„Berserk” uchodzi wśród miłośników mangi za dzieło kultowe. Nic zatem dziwnego, że pojawieniu się tego tytułu na polskim rynku wydawniczym towarzyszyło pełne emocji i napięcia oczekiwanie. Wydaje się jednak, że by w pełni doświadczyć owej kultowości, trzeba będzie cierpliwie czekać na kolejne tomy.
Japońska masakra wielkim kawałem żelastwa
[Kentaro Miura „Berserk #1” - recenzja]
„Berserk” uchodzi wśród miłośników mangi za dzieło kultowe. Nic zatem dziwnego, że pojawieniu się tego tytułu na polskim rynku wydawniczym towarzyszyło pełne emocji i napięcia oczekiwanie. Wydaje się jednak, że by w pełni doświadczyć owej kultowości, trzeba będzie cierpliwie czekać na kolejne tomy.
Kentaro Miura
‹Berserk #1›
Stwierdzenie, że pierwszy tom serii opowiadającej o przygodach Czarnego Szermierza rozczarowuje, byłoby zapewne przesadą, ale trzeba przyznać, że rozbudzone entuzjastycznymi opiniami oczekiwania nie zostały w pełni zaspokojone. To jest chyba zresztą największy problem „Berserka” – towarzysząca mu otoczka kultowości nie pozwala spojrzeć na niego w neutralny sposób. Wielu czytelników, sięgając po mangę, spodziewało się zapewne, że już podczas lektury pierwszego tomu doświadczy kontaktu z absolutem. Tymczasem znajdujemy tu dość przeciętną historię narysowaną w niezbyt atrakcyjny – na pierwszy rzut oka – sposób. Czy to jednak oznacza, że należy zrezygnować z lektury kolejnych tomów? Moim zdaniem nie. Początki wielu wspaniałych serii bywały trudne, a sytuacje, gdy autor już w pierwszym tomie wznosi się na wyżyny swoich umiejętności, należą raczej do rzadkości. Pierwsza odsłona przygód Czarnego Szermierza zawiera duży potencjał i warto dać jej szansę.
W pierwszym tomie znajdują się dwie krótkie historie („Czarny szermierz” i „Piętno”) oraz początek dłuższej opowieści („Aniołowie strzegący pragnień”). W pierwszej z nich poznajemy zarówno głównego bohatera, jak i jego (niechcianego) towarzysza – elfa imieniem Puck. Guts, czyli główny bohater, pojawia się w jakimś nienazwanym mieście i od razu wdaje się w walkę z rzezimieszkami, którzy w gospodzie urządzili sobie konkurs rzucania nożem do małego elfa. Czarny Szermierz z właściwym sobie wdziękiem zabija niemal wszystkich i ratuje życie Puckowi, który od tego momentu nie odstępuje naszego bohatera niemal na krok. Nie jest to jednak początek wielkiej przyjaźni – Guts jest, mówiąc delikatnie, dość szorstki wobec nowego znajomego. Poza tym celem masakry, którą zafundował sobie w gospodzie, nie było ratowanie biednego stworzenia, tylko uzyskanie informacji na temat przywódcy znęcających się nad nim łotrów. Okazuje się bowiem, że ów herszt jest jednym z demonów zwanych Apostołami, na które poluje Czarny Szermierz. Nie poznajemy na razie przyczyn tego polowania, dowiadujemy się jedynie, że Guts poszukuje czegoś (kogoś?), co nazwane zostaje tu Ręką Boga. W drugiej – najbardziej poruszającej – historii zatytułowanej „Piętno”, Guts mierzy się z armią umarłych, którzy pojawiają się na jego drodze, a przy okazji sprowadza nieszczęście na ludzi, którym towarzyszy. Trzecia historia, zatytułowana „Aniołowie strzegący pragnień”, jest zaledwie wstępem do dłuższej opowieści, która będzie rozwijana w kolejnych tomach. Poznajemy w niej demonicznego starostę jakiegoś miasta, który pod pretekstem walki z herezją prowadzi masową eksterminację ludności. Wszystko wskazuje na to, że tenże starosta, podobnie jak przywódca bandy z pierwszej opowieści, jest Apostołem. Konfrontacja z Czarnym Szermierzem jest zatem kwestią czasu.
Można odnieść wrażenie, że w pierwszym tomie chodzi przede wszystkim o jednostronne zaprezentowanie głównego bohatera jako tajemniczego i skrajnie antypatycznego wojownika, przemierzającego drogi i bezdroża średniowiecznego świata, na których roi się od różnych niebezpieczeństw. Powiedzmy to sobie wprost: Guts to postać, której w żaden sposób nie da się polubić. Nieprzyjazny ludziom w niemal równym stopniu co demonom, niewdzięczny i egoistyczny, rozdaje na lewo i prawo śmiertelne ciosy swoim absurdalnie wielkim mieczem. Spowija go aura tajemniczości, którą wzmacniają dodatkowe cechy. Na szyi nosi mianowicie tajemnicze piętno, które zaczyna krwawić, gdy w pobliżu pojawia się demon. Męczą go okropne koszmary, które czasami przenikają ze snu do rzeczywistości. Poza tym jest kaleką – nie widzi na prawe oko, a zamiast lewego ramienia ma śmiercionośną protezę, która w razie potrzeby służy jako szybkostrzelna kusza lub… broń palna. No i nosi ze sobą ogromny miecz, którym ćwiartuje swoich przeciwników. Co więcej, w walce może wprowadzić się w szał charakterystyczny dla berserków – szalonych wojowników pozbawionych strachu.
Zarysowana w ten sposób postać ma niewątpliwie ogromny potencjał, który można rozwijać w kolejnych tomach. Kim jest Czarny Szermierz? Skąd wzięły się jego rany i senne koszmary? Jakie są źródła nienawiści do demonów, które uparcie tropi? W jaki sposób stał się posiadaczem tajemniczego piętna? Czy naprawdę jest takim wrednym typem, za jakiego chce uchodzić, czy jest to jedynie maska, która ma ukryć jego prawdziwe oblicze? Czym jest Ręka Boga, której poszukuje, walcząc z Apostołami? Trzeba przyznać, że stopniowe odsłanianie tych tajemnic zapowiada się bardzo intrygująco.
Charakterystyczną cechą komiksu jest nadmiar niezwykle brutalnych scen. Na początku może to trochę przytłaczać czytelnika, jednak z czasem kolejne ludzkie ciała przecinane wzdłuż i wszerz przez Gutsa przestają robić wrażenie. Każda walka zamienia się w regularną rzeź, co po pewnym czasie staje się nieco nużące. Krew, porąbane ludzkie ciała i straszliwe demony tracą w ten sposób siłę oddziaływania. Nie można jednak wykluczyć, że właśnie taki cel przyświecał autorowi. Być może ta przesada w pokazywaniu potworności zewnętrznego świata ma uzmysłowić czytelnikowi, że najważniejsze walki toczą się w psychice naszego bohatera. Nieunikniona znieczulica wobec makabry skłania bowiem do zainteresowania się demonami, które nękają świadomość i podświadomość Czarnego Szermierza.
Jeżeli chodzi o stronę graficzną, to nie jest ona zbyt przekonująca. Niektóre sceny walk są narysowane wprawdzie w bardzo dynamiczny sposób (to jest zresztą cecha chyba większości mang). Kiedy Guts wymachuje swoim przeogromnym mieczem, można odnieść wrażenie, że to żelastwo rzeczywiście porusza się na kartkach komiksu. Jednak kadry statyczne już tak nie zachwycają. Twarze bohaterów na niektórych z nich są zniekształcone, zarysy postaci nie zawsze pozostają w zgodzie z zasadami anatomii, a szczegółowość drugiego planu w wielu miejscach pozostawia wiele do życzenia. Trudno stwierdzić, czy są to znaki rozpoznawcze autorskiego stylu, czy też mankamenty, które będą niwelowane w kolejnych tomach.
Trudno zatem o jednoznaczną ocenę pierwszego tomu „Berserka”. Z jednej strony ciąży na nim wieloletnie piętno kultowości, o którym nie da się zapomnieć (37 tomów mangi wydanych w Japonii od 1990 roku, serial anime, gry komputerowe i uwielbienie fanów). Jednak z drugiej strony trzeba sobie jasno powiedzieć, że pierwszy tom serii jest przeciętny – zarówno pod względem fabularnym, jak i graficznym. Najlepszym sposobem na poradzenie sobie z tym dysonansem jest uzbrojenie się w cierpliwość. Pierwszy tom mangi stanowi jedynie zaproszenie do ciekawego i mrocznego świata, w którym snuta będzie opowieść o Czarnym Szermierzu, a jej rytm będzie wyznaczany kolejnymi walkami ludzi i demonów. Warto zatem zapomnieć na chwilę o tej odmienianej przez wszystkie przypadki kultowości i dać się ponieść samej historii rozwijanej w kolejnych tomach.
Pamietam ze ogladalem anime (stara serie) - super byla a potem zaczalem czytac mange - whoa:-) Jeszcze wieksza masakra pila lancuchowa niz manga -> film Akira