Historia w obrazkach: Trupy, trupy, trupy… dziesięć milionów trupów [Jacques Tardi „To była wojna okopów” - recenzja]Esensja.pl Esensja.pl Zanim Jacques Tardi stworzył genialny „Krzyk ludu”, dekadę wcześniej pracował nad „To była wojna okopów” – komiksem w sposób typowy dla filmów dokumentalnych ujmującym temat pierwszej wojny światowej. Oparte na relacjach świadków wydarzeń, w tym również dziadka autora, dzieło nie tylko przybliża wojenną codzienność, ale przede wszystkim pozwala odczuć jej grozę.
Historia w obrazkach: Trupy, trupy, trupy… dziesięć milionów trupów [Jacques Tardi „To była wojna okopów” - recenzja]Zanim Jacques Tardi stworzył genialny „Krzyk ludu”, dekadę wcześniej pracował nad „To była wojna okopów” – komiksem w sposób typowy dla filmów dokumentalnych ujmującym temat pierwszej wojny światowej. Oparte na relacjach świadków wydarzeń, w tym również dziadka autora, dzieło nie tylko przybliża wojenną codzienność, ale przede wszystkim pozwala odczuć jej grozę.
Jacques Tardi ‹To była wojna okopów›To było do przewidzenia, że w setną rocznicę zamachu w Sarajewie (na arcyksięcia Franciszka Ferdynanda Habsburga, następcę tronu austro-węgierskiego) i wybuchu pierwszej wojny światowej na półkach księgarskich (także tych internetowych) zaroi się od książek poświęconych tym wydarzeniom. Królują oczywiście pozycje stricte historyczne – o charakterze naukowym bądź popularnonaukowym. Nie brakuje też jednak – co cieszy najbardziej – komiksów, wśród których należy wymienić przede wszystkim dwie serie Taurusowskie: „ Wartowników” oraz „ Silasa Coreya”. Nie tak dawno do tego grona dołączyło jeszcze, opublikowane przez poznańską Centralę, dzieło Jacques’a Tardiego „To była wojna okopów”, które po dwóch dekadach od premiery wznowione zostało również w ojczyźnie autora (jako część wydanego z ogromnym rozmachem cyklu historii obrazkowych poświęconego wojnie toczonej w latach 1914-1918). I bardzo dobrze się stało, że natychmiast zdecydowano się przełożyć je na język polski, ponieważ takiego właśnie świadectwa – w formie znacznie bliższego „Na zachodzie bez zmian” Ericha Marii Remarque’a, niż analitycznym opracowaniom historyków – brakowało najbardziej. Jacques Tardi (rocznik 1946) to mistrz w swojej dziedzinie. Miejsce w annałach zapewnił sobie już przed dekadą, publikując – oparty na powieści Jeana Vautrina (a w rzeczywistości Hermana) – monumentalny „ Krzyk ludu” (2001-2004), ocierającą się o kongenialność opowieść o czasach Komuny Paryskiej. Wydany na początku lat 90. XX wieku album „To była wojna okopów” uznać można więc za wprawkę przed pracą nad późniejszym arcydziełem; pod względem artystycznym jest to zresztą wprawka wielce udana, choć – jak można się domyślać – nie tak dobra. Ale też nie porównanie obu komiksów jest celem tej recenzji. Tym bardziej że mimo wszystko różnią się one tematyką i przyjętym przez autora stylem narracji. Pierwsza wojna światowa jako doświadczenie traumatyczne obecna było w rodzinie rysownika i scenarzysty od zawsze; w 1915 roku dziadek Tardiego, mając lat dwadzieścia, wysłany został do walki przeciwko Niemcom. Przeżył, choć tak wielu z jego towarzyszy broni poległo. Po latach jego historię opowiedziała młodziutkiemu Jacques’owi babka; on sam, nestor rodu, weteran spod Verdun, wolał na ten temat milczeć. I trudno się dziwić. Tego, czego był naocznym świadkiem, nie da się przecież tak zwyczajnie, siedząc przy kominku i popijając herbatę z cytryną, opowiedzieć. Po wielu latach podjął się tego trudu jego wnuk. Sięgnął po relacje żołnierzy, którzy – jak jego dziadek – przeszli przez najprawdziwsze piekło, i stworzył wstrząsającą opowieść o okrucieństwie i bezsensowności wojny. Najpierw – w 1983 roku – ukazała się, składająca się z dwudziestu plansz, historia zatytułowana „Lej”. Dekadę później Tardi dopisał i dorysował do niej ciąg dalszy. Tak powstało „To była wojna okopów”. Komiks nie ma jednego bohatera, nie