, ale o zapowiedź smakowitego kąsku, jaki czeka wewnątrz numeru.
A jest nim nowela graficzna „The Forgotten Planet” Paolo Eleuteri Serpieri, której bohaterką jest… Drunna! Któż nie zna tej kobiety, przemierzającej za sprawą Serpieri dziwne światy przesycone nienawiścią, perwersją i złem – wydawałoby się, że banalnymi składnikami, ale mistorzstwo Serpieri czyni z nich wykwintną potrawę dla wyrafinowanych odbiorców komiksu oraz, co tu dużo mówić, zdecydowanie pełnoletnich. Ale zgodnie ze zwyczajem, dłuższe historie drukowane w HM zostawiam sobie na deser, zacznijmy więc od przystawki… A Bit of Theory Wspomnę tylko o galerii i wywiadzie z Jeffem Jones, cenionym ilustratorem, autorem komiksów i okładek, choć tych kilka prac zamieszczonych w numerze nie zwróciło mojej uwagi. Natomiast właściwą porcję komiksów rozpoczynają dwa jednostronicowe shorty duetu Goupil i Walter zatytułowane kolejno „A Bit of Theory” oraz „Why Have Sex?”. Są to humorystyczne opowiastki z ciekawymi, charakterystycznymi dla krótkich form, puentami. Rysunek, typowy dla tego rodzaju prac, nie zachwyca, ale ich lektura to chwila relaksu i powód do uśmiechu. Obie prace orbitują wokół spraw miłości i seksu i trzeba przyznać, że autorom udało się te sprawy przedstawić w bardzo wyrazisty i zabawny sposób. Angel Dust Następnie mamy ośmiostronicową historię „Angel Dust” autorstwa Liberatore, zresztą charakterystyczna kreska i kolor tego komiksu natychmiast zdradzają autora. Toż to autor (jeden z dwóch gwoli ścisłości) słynnego cyklu o Ranxeroxie, którego dwie części mieliśmy także okazję gościć na naszym rynku. (Tutaj na marginesie taka mała uwaga, że jedna z wydanych dawniej części na fali reanimowanej popularności komiksu pojawiła się paru księgarniach obok wydawanych obecnie „Thorgali” czy „XIII”.) „Angel Dust” zresztą poza autorem ma też z Ranxeroxem więcej wspólnego, ów chory klimat opowieści doskonale uwypuklony warsztatem Liberatore. Para znajomych opracowywuje drink na bazie specyficznych grzybów, który wypijany w małych ilościach wprowadza człowieka w stan euforii (zwłaszcza kobiety są poddatne na niego). Coś w sam raz, aby w nocnym klubie zabawa trwała na dobre, ale każda kolejna wypita porcja drinku zmienia stopniowo człowieka w bestię. Receptą wykazuje zainteresowanie pewna firma, która jednak okazuje się być zwykłą bandą złodziei… War Zaraz potem mamy pięciostronicową opowieść, zasadniczo bez słów, jeśli nie liczyć marnych trzech dymków z jakimś quasiarabskim liternictwem (wybaczcie mi moją ingorancję). Rzecz nazywa się „War” i autorem jej jest Langdom Foss. Wpatrywałem się w ten komiks kilkakrotnie i muszę przyznać, że choć plastycznie sprawia on bardzo miłe wrażenie, o tyle nie dostrzegłem jakoś bliższych związków pomiędzy niektórymi kadrami i jakoś tej bezsłownej historii nie udało mi się zrozumieć. Niewykluczone, że jednak te trzy dymki odgrywają istotną rolę, ale czemu w takim razie nie zostały przetłumaczone? Tak, więc ostatecznie poddałem się. Zaś następnym komiksem jest wspólna produkcja redaktora naczelnego HM, Kevin Eastmena, oraz Simona Bisleya, którego chyba nie ma potrzeby przedstawiać. Ośmiostronicowa, czarno-biała historia ma być kontynuowana, a jej pierwszy epizod nosi tytuł „Fistfull of Blood”. Cóż, odnoszę wrażenie, że Eastman pisał scenariusz mając przed oczyma swoją żonę, którą jest Julie Strain, gwiazda filmów klasy B oraz pierwowzór bohaterki filmu „Heavy Metal 2000” i gry „Heavy Metal FAAK”. Ci, którzy tę panią kojarzą z pewnością wiedzą, co mam na myśli… Sam komiks natomiast nie grzeszy oryginalnością, jakiej możnaby się spodziewać po tym duecie. Fistfull of Blood Historia prosta jak drut, ale może jeszcze się rozkręci, ciekawe, w jakim tempie będzie kontynuowana. Kreska Bisleya bez koloru sprawia ciekawe wrażenie, to zdecydowanie dobra strona tej produkcji, ciekawe też są niektóre kadry od strony kompozycyjnej. W paru słowach na tych pierwszych ośmiu stronach udało się twórcom przedstawić wyraźnie bohaterkę. Oto do miasteczka na Dzikim Zachodzie przybywa pieszo, wycieńczona naga kobieta. Kiedy pada na nogi i traci nieprzytomność na głównej ulicy przed kilkoma mężczyznami, to już wiadomo, jaki będzię ciąg dalszy. Oczywiście panowie postanawiają wykorzystać sposobność, ale dziewczyna wcale okazuje się być wcale nie taka łatwa… The Pugilist Greg Follender jest autorem następnego tytułu w majowym HM, „The Pugilist”. Sześciostronicowa, czarno-biała historia warta jest uwagi, ze względu na to, co zawiera w sobie ten z pozoru banalny komiks. Autor uczynił, co mógł, aby odwrócić uwagę czytelnika; począwszy od tytułu, poprzez małoefektowną kompozycję i prostą kreskę, a skończywszy na braku jakichkolwiek słów, przy czym tutaj bardzo ciekawie podkreślił ten fakt na nibytytułowej stronie komiksu. To wszystko wymaga wpatrzenia się w opowieść, w poszczególne rysunki niezwykle uważnie – kiedy braknie wsparcia w postaci słów, trzeba oprzeć się na drugim składniku sztuki, jaką jest komiks. Ja odczytałem ten komiks na swój własny sposób z pewnością, ale myślę, że zgodny z zamierzeniami autora. Ciekawe, jak odczytają ją inni…? Star-Crossed „Star-Crossed” to ostatnia z krótszych pozycji w tym numerze HM, której autorem jest Philip Xavier. Cóż, jest to dziesięć stron kolorowego komiksu tego typu, który w przypadku rynku książek określa się mianem czytadła. Historia ponownie adresowana wyraźnie do dorosłych odbiorców, wdzięki bohaterki (a jakże) eksponowane na każdym niemal kroku, to znaczy niemal w każdym kadrze. Ale przecież nie może stanowić to o wartości komiksu, nawet jeśli przyjmiemy, że miejscem jego publikacji jest HM! Wystarczy przewrócić kilka kartek, by znaleźć na sąsiednich stronach kolejną historię o Druunie, w której również częstym motywem są kobiece wdzięki, ale jakże w innym wydaniu. Natomiast „Star-Crossed” to komiks przerażająco plastikowy, nudny i, mimo kolorów, bezbarwny. The Forgotten Planet I tak oto dotarliśmy do „The Forgotten Planet”, kolejnego epizodu przygód Druuny. Myślę, że naprawdę nie muszę nikomu tej postaci przybliżać, ale jeśli zdarzy się ktoś, kto jeszcze jej nie zna, to radzę od tego epizodu nie zaczynać. Wykreowanie zarówno samej bohaterki, jak i jej „rzeczywistości” zajęło Serpieri nieco czasu i warto czytać komiksy o Drunnie w odpowiedniej kolejności. Drunna tym razem „budzi się” w świecie pozbawionym życia, budzi się bez świadomości tego, kim jest, jak się tu znalazła, nie zna nawet swojego imienia. To dla niej świat bez pamięci. Przemierzając opustoszałe, gigantyczne konstrukcje napotyka w końcu istoty przypominające ludzi, ale to tylko szczątki ludzi… Przekonanie się, do czego to wszystko zmierza, pozostawiam już Wam, jako, że po raz kolejny Serpieri udowadnia swoje mistrzostwo w snuciu historii, które raz po raz napełniają obrzydzeniem, przerażają i zastanawiają.
|