Komiks Judith Vanistendael „Kiedy Dawid stracił głos” nie jest wcale o Dawidzie. Nie jest nawet o jego chorobie. W gruncie rzeczy jest to opowieść o trzech kobietach (a właściwie dwóch kobietach i ośmioletniej dziewczynce), które muszą jakoś poradzić sobie z milczącym cierpieniem Dawida.
Milczenie Dawida
[Judith Vanistendael „Kiedy Dawid stracił głos” - recenzja]
Komiks Judith Vanistendael „Kiedy Dawid stracił głos” nie jest wcale o Dawidzie. Nie jest nawet o jego chorobie. W gruncie rzeczy jest to opowieść o trzech kobietach (a właściwie dwóch kobietach i ośmioletniej dziewczynce), które muszą jakoś poradzić sobie z milczącym cierpieniem Dawida.
Judith Vanistendael
‹Kiedy Dawid stracił głos›
Historia rozgrywa się w nietypowej rodzinie, w skład której wchodzi pięćdziesięcioczteroletni Dawid, jego druga żona Paula (młodsza od niego o siedemnaście lat), dwie jego córki: ośmioletnia Tamara oraz pochodząca z pierwszego małżeństwa, dwudziestoczteroletnia Miriam, która niedawno urodziła córkę. W ramach tego skomplikowanego układu rozgrywa się milcząca tragedia śmiertelnie chorego mężczyzny.
Prolog opowieści wyznaczają dwa zdarzenia mające miejsce mniej więcej w tym samym czasie: Dawid dowiaduje się, że ma raka krtani, a jego córka Miriam rodzi mu wnuczkę Luizę. Trudno o sytuację bardziej dwuznaczną. Z jednej strony wyrok śmierci, z drugiej zaś informacja, która w innych okolicznościach stanowiłaby źródło niczym niezmąconej radości. Taki początek sugeruje, że będzie to opowieść o tym, jak Dawid radzi sobie w tej sytuacji, w jaki sposób próbuje pokonać chorobę i poukładać sobie relacje rodzinne. Jednak nie. Nie jest to opowieść o Dawidzie, lecz o Miriam, Tamarze i Pauli. Dawid milczy. Cały komiks przepełniony jest jego milczeniem. Paradoksalnie zaczyna on mówić dopiero, gdy choroba odbiera mu głos. W ostatniej części komiksu, gdy otumaniony przez morfinę Dawid cierpi w milczeniu i prosi o śmierć, autorka poświęca mu nieco uwagi. Oczywiście jest już za późno…
Miriam dowiaduje się o chorobie ojca przypadkiem. Podczas jednej z wizyt w domu, w odpowiedzi na jej stwierdzenie, że ojciec wygląda na zmęczonego, słyszy, że ten będzie miał chemioterapię. Bez żadnego wprowadzenia, bez jakichkolwiek dodatkowych informacji Dawid informuje ją o tym tak, jakby mówił, że musi wyleczyć przeziębienie. Wcześniej Dawid milczał. Nie mówił córce nic o diagnozie. Czemu? Nie wiadomo. Zapewne chciał dać jej nacieszyć się niedawno urodzoną córką. Może też nie chciał być źródłem dodatkowych zmartwień, uznając, że wystarczająco trudne jest dla niej samotne wychowywanie dziecka. Może oba te powody odegrały jakąś rolę.
Tamara poznała prawdę o stanie zdrowia swojego ojca również przez przypadek. Jednak ona zupełnie inaczej przeżywa tę sytuację. Jako ośmiolatka nie do końca zdaje sobie sprawę z tego, co dzieje się wokół niej. Wspólnie z kolegą Maksem obmyśla rozwiązanie problemu – trzeba po prostu ojca po śmierci zmumifikować, co jak powszechnie wiadomo jest bardzo proste (w każdym razie dla ośmiolatków). Na początek wystarczy „wyciągnąć z niego wnętrzności hakiem, a mózg przez nos”. Zmumifikowane ciało można przechowywać w szafie. Sposób na poradzenie sobie z chorobą jest zatem dziecinnie prosty.
Paula przeżywa chorobę Dawida, dzieląc z nim swoje życie. Objawy choroby i radzenie sobie z nimi stanowią jej codzienność. Nic zatem dziwnego, że kobieta zaczyna szukać jakiejś odskoczni, czegoś, co choć na chwilę mogłoby odwrócić jej uwagę od umierającego męża. Bez wahania i wbrew woli Dawida przyjmuje ofertę wyjazdu do Helsinek i poprowadzenia zajęć dotyczących projektowania tkanin. Wyjazd ma być krótki. Jednak pięć dni to okres, który zapewne inaczej postrzega ona, a inaczej Dawid. Z jego perspektywy nie jest przecież wykluczone, że żona wyjeżdża na zawsze. Paula nie potrafi ukryć swojej złości. Jest wściekła na Dawida, który umrze i zostawi ją ze wszystkimi kłopotami. Ta złość sprawia, że nawet po powrocie z Finlandii izoluje się od męża.
Dawid z kolei reaguje na swoją chorobę milczeniem. Nie mówi ani o niej, ani o swoim cierpieniu. Bliskich utrzymuje w przekonaniu, że walka z chorobą może zakończyć się sukcesem. Snuje plany dotyczące kolejnej podróży. Być może okłamuje wszystkich, być może naprawdę w to wierzy. Może kiedy wspólnie z córką przegląda katalogi łodzi żaglowych, rzeczywiście ma nadzieję, że te marzenia mają szansę na realizację. Kiedy choroba wchodzi w ostatnią fazę i zabiera Dawidowi możliwość mówienia, ten zaczyna się otwierać. Wyznaje żonie miłość i prosi swojego przyjaciela, lekarza, o skrócenie jego cierpień.
W gruncie rzeczy jest to zatem opowieść o różnych sposobach radzenia sobie z nadchodzącą śmiercią. Miriam nie dopuszcza prawdy o stanie ojca do wiadomości, Tamara próbuje znaleźć praktyczne rozwiązanie problemu, Paula się wścieka, a Dawid milczy. Milczenie ma być zapewne sposobem odsunięcia choroby na bok, unieważnienia jej. Powtarzanie pewnych czynności, codzienne rytuały zapewniające poczucie bezpieczeństwa mają stworzyć iluzję, że nic się nie zmieniło. Żeglowanie w kółko po tych samych jeziorach (jak co roku od dziesięciu lat) ma być sposobem na przekonanie samego siebie, że wszystko jest jak dawniej.
Sama tragedia i nieszczęście, jakich doświadcza Dawid, są w konsekwencji przesunięte na drugi plan. Dawid nie narzuca się ze swoją chorobą, nie oczekuje litości i współczucia, a autorka nie narzuca czytelnikowi konieczności wzruszania się podczas lektury każdej kolejnej strony. Jakimś sposobem udaje jej się osiągnąć efekt wręcz odwrotny. Czytelnik zaczyna przyjmować perspektywę bohaterek i zastanawia się nad tym, jak dalej potoczy się ich życie. Jak poradzą sobie ze stratą. Dawid staje się w całej tej opowieści najmniej istotny, co nie jest zaskakujące. Ci, którzy milczą i nie narzucają się innym ze swoimi uczuciami i cierpieniem, nie są zauważani. Można to zresztą potraktować jako ogólniejszą obserwację dotyczącą kondycji naszej kultury. Nie krzyczysz, nie pchasz się do mediów, nie narzucasz się ze swoimi problemami, to nikt cię nie zauważa, nie liczysz się i nie istniejesz. Z tej perspektywy można odczytywać komiks jako niezwykle trafny komentarz na temat współczesnej kultury.
Ważną rolę w opowieści odgrywa oprawa graficzna. Proste, akwarelowe rysunki doskonale współgrają z rytmem opowieści. Mało jest tu szczegółów, które rozpraszałyby uwagę czytelnika. Wzrok kierujemy ku rzeczom najistotniejszym. W wielu miejscach autorka ułatwia to, umieszczając po jednym małym kadrze na stronie, bądź też przedstawiając duże całostronicowe lub dwustronicowe obrazy. Narracja jest nieśpieszna, a jej rytm wyznaczają kolejne etapy choroby. Całość sprawia naprawdę dobre wrażenie i, co zaskakujące, po skończonej lekturze człowiek nie jest zbyt przygnębiony. Niewątpliwie warto przeczytać ten komiks, chociażby po to, żeby po lekturze postawić sobie pytanie o to, co naprawdę jest w życiu istotne.