Mendleman jest dobrym tkaczem, a jego dywany nie mają sobie równych. Artystyczne walory przeplatają się w nich z techniczną doskonałością (Mendleman zawsze daje szesnaście nici na cal). Do tej pory rzemieślnik nie miał problemu ze sprzedażą swoich doskonałych wyrobów. Pewnego dnia jednak coś się zmienia i cały dotychczasowy uporządkowany i oparty na pracy świat Mendlemana rozpada się. „Dzień targowy” to zapis momentu, w którym stare zasady odchodzą do przeszłości.
Dzień z życia mężczyzny
[James Sturm „Dzień targowy” - recenzja]
Mendleman jest dobrym tkaczem, a jego dywany nie mają sobie równych. Artystyczne walory przeplatają się w nich z techniczną doskonałością (Mendleman zawsze daje szesnaście nici na cal). Do tej pory rzemieślnik nie miał problemu ze sprzedażą swoich doskonałych wyrobów. Pewnego dnia jednak coś się zmienia i cały dotychczasowy uporządkowany i oparty na pracy świat Mendlemana rozpada się. „Dzień targowy” to zapis momentu, w którym stare zasady odchodzą do przeszłości.
James Sturm
‹Dzień targowy›
Dzień targowy zaczyna się właściwie jeszcze w nocy. Pobudka, śniadanie, przygotowanie i wymarsz poprzez spowite jeszcze ciemnością drogi. Mendleman idzie na targ i myśli o różnych sprawach. Myśli o swojej żonie spodziewającej się dziecka, myśli o swojej pracy będącej dla niego całym życiem i myśli o swojej przyszłości. Te rozważania wpędzają go w smutek, który znika jednak bez śladu, gdy rzemieślnik dociera do miejsca przeznaczenia. Widok targowego tłumu ze wszystkimi jego atrakcjami pozwala mu bardziej optymistycznie spojrzeć na rzeczywistość. Ten optymizm i radość wtopienia się w targowy gwar wynikają przede wszystkim z tego, że wszystko, co Mendleman widzi wokół siebie, symbolizuje stałość. Te same osoby, te same zachowania, te same sytuacje – sceny powtarzające się zawsze podczas dnia targowego niosą ze sobą poczucie stabilności i przewidywalności. Wszystko przebiega zgodnie z ustalonym dawno temu powtarzalnym rytmem, a dla Mendlemana nie ma nic ważniejszego niż powtarzalny rytm.
Jednak nic nie trwa wiecznie. Rzemieślnik podświadomie przeczuwał, że wszystko to musi kiedyś się skończyć. Te obawy nasilają się wraz ze zbliżaniem się momentu narodzin dziecka. Odpowiedzialność za rodzinę oraz intuicyjne przeczucia dotyczące nadchodzących zmian sprawiają, że Mendleman od dawna nie śpi spokojnie. No i wreszcie pewnego dnia rzeczywiście przychodzi nowe. Oto mianowicie kupiec Albert Finkler, u którego tkacz sprzedawał swoje dywany, postanawia odejść na emeryturę i zostawia swój sklep zięciowi. To nie sama zmiana właściciela sklepu jednak jest kluczowa, lecz to, że nowa osoba przynosi ze sobą nowy sposób na prowadzenie interesu. Sposób, który zdecydowanie wychodzi naprzeciw nadchodzącym zmianom społecznym kosztem symbolizujących przeszłość rzemieślników. Doskonałość oferowanych przez Mendlemana produktów traci jakiekolwiek znaczenie, a jego dalsze losy jako tkacza stają pod znakiem zapytania. Czy zdoła utrzymać rodzinę, gdy wartość jego dywanów gwałtownie spada? Czy zdoła w ogóle znaleźć kogoś zainteresowanego kupnem wytworów własnych rąk, które do tej pory przynosiły mu szacunek kupców i innych rzemieślników?
Rytm narracji Jamesa Sturma jest równie hipnotyzujący, jak hipnotyzująca musi być praca Mendlemana. Powtarzalność, schematyzm, niezmienny rytm pracy oraz rytm dnia to coś, co uspokaja rzemieślnika. W obliczu świata, który przynosi kolejne troski i zmartwienia, szuka on schronienia w swoim kokonie utkanym z mniej lub bardziej drobnych codziennych rytuałów. Liczenie kroków w drodze na targ, liczenie nici podczas tkania (zawsze szesnaście nici na cal), odliczanie kolejnych ruchów przy krośnie – wszystko to sprawia, że Mendleman zapomina o problemach dnia codziennego. Dość powiedzieć, że nawet po śmierci matki ukojenie przyniosła mu dopiero praca przy krośnie. Zatracanie się w tej na pozór powtarzalnej i mało twórczej pracy nie ma jednak w sobie nic z bezmyślnego automatyzmu. Tkanie dywanów to dla Mendlemana nieustanne dążenie do doskonałości. Tworzenie wzorów bardzo często staje się dążeniem do odwzorowania wspaniałych misteriów przyrody, których Mendleman bywa świadkiem (np. w drodze na targ, kiedy obserwuje pierwsze promienie słońca). Bardzo często niuanse decydują o tym, czy rzemieślnik jest zadowolony z rezultatów swojej pracy, czy też nie. Każde niepowodzenie – co w tym przypadku oznacza odrzucenie dywanu przez Finlkera – jest bodźcem do jeszcze bardziej wytężonej pracy.
Podejście Mendlemana do własnej pracy nieodparcie kojarzy się ze znanymi słowami Martina Luthera Kinga, który podczas jednego za swoich oratorskich popisów powiedział: „Jeśli przyszło ci w życiu zamiatać ulice, zamiataj je tak, jak Michał Anioł malował obrazy. Zamiataj ulice tak, jak Beethoven komponował muzykę. Zamiataj ulice tak, jak Szekspir pisał poezję. Zamiataj ulice tak dobrze, że niebo i ziemia zatrzymają się, by powiedzieć: Tu żył wielki zamiatacz ulic, który dobrze wykonywał swoją robotę”. Taką właśnie filozofię pracy i życia wyznaje nasz bohater. Niestety zdarzenia, jakie stają się jego udziałem podczas tytułowego dnia targowego, bardzo poważnie podkopują jego wizję świata i pracy. W konfrontacji z nowymi regułami gry Mendleman wydaje się być na straconej pozycji. Jakość jego pracy przestaje mieć znaczenie dla potencjalnych kupców, którzy bardziej zainteresowani są niską ceną zakupu i możliwością zwiększenia zysku niż dbałością o warsztatową doskonałość sprzedawanych produktów. Co w tej sytuacji należałoby zrobić? Sprzeniewierzyć się