ma też linearnej narracji, ba! poszczególne wątki nie zostały nawet uszeregowane chronologicznie (choć daty w nich padają). Nie myślcie jednak, że to w czymkolwiek przeszkadza. Absolutnie! Nie przebieg wydarzeń na frontach jest tutaj bowiem najistotniejszy, lecz towarzyszące żołnierzom emocje – strach, przerażenie, nienawiść, obojętność na śmierć, cynizm i cwaniactwo. Najmniej jest chyba patriotyzmu, pojmowanego wówczas zresztą bardzo szowinistycznie. Dziwne? Skądże. Gdy przez tygodnie grzęźnie się w błocie, a oddychać trzeba powietrzem skażonym gazami bojowymi… gdy człowieka notorycznie gryzą wszy, a śpi się w mało romantycznym towarzystwie rozkładających się trupów… ideały, choćby najwznioślejsze, schodzą na bardzo daleki plan. Ich miejsce zastępują natomiast wściekłość na tych, którzy wydają rozkazy, i postępująca nieczułość wobec wszystkiego dokoła. Wrogiem nierzadko nie jest wcale ten, który skrywa się w nieprzyjacielskich okopach i celuje z karabinu maszynowego. W drugiej połowie XX wieku ów stan psychiczny zdiagnozowano jako syndrom sztokholmski. Zbiorowym bohaterem komiksu są francuscy szeregowcy – najczęściej młodzi chłopcy, którzy wbrew sobie oddali życie za ojczyznę (wyjątkiem jest postać dziadka autora). Ich dramatyczne losy poznajemy w serii krótkich nowelek, do bólu wstrząsających i eksponujących to, co najbardziej charakterystyczne dla ponad czteroletnich walk na froncie zachodnim – całkowity bezsens ponoszonych przez obie strony ofiar. Tardi nie unika też kontrowersji, chociażby wbijając szpile dowódcom armii francuskiej, którzy wydają artylerii rozkaz ostrzelania własnych okopów, aby tym samym zmusić kryjących się tam żołnierzy do szturmu na pozycje nieprzyjaciela (historia Jeana Desbois). Nie brakuje też bezwzględnego kapitana wysyłającego na samobójczą misję chłopca, który ma już w ręku dwudniową przepustkę – oficer liczy bowiem na to, że w przypadku śmierci szeregowca on, zamiast niego, skorzysta z krótkiego urlopu (wątek Żyda Ackermanna). Na przeciwległym biegunie są przykłady porozumienia ponad podziałami, kiedy okazuje się, że sojusznika można znaleźć w tym, w którym każe się widzieć śmiertelnego wroga (motyw szeregowca Mazure’a). Chociaż Jacques Tardi, co zresztą lojalnie podkreśla we wstępie, prezentuje punkt widzenia francuskocentryczny, nie zapomina również o innych nacjach walczących w tej wojnie po stronie Ententy. Wymienieni są Brytyjczycy, Hindusi, Kanadyjczycy, Nowozelandczycy, Australijczycy, Afrykanerzy, Sikhowie, Senegalczycy, Algierczycy, nawet mieszkańcy Indochin. Kogo brakuje? Niestety, Polaków. To przecież niemożliwe, by autor – ba! TAKI autor – nie wiedział, ilu naszych rodaków (bądź osób przyznających się do pochodzenia polskiego) walczyło ramię w ramię z Francuzami. Może miał problem z tym, że i po drugiej stronie barykady – w armii cesarza niemieckiego – nie brakowało żołnierzy mówiących w języku polskim? A może było bardziej prozaicznie i zmylił go fakt, że przed listopadem 1918 roku Polski nie było na mapie Europy?… Kto miał wcześniej w ręku chwalony powyżej „ Krzyk ludu”, będzie wiedział, czego oczekiwać od strony graficznej „To była wojna okopów”. W opowieści o Komunie Paryskiej Francuz zaprezentował absolutne mistrzostwo formy, w komiksie wydanym dekadę wcześniej poradził sobie niezgorzej. Choć możliwości wykazania się maestrią miał znacznie mniej. Głównie dlatego, że chcąc nie chcąc musiał skupiać się niemal wyłącznie na rysowaniu okopów, ruin i trupów (bywało, że i całych ich stosów ciał). Dla najodporniejszego nawet psychicznie człowieka musiało to być ciężkie przeżycie. A co dopiero dla tych, którzy widzieli to wszystko na własne oczy. Nic dziwnego, że Tardi zadedykował album swemu dziadkowi. 
|
Bardzo poruszający komiks. Jak dla mnie ścisła czołówka najlepszych komiksów wydanych u nas w 2014 roku. Tardi to mistrz, co udowodnił mi już Krzykiem ludu i krótkim Zabójcą Hunga.