Grabarz od specjalnych poruczeń [Xavier Dorison, Ralph Meyer „Undertaker #1: Pożeracz złota” - recenzja]Esensja.pl Esensja.pl Dopiero co zamknąwszy jedną serię, której współautorem był francuski scenarzysta Xavier Dorison („W.E.S.T.”), Taurus Media otwierają kolejną – „Undertaker”. Wnioskując z lektury tomu pierwszego, będzie to wyjątkowo ponura opowieść z Dzikiego Zachodu, która powinna przypaść do gustu raczej wielbicielom antywesternów, nie zaś tym, którzy gustują w ich klasycznej odmianie.
Grabarz od specjalnych poruczeń [Xavier Dorison, Ralph Meyer „Undertaker #1: Pożeracz złota” - recenzja]Dopiero co zamknąwszy jedną serię, której współautorem był francuski scenarzysta Xavier Dorison („W.E.S.T.”), Taurus Media otwierają kolejną – „Undertaker”. Wnioskując z lektury tomu pierwszego, będzie to wyjątkowo ponura opowieść z Dzikiego Zachodu, która powinna przypaść do gustu raczej wielbicielom antywesternów, nie zaś tym, którzy gustują w ich klasycznej odmianie.
Xavier Dorison, Ralph Meyer ‹Undertaker #1: Pożeracz złota›Polska bibliografia dzieł Xaviera Dorisona (rocznik 1972) rozrasta się z każdym rokiem: po seriach „ Trzeci testament”, „ Long John Silver”, „Asgard”, „ W.E.S.T.”, „ Wartownicy” i one-shocie „ XIII – Mystery: Mangusta” dzięki Taurusowi do rąk polskich czytelników trafia właśnie najnowsze dzieło Francuza – stworzony do spółki z doskonale znanym mu już grafikiem Ralphem Meyerem – (anty)western „Undertaker”. Pierwsza odsłona cyklu, zatytułowana „Pożeracz złota”, ukazała się nakładem renomowanego wydawnictwa Dargaud w styczniu tego roku; trudno więc orzec, jak długo trzeba będzie czekać na kontynuację albumu. Należy jednak raczej uzbroić się w cierpliwość, a na razie cieszyć się tym, co mamy, sięgając od czasu do czasu po inne westernowe serie, które ukazują się na polskim rynku, jak chociażby „Bouncer”, „Blueberry”, „ Durango” czy – pojawiający się na razie jedynie w zapowiedziach – „Komancze” Hermanna Huppena. Bohaterem „Undertaker” jest przedsiębiorca pogrzebowy (tytuł oznacza właśnie ten fach) Jonas Crow. Jego wygląd nie wzbudza zaufania, ale z drugiej strony, czy jest ono potrzebne wobec kogoś, kto ma jedynie odebrać zwłoki i pochować je w ziemi? Jonas klepie biedę, rzucając się – jak wygłodniały sęp – na każde zlecenie (okres prosperity dla tej branży skończył się wraz z klęską konfederatów w wojnie secesyjnej). Ma nawet umowę z pracownikiem miejscowej poczty, który za odpowiednią opłatą informuje go w pierwszej kolejności o potencjalnych klientach. Tym razem nadchodzi wezwanie do górniczego miasteczka Anoki City. Grabarz ma się zgłosić po ciało niejakiego Joego Cusco. To lokalny potentat, właściciel kopalni złota, który… no właśnie, wcale jeszcze nie umarł. Jakież jest więc zdziwienie Crowa, gdy po dotarciu na miejsce zostaje przyjęty kolacją przez człowieka, którego miał pochować. Czy został zatem oszukany? Przeciwnie. Jonas wciąż ma szansę zarobić i to takie pieniądze, o których wcześniej nie śnił. Wystarczy tylko, że następnego dnia rano zapakuje ciało Cusco na swój karawan i – w towarzystwie panny Rose Prairie, Angielki prowadzącej przez ostatnie trzy lata księgowość w firmie Joego – przetransportuje je pięćdziesiąt mil do kopalni, w której bogacz po raz pierwszy natrafił na żyłę złota. By jednak do tego doszło, Cusco musi najpierw umrzeć. Ale i to nie jest szczególnym problemem. Schorowany, poruszający się na wózku inwalidzkim przedsiębiorca wszystko bowiem wcześniej obmyślił i przygotował. W nocy ma zamiar popełnić samobójstwo, trując się kurarą. Tyle że wcześniej robi jeszcze jedną rzecz, która w dalszym ciągu staje się motorem napędowym fabuły – zjada wszystkie samorodki złota, jakie udało mu się przez lata zgromadzić. Nie ma rodziny i nie chce, by z trudem zdobyty majątek dostał się w obce ręce; woli wszystko, co najcenniejsze, zabrać ze sobą do piachu. Wpada też na pomysł, jak zabezpieczyć się przed wypatroszeniem – już po śmierci – przez żądnych bogactw współpracowników, w tym szczególnie paskudnego McKullena. Na straży realizacji planu Cusco stać musi – czy jej się to podoba, czy nie – panna Rose, a jej – mniej lub bardziej świadomym – pomocnikiem zostaje Jonas Crow. Jego pomoc już wkrótce okazuje się zresztą nieoceniona, ponieważ – podburzeni przez McKullena – biedni mieszkańcy osady, przez lata bezlitośnie wykorzystywani przez Joego, nie mają najmniejszego zamiaru pozwolić mu „wymknąć” się z miasta ze złotem. Nie da się ukryć, że najważniejszą postacią komiksu jest Jonas Crow. I że w jego przeszłości kryje się jakaś tajemnica. Jak na prowincjonalnego przedsiębiorcę pogrzebowego, jest zbyt pewny siebie. Za dobrze posługuje się bronią i zdecydowanie zbyt skutecznie radzi sobie w walce wręcz. Ma też w sobie niezwykłą charyzmę, która sprawia, że nawet dystyngowana panna Prairie zaczyna czuć do niego miętę. Xavier Dorison, tworząc tę postać – bez najmniejszych wątpliwości – inspirował się klasycznymi spaghetti-westernami; w Jonasie odnaleźć można bowiem zarówno cechy charakteru Django, jak i – znanego z filmów Sergia Leone – Człowieka bez Imienia, granego przez Clinta Eastwooda. Jest w nim też co nieco z komiksowego Durango, którego przywołał na świat Yves Swolfs. Fabularnie Francuz być może nie zaszalał, posługując się znanymi od lat kliszami antywesternowymi (wszyscy bohaterowie, nie wyłączając stróżów prawa, to mniejsze lub większe kanalie, a i ten, z którym mają utożsamiać się czytelnicy, sporo ma za uszami), ale poskładał je w atrakcyjną i nieco przewrotną całość, dodając w formie przypraw najważniejsze elementy gatunku (pościgi, pojedynki rewolwerowe, a nawet przybywającą na finał historii kawalerię). Od strony graficznej również nie ma się do czego przyczepić. Ralph Meyer (starszy od scenarzysty o rok), który wcześniej współpracował z Dorisonem przy „ Manguście” i „Asgardzie”, wykonał swoje zadanie z należnym pietyzmem. Posługując się klasyczną, realistyczną kreską, wyczarował przekonujący – znany przecież z setek filmów – obraz Dzikiego Zachodu. Jako że spora część akcji „Pożeracza złota” rozgrywa się tuż po zmroku bądź w nocy, rysunki są odpowiednio mroczne i niepokojące. Jak przeszłość – a może i nawet dusza – Jonasa Crowa (choć pod tym względem konkurują z nim też inni: szeryf Bigby, jego zastępca Mice oraz wspomniany już parokrotnie McKullen). Z drugiej strony – na tle wielu odrażających swą fizjonomią typów – Meyer zadbał o to, aby przynajmniej dwie twarze – Jonasa i Rose Prairie – wywoływały sympatyczniejsze uczucia. Tym samym młodsi czytelnicy obu płci będą mieli do kogo wzdychać i komu kibicować. Można się bowiem bez większego trudu domyśleć, że tych dwoje połączy niebawem coś więcej niż przyjaźń, choć nie ma też wątpliwości, że uczucie to będzie musiało pokonać wiele przeciwności losu. Obyśmy tylko na utwierdzenie się w tym nie musieli czekać zbyt długo!
|