„Abara. Żebra” to manga opowiadająca o świecie, w którym nikt z nas nie chciałby żyć. Wielkie, brudne i ewidentnie zaprojektowane przez jakiegoś szaleńca miasto jest areną brutalnych walk między białymi i czarnymi stworami w kostnych pancerzach. W dusznej atmosferze toczy się gra, a jej stawką jest przetrwanie ludzkości.
Objawienia w mrocznym mieście
[Tsutomu Nihei „Abara” - recenzja]
„Abara. Żebra” to manga opowiadająca o świecie, w którym nikt z nas nie chciałby żyć. Wielkie, brudne i ewidentnie zaprojektowane przez jakiegoś szaleńca miasto jest areną brutalnych walk między białymi i czarnymi stworami w kostnych pancerzach. W dusznej atmosferze toczy się gra, a jej stawką jest przetrwanie ludzkości.
Pnące się w górę wieżowce opasane plątaniną kabli i rur wyglądają, jakby miały się za chwilę przewrócić. Wszechobecne schody sugerują, że można się tu poruszać przede wszystkim w górę i w dół, a sieć mostów poprzerzucanych między budynkami przyprawia o lęk wysokości. Jakby tego było mało, na miasto cień rzucają dwie wielkie bryły, które od niepamiętnych czasów stanowią część krajobrazu. Nikt nie wie, czym są, ani skąd się wzięły. Co ciekawe, nikogo to specjalnie nie interesuje. Jest to zresztą jedna z charakterystycznych cech tego miejsca – bohaterowie występujący w tej opowieści przyjmują pewne rzeczy do wiadomości, specjalnie się im nie dziwiąc. Ta apatyczna postawa jest zapewne efektem długiego treningu, jaki swoim mieszkańcom zafundowało klaustrofobiczne miasto.
W tym surrealistycznym otoczeniu mają miejsce równie surrealistyczne zdarzenia. Wszystko zaczyna się od tego, że jeden z mieszkańców z niewyjaśnionych przyczyn zamienia się w białego pustelniaka – wielkiego stwora w kostnym pancerzu, zabijającego bez powodu wszystkich, którzy znajdą się na jego drodze. Można odnieść wrażenie, że zabijanie ludzi leży w jego naturze, jest czymś równie koniecznym jak oddychanie. Do walki z potworem, za namową tajemniczej kobiety o imieniu Tadohomy, staje niejaki Denji Kudou, który posiada bardzo pożyteczną w tej sytuacji umiejętność: potrafi mianowicie zmienić się w czarnego pustelniaka. Po długiej i brutalnej walce Kudou odnosi zwycięstwo, ale jest to – jak można się domyślać – jedynie wstęp do dalszych zaskakujących wydarzeń.
Pojawienie się zabójczego stwora jest początkiem serii objawieńców (tak nazywane są białe pustelniaki), która może doprowadzić do globalnej eksterminacji. W grę angażują się kolejne instytucje – Departament Optonadzorczy, Dywizja Karno-Taktyczna oraz Bractwo Czwartorzędu. Działalność tych organizacji, wzajemne relacje oraz cechy ich członków są równie dziwne jak ich nazwy. Szczególnie wrażenie robi trójka pracowników Bractwa Czwartorzędu – ludzki szkielet w prochowcu, ptak składający się z samych kości oraz… małe chodzące pudełko. Specyfikę tych organizacji, rolę, jaką mają do odegrania w walce z białymi pustelniakami, oraz ich udział w stworzeniu czarnych pustelniaków poznajemy stopniowo wraz z rozwojem akcji. Równocześnie śledzimy kolejne walki czarnych i białych stworów. Oba aspekty tej opowieści wymagają pewnej koncentracji. Po pierwsze, autor nie oferuje żadnych dodatkowych wyjaśnień fabularnych, tylko wrzuca czytelnika w sam środek akcji i każe mu samodzielnie radzić sobie ze zrozumieniem wszystkich jej zawiłości. Wszystkie niuanse opowieści trzeba wyławiać z rozmów prowadzonych przez bohaterów. Po drugie, trzeba naprawdę uważnie przypatrywać się scenom walk, żeby zorientować się w przebiegu kolejnych epickich starć pustelniaków. Pojedynki są bardzo dynamiczne, ale niestety dość nieczytelne. Nie zawsze można być pewnym, czy na danym kadrze oglądamy moment, w którym przewagę zdobywa czarny czy biały pustelniak.
Te właściwości mangi sprawiają, że w trakcie lektury można odczuwać irytację, a po jej zakończeniu pewien niedosyt. Wydaje się mianowicie, że historia jest nadmiernie zawiła – zarówno w warstwie fabularnej, jak i wizualnej (nieprzypadkowo na ostatnich stronach komiksu zamieszczono dodatkowe opisy i wyjaśnienia). Jeżeli jednak dobrniemy do końca i damy tej opowieści drugą szansę, dzieło Tsuomu Nihei zdecydowanie zyskuje na wartości. Czytając mangę kolejny raz, można skupić się nie tylko na samej akcji, ale również na specyficznym i bardzo intrygującym klimacie stworzonym przez autora. Atmosfera, jaka panuje w terroryzowanym przez białe pustelniaki mieście, jest duszna i przytłaczająca, a w relacjach pomiędzy bohaterami wyczuwa się cały czas jakieś dziwne napięcie i nieufność. Te uczucia udzielają się czytelnikowi, który równie mało wie o bohaterach, jak oni sami o sobie.
Dziwną atmosferę podkreślają również sceny, w których białe pustelniaki atakują wielkie ludzkie skupiska. O ile walki rozgrywające się pomiędzy czarnymi i białymi stworami są rozpisane zazwyczaj na kilka albo kilkanaście stron, o tyle sceny, w których objawieniec pożera dziesiątki tysięcy ludzi, składają się z dwóch, góra trzech, kadrów. Na jednym widzimy np. coś w rodzaju wielkiego stadionu, na którym znajduje się trzydzieści tysięcy ewakuowanych ludzi, a na kolejnym możemy dostrzec już tylko dziwne macki stwora zasysające ludzi. Wszystko odbywa się krótko, bezkrwawo i prawdopodobnie bezboleśnie. Kontrast pomiędzy spektakularnymi pojedynkami, w których odcinane kończyny fruwają po całej okolicy, a eksterminacją na wielką skalę, która dokonuje się po cichu, jest uderzający.
W kreowaniu tego niepowtarzalnego klimatu ważną rolę odgrywają rysunki. Surrealistyczną atmosferę opowieści pozwalają odczuć sceny rozgrywające się w otoczeniu rozchwianych budynków oplątanych dziesiątkami rur i kabli oraz pokrytych spadzistymi dachami kojarzącymi się raczej z dziewiętnastym wiekiem niż z odległą przyszłością. Jeżeli już o rozwiązaniach architektonicznych inspirowanych przeszłością mowa, to trzeba wspomnieć o tym, że siedziba Departamentu Optonadzorczego mieści się w budynku jako żywo przypominającym mroczne zamczysko wzniesione na jakiejś niedostępnej skale. Podobne wrażenie sprawiają zresztą wnętrza tej budowli – wypełnione książkami komnaty, do których można się dostać jedynie pokonując niezliczone stopnie wszechobecnych schodów.
Tsuomu Nihei stworzył urzekającą graficznie i intrygującą fabularnie (choć niełatwą w odbiorze) opowieść o świecie, w którym życie niewiele znaczy. Ludzie atakowani przez białe pustelniaki giną bez słowa, nie zdając sobie nawet sprawy z tego, co się dzieje. Co więcej, jest to świat, w którym każdy człowiek może stać się pustelniakiem. Zmiana następuje gwałtownie i jest nieodwracalna. Nie wiadomo, dlaczego ludzie zaczynają się zmieniać, nie wiadomo, kto i kiedy może stać się objawieńcem. Trochę jak w Kafkowskiej „Przemianie” – po prostu pewnego dnia człowiek przestaje być sobą i staje się robalem w białym pancerzu. O ile jednak transformacja Gregora Samsy była przede wszystkim jego osobistą tragedią, o tyle przeobrażenia mieszkańców miasta w białe pustelniaki stanowią problem dla wszystkich. Czy ta historia może mieć szczęśliwe zakończenie?