Wydawnictwo Timof i Cici Wspólnicy od lat dostarcza na polski rynek komiksy, które często wymykają się tradycyjnym kategoryzacjom i opisom. Podobnie jest z komiksem „Księga Pana Nadziei”, który opowiada o zwyczajnym życiu. Pod pretekstem snucia opowieści o codziennych perypetiach starszej pary Tommi Musturi w intrygujący sposób mówi jednak także o miłości, przemijaniu, starzeniu się i strachu przed śmiercią.
Prosta historia
[Tommi Musturi „Księga Pana Nadziei” - recenzja]
Wydawnictwo Timof i Cici Wspólnicy od lat dostarcza na polski rynek komiksy, które często wymykają się tradycyjnym kategoryzacjom i opisom. Podobnie jest z komiksem „Księga Pana Nadziei”, który opowiada o zwyczajnym życiu. Pod pretekstem snucia opowieści o codziennych perypetiach starszej pary Tommi Musturi w intrygujący sposób mówi jednak także o miłości, przemijaniu, starzeniu się i strachu przed śmiercią.
Tommi Musturi
‹Księga Pana Nadziei›
„Księga Pana Nadziei” to komiks, który pierwotnie był publikowany w pięciu częściach – co dwa lata, od 2003 do 2013 roku, ukazywały się kolejne księgi. W roku 2015 miało premierę wydanie zbiorcze, można zatem powiedzieć, że tworzenie całości zajęło autorowi dziesięć lat życia. Źródła tej opowieści tkwią, jak mówi Tommi Musturi w wywiadzie dla portalu „Avoid the Future”, w doświadczeniach z jego dzieciństwa. W małej, położonej gdzieś w Finlandii wiosce, w której dorastał, życie toczyło się powoli. W pamięci autora szczególnie utkwiła para mieszkających w okolicy emerytów. Oboje żyli sobie bez pośpiechu, w zgodzie z naturą i nie przejmowali się zbytnio tym, co działo się wokół nich. Kiedy zmarli, teren, na którym stała ich chatka, został wykupiony i opanowany przez cywilizację (co w tym wypadku oznaczało wykarczowanie lasu, zniszczenie sadu i pokrycie terenu asfaltem). Z dnia na dzień zniknęło zarówno małżeństwo, jak i miejsce w świecie, które sobie stworzyli. Właśnie to doświadczenie płynącego nieubłaganie czasu i nieuchronnych zmian zachodzących w świecie stało się punktem wyjścia dla historii opowiedzianej w „Księdze Pana Nadziei”.
Strukturę opowieści można określić jako cegiełkową. Każda księga zbudowana jest z kilkunastu epizodów z życia bohaterów. Można te epizody czytać niezależnie od pozostałych, ale czytane razem tworzą spójną całość. Podobnie jest z poszczególnymi księgami, które stanowią odrębne opowieści, ale zestawione obok siebie stanowią konsekwentnie rozwijającą się opowieść. Dwie pierwsze księgi to zbiór powiązanych ze sobą epizodów ukazujących codzienne życie z dala od cywilizacji. Bohatera widzimy podczas zwyczajnych czynności (m.in. wynoszenie śmieci, budowa domku dla ptaków, rąbanie drewna na opał, łowienie ryb), które są dla niego okazją do rozmyślań o świecie, życiu, śmierci i przemijaniu. Mamy tu do czynienia z pięknie pod względem graficznym przedstawioną afirmacją życia spędzanego w zgodzie z naturą bez pośpiechu i bez stresu. Człowiek współczesny zapewne w pierwszym odruchu nazwałby takie życie nudnym, ale idę o zakład, że zrobiłby to z zazdrością. Nasz bohater nie jest jednak wolny od różnych obsesji. Nieustannie coś je, a kiedy nie je, myśli o jedzeniu albo o tym, że jest za gruby. Te natrętne myśli, które nawiedzają go za dnia, w nocy ustępują miejsca snom, w których również dają o sobie znać obawy i niespełnione marzenia.
Snów jest wraz z rozwojem opowieści coraz więcej, a ich kulminacja następuje w księdze trzeciej, która w gruncie rzeczy opisuje długi i dość skomplikowany sen bohatera. Jest to sen bardzo charakterystyczny. Nasz bohater, którego codzienne życie jest bardziej niż zwyczajne, we śnie jest bowiem kimś zupełnie innym, kimś wyjątkowym. Oto nieustraszony Jack, samotny rewolwerowiec, którego droga usłana jest trupami, przemierza prerię i rozmyśla o naturze życia i śmierci. W zasadzie można się było tego spodziewać, niespełnione sny o byciu nieustraszonym bohaterem – albo z rewolwerem u pasa, albo z kolorową peleryną na plecach – to coś, co brzmi dość znajomo.
Najbardziej poruszająca jest księga czwarta, która opisuje lęk przed stratą kogoś bliskiego. Na pierwszy rzut oka może się to wydawać zaskakujące, bo do tej pory bohater raczej niezbyt wiele czasu poświęcał swojej żonie. W trzech pierwszych księgach żona jest praktycznie nieobecna – nie widać jej w ogóle, a słychać tylko kilka razy, kiedy wypowiada krótkie i dość stereotypowe kwestie: np. „Wynieś śmieci”. Poza tym bohater uświadamia sobie jej istnienie jedynie w sytuacjach, gdy nie zostało zrobione coś, co jego zdaniem zrobione być powinno: „Czy to tak ciężko przygotować parę cholernych kalesonów?”. Jednak w czwartej księdze wszystko diametralnie się zmienia. Bohater nagle odkrywa, że jej strata byłaby czymś strasznym. To doświadczenie zmienia jego nastawienie do życia i do żony.
Księga piąta stanowi opis tego odmienionego życia. Owszem, nadal toczy się ono leniwie i zgodnie z rytmem natury, ale jest to już życie dwojga ludzi. Widzimy tu zarówno naszego bohatera, jak i jego żonę, którzy stają się nierozłączni i w twórczy sposób zaczynają podchodzić do tradycyjnego podziału zadań w rodzinie. Autor pokazuje nam także kilka scen z ich wcześniejszego życia oraz daje możliwość śledzenia twórczej pracy bohatera – bo ten realizuje swoje niedawne postanowienie „zrobienia książki”. W ten sposób komiks, który zdawał się kolejną przygnębiającą nieco historią o monotonnym życiu człowieka, staje się zaskakująco optymistyczną opowieścią o tym, że warto docenić to, co życie nam przynosi.
Komiks jest również bardzo interesujący pod względem graficznym. Rysunki stanowią intrygujące połączenie stylu czystej linii oraz ilustracji kojarzących się z książkami dla dzieci. Kreska jest prosta, ale za jej pomocą autor tworzy rysunki wypełnione wieloma szczegółami. Cartoonowe postaci zostały tu ukazane na dość bogatym w detale, ale jednocześnie przejrzystym tle. Ciekawe wrażenie sprawia także specyficzne kadrowanie. Gdybyśmy chcieli porównać to do kadrowania filmowego, to można powiedzieć, że autor, ukazując poszczególne epizody, ustawia kamerę nieruchomo i pozwala toczyć się wypadkom. Dzięki tym zabiegom czytelnik na własnej skórze doświadcza zwyczajności oraz powolności życia i może skoncentrować się na przemyśleniach bohatera. Bardzo mocną stroną komiksu jest również kolorystyka. Każda kolejna księga przedstawiona jest za pomocą innego zestawu bardzo przyjemnych dla oka i dobrze skomponowanych kolorów.
Podsumowując, należy stwierdzić, że komiks „Księga Pana Nadziei” jest pozycją niezwykle ciekawą i wartą uwagi. W świecie, w którym nieustannie się gdzieś śpieszymy (a i tak jesteśmy wiecznie spóźnieni), w świecie, w którym mamy tysiąc spraw do załatwienia (i nigdy nie udaje nam się ich wszystkich załatwić), w świecie, w którym nieustannie chcemy czegoś więcej (a i tak nigdy nie jesteśmy zadowoleni z tego, co mamy), warto zatrzymać się na chwilę i zastanowić nad swoim życiem. Komiks Tommiego Musturiego skłania do takich refleksji, ale trzeba dać mu szansę… i czas. Z pobieżnej i pospiesznej lektury na pewno nic nie wyniknie, poza stwierdzeniem, że w komiksie nic się nie dzieje. Jeżeli jednak poświęcimy mu trochę więcej czasu, to okaże się, że jest to jedna z ciekawszych pozycji komiksowych, które ostatnio ukazały się na naszym rynku.