Stany Zjednoczone w niedalekiej przyszłości to świat po katastrofie, w którym strefy wpływów podzieliły pomiędzy siebie najpotężniejsze rodziny. Na straży ich interesów stoją prywatne armie, choć najwięcej do powiedzenia mają tak zwani Łazarze – obdarzeni niezwykłymi mocami superżołnierze. Taki jest punkt wyjścia „Lazarusa” – sensacyjno-fantastycznej serii autorstwa Grega Rucki (scenariusz) i Michaela Larka (rysunki).
Rodzina zmartwychwstańcem silna
[Stefano Gaudiano, Michael Lark, Brian Level, Greg Rucka „Lazarus #1” - recenzja]
Stany Zjednoczone w niedalekiej przyszłości to świat po katastrofie, w którym strefy wpływów podzieliły pomiędzy siebie najpotężniejsze rodziny. Na straży ich interesów stoją prywatne armie, choć najwięcej do powiedzenia mają tak zwani Łazarze – obdarzeni niezwykłymi mocami superżołnierze. Taki jest punkt wyjścia „Lazarusa” – sensacyjno-fantastycznej serii autorstwa Grega Rucki (scenariusz) i Michaela Larka (rysunki).
Stefano Gaudiano, Michael Lark, Brian Level, Greg Rucka
‹Lazarus #1›
Od kilku miesięcy polscy wielbiciele komiksów mają szansę nadrabiania zaległości w postaci „
Jeremiaha” – kultowej serii autorstwa Hermanna Huppena, której akcja rozgrywa się w Stanach Zjednoczonych, przez które nie tak dawno przetoczyła się właśnie katastrofa nuklearna. Podobny świat wykreowali również polscy twórcy w pierwszej – „jesiennej” – odsłonie, jak można sądzić, tetralogii „
Strange Years”. Teraz jeszcze do dostępnego w sklepach grona postapokaliptycznych wizji Ameryki Północnej możemy dorzucić, opublikowanego przez Taurus Media, „Lazarusa”, pod którym jako scenarzysta podpisał się doskonale znany nad Wisłą współpracownik zarówno Marvela, jak i DC Comics – Greg Rucka („
Whiteout. Zamieć”, „Za Królową i Ojczyznę”, „
Spider-Man”). Tom otwierający cykl, zatytułowany „Rodzina”, zbiera cztery pierwsze zeszyty, które za Oceanem ukazały się pierwotnie pomiędzy czerwcem a październikiem 2013 roku (do tej pory pojawiło się ich już w sumie piętnaście).
Jak na historię spod znaku futurystycznego thrillera przystało, na początek Rucka serwuje scenę, która ma z miejsca podgrzać temperaturę opowieści i przyspieszyć tętno czytelnikowi. Trzech mężczyzn napada na magazyn z żywnością, którego broni młoda uzbrojona kobieta; niewiele jednak jest w stanie zdziałać, tym bardziej że napastnicy są bezlitośni – jeden z nich z najbliższej odległości strzela jej w głowę. Ale nie zdaje on sobie sprawy z tego, że jego ofiara jest… Łazarzem – superżołnierzem, obdarzonym między innymi mocą zmartwychwstania (jak postać biblijna, wskrzeszona przez Chrystusa). Eve – a w zasadzie Forever, bo tak brzmi jej pełne imię – natychmiast się regeneruje i rozprawia z agresorami. Tą jedną sceną Rucka definiuje najważniejszą postać „Lazarusa” – od tego momentu mniej więcej wiemy, czego można spodziewać się dalej. Co oczywiście nie oznacza, że nie czekają nas żadne zaskoczenia. Przecież dopiero teraz autor może przystąpić do kreowania rzeczywistości, w której takie istoty mogą żyć. Świat Eve nie należy zaś do przyjaznych. Gdyby było inaczej, takie maszyny do zabijania, jak ona, nie byłyby potrzebne.
Stany Zjednoczone przeżyły nie tak dawno katastrofę, z której do tej pory jeszcze nie zdołały się podnieść. Terytorium kraju podzielone zostało pomiędzy wpływowe rodziny, które dla własnych interesów powołały do życia prywatne armie. Z jednej strony strzegą one obszarów przed wrogami zewnętrznymi, z drugiej – trzymają w posłuchu tak zwane „odpady”, czyli stojącą na progu rewolty biedotę. Elitę służb bezpieczeństwa każdej z rodzin stanowią zmartwychwstańcy – tacy jak Eve. Jest ona córką (a przynajmniej tak uważa) Malcolma Carlyle’a, jednego z przywódców rządzących Ameryką. Od pięciu lat pomiędzy nim a Edgarem Morrayem, głową innej uprzywilejowanej rodziny, utrzymuje się kruchy pokój, choć wszystko wskazuje na to, że niebawem może on przejść do historii. Murrayowie przeżywają bowiem poważne kłopoty gospodarcze, przede wszystkim brakuje im żywności; głód zaś może stać się zarzewiem potężnego buntu. Kiedy więc dochodzi do napadu na najważniejszy Spichlerz Carlyle’ów, dzieci Malcolma nie mają wątpliwości, że za próbą dywersji musi stać konkurencyjny ród. Zadanie rozwiązania zagadki otrzymuje od ojca Eve, co zresztą niekoniecznie podoba się jej rodzeństwu, w którego gronie nie brakuje „jastrzębi” dążących za wszelką cenę do militarnej rozprawy z Morrayami.
Pierwszy tom „Lazarusa” skrzy się atrakcjami. Rucka udanie łączy w nim postapokaliptyczną fantastykę z wątkami sensacyjnymi (vide spisek mający na celu doprowadzenie do wojny i zmiany władzy w rodzinie Carlyle’ów) i melodramatycznymi (rodząca się więź przyjaźni pomiędzy Eve a Joacquimem, czyli Łazarzem Morrayów); nie zapomina przy tym również o zarysowaniu tła społecznego, chociaż można podejrzewać, że w jeszcze większym stopniu będzie ono istotne w kolejnych odsłonach serii. Postać Forever broni się też od strony psychologicznej – jej zagubienie i odczuwalne odrzucenie przez rodzeństwo sprawia, że staje się bez reszty oddana ojcu. Automatycznie rodzi się jednak pytanie (scenarzysta robi zaś wiele, abyśmy je sobie zadawali), jak kobieta zachowa się w chwili, gdy jej zaufanie do Malcolma zostanie nadwyrężone? Na kogo wówczas będzie mogła liczyć: na siostrę Bethany, doktora Jamesa, a może… Joacquima, z którym – biorąc pod uwagę pochodzenie – łączy ją chyba najwięcej? Jednego w każdym razie czytelnik może być pewny: dotarłszy do finału „Rodziny”, z niecierpliwością czekać będzie na ciąg dalszy historii. Co chyba nie powinno potrwa zbyt długo, tym bardziej że drugi integral (złożony z pięciu kolejnych zeszytów) jest już za Oceanem od kilku miesięcy w sprzedaży.
Za stronę graficzną „Rodziny” odpowiada przede wszystkim Michael Lark, podobnie jak Rucka mający na koncie współpracę przy wielu seriach superbohaterskich spod znaku DC Comics i Marvela. Swoje dotychczasowe doświadczenie wykorzystał również przy tworzeniu „Lazarusa”; wszak Eve i Joacquim to postaci obdarzone nadzwyczajnymi mocami (choć jeszcze nie do końca wiadomo, z czego one się biorą). Rysunki utrzymane są w posępnej, ale nie mrocznej tonacji – świat przyszłości nie należy co prawda do najprzyjaźniejszych, ale jednak da się w nim jakoś żyć. Zwłaszcza gdy należy się do kasty wybranych. Mroczniejsze zdają się być serca i umysły rodzeństwa Forever, zwłaszcza zaś Jonaha i Johanny, którzy wbrew woli ojca, realizują własny plan. Idąc szlakiem wytyczonym przez Ruckę, Lark nie stroni od przedstawiania scen przemocy, a robi to tym ciekawiej, że świetnie sprawdza się w układach dynamicznych. Jedyne, czego można żałować, to unikania przez rysownika pokaźniejszych rozmiarami kadrów. Momentami bowiem aż prosi się o więcej oddechu, szerszą perspektywę, chociażby wizję zniszczonych przez kataklizm miast. Ale może i na to przyjdzie pora…
