Album „Universal War – 1. Genesis” powstał przez złożenie w jednym tomie siedmiu epizodów, jakie pierwotnie pojawiły się w magazynie „Lanfeust Mag”.
Ciemność = czasoprzestrzeń
[Denis Bajram „Universal War: Genesis” - recenzja]
Album „Universal War – 1. Genesis” powstał przez złożenie w jednym tomie siedmiu epizodów, jakie pierwotnie pojawiły się w magazynie „Lanfeust Mag”.
Między Saturnem a Jowiszem, pośród młodych, najbogatszych w Federacji Zjednoczonych Ziem państw, trzecia flotylla United Earthes Force czuwa niestrudzenie na peryferiach systemu słonecznego. Jej potęga zapewnia poczucie bezpieczeństwa mieszkańcom Federacji. Ale pojawiła się ŚCIANA. Wielka, mroczna. Niezbadana. Tak zaczęła się pierwsza wojna wszechświatowa. | Na początku tchnienie Boga unosiło się w ciemności, a ciemność skrywała otchłań. Bóg rzekł: „Niech stanie się światłość”. I stała się światłość. Bóg zobaczył, że światłość jest dobra i Bóg oddzielił światłość od ciemności. Bóg nazwał światłość „energią”, a ciemność „czasoprzestrzenią”. I nastał wieczór, i nastał poranek. To był dzień pierwszy. Biblia Kanaanejska, Księga Genesis 1, 1-5 |
Denis Bajram
‹Universal War: Genesis›
Każdy z odcinków poprzedza kilka wersów z Biblii Kanaanejskiej. Biblii o tyle dziwnej, że już w księdze Genesis, traktującej o powstaniu świata, mamy tam takie pojęcia jak „energia”, „czasoprzestrzeń” czy „planeta”. Zaskakują również nazwy kolejnych, zapowiadanych tomów cyklu pod wspólnym tytułem „Universal War": „Zakazany owoc”, „Kain i Abel”, „Potop”, „Babel”, „Patriarcha”. Wygląda na to, że autorzy konsekwentnie będą prowadzić losy głównych bohaterów, śladami bohaterów Starego Testamentu. Jakie będą tego efekty? Zobaczymy już wkrótce. Na razie, w ramach grudniowego (2002) pakietu komiksów wydawnictwa Egmont Polska, możemy zapoznać się z wprowadzanym do cyklu księgą pierwszą – „Genesis”.
Akcja komiksu rozgrywa się wokół wspomnianej we wstępie Ściany. Nie wiemy, skąd się wzięła, co jest po drugiej stronie ani dlaczego obliczenia wskazują, że jej centrum (to bardziej Sfera niż Ściana) znajduje się na Oberonie, kolonialnym satelicie należącym do Konfederacji Kolonii Przemysłowych. Konfederacja dość szybko zostaje zdelegalizowana, a wszelkiego rodzaju organizacje podejmują próbę rozwikłania zagadki Ściany.
Pierwszy tom „Universal War” skupia się na przedstawieniu Drużyny. Jak przystało na dobrze skonstruowaną grupę, mamy tu osobnika nadużywającego przemocy, naukowca z dobrze opanowanymi zawiłościami fizyki kwantowej, gościa z kłopotami emocjonalnymi, przesyconego adrenaliną raptusa, przedstawicielkę płci pięknej oraz niezbędną „czarną owcę”. Wspomniane cytaty z księgi „Genesis” w doskonały sposób wprowadzają czytelnika w tematykę poszczególnych rozdziałów – gdy mowa jest o stworzeniu zwierząt, następująca po nim część opowieści przedstawia ujawnienie się zwierzęcych instynktów jednego z członków załogi, a wyjątek biblijny opisujący stworzenie człowieka wprowadza do epizodu, w którym możemy poznać osobiste tajemnice uczestników wyprawy.
Plansza komiksu
Twórcą „Universal War One” jest urodzony niedaleko Paryża Denis Bajram. W stolicy Francji studiował grafikę i scenografię na Akademii Sztuk Pięknych. Od 1987 roku pracował dla magazynu „Scarce”. W 1992 roku przeszedł do redakcji „Goinfre”, gdzie wkrótce został redaktorem naczelnym. Sześć lat później, razem z Thierry Cailleteau (scenarzystą takich komiksów jak „Anarchon” i „Aquablue”), stworzył dwuczęściowy horror science-fiction o zombie zatytułowany „Cryozone”. Po ukazaniu się pierwszego albumu przeniósł się do Angouleme. Wkrótce dołączył do grupy komiksowej
Atelier Saznot. W 1998 na zlecenie magazynu „Lanfeust Mag” rozpoczął prace nad swoją pierwszą autorską serią komiksową „Universal War One”. Po powrocie do Paryża zaczął rysować nowy komiks p.t. „Umarłe marzenia”. Przebywając w Belgii poznał kolejnego scenarzystę – Valerie Mangin, która szybko została jego żoną. W Brukseli ukończył prace nad „Universal War One”. Seria objęła ostatecznie sześć tomów. Jak sam przyznaje jego prace są inspirowane twórczością takich rysowników jak Mignola, Byrne, Giraud, Vatine i Uderzo.
Rysunki stanowią skrzyżowanie ilustracji do „Wiecznej Wojny” Marvana, z dyskretnie wkomponowanymi elementami grafiki 3D (bez zbędnego epatowania możliwościami komputrerowymi). Rysy twarzy łatwo rozpoznawalne, realistyczne, z kreski przypominające postaci tworzone przez Tima Sale („Batman: Long Halloween”, „Challengers of the Unknown”). Kadrowanie klasyczne, utrzymująca się cały czas w ruchu komiksowa kamera to solidne rzemiosło bez ekstrawagancji.
Album kończy się cliffhangerem zachęcającym do lektury kolejnej części. Jak na razie pierwszy tom to tylko wprowadzenie do dłuższej całości – pokazujące, że cykl ma potencjał do rozwinięcia. Czy go wykorzysta, przekonamy się w kolejnych odcinkach. Jakie będą – czas pokaże.
Lektura dla fanów rzadkich w dzisiejszych czasach na polskim rynku komiksów science fiction. Raczej nie dla dzieci (sceny przemocy, usiłowanie gwałtu, elementy fizyki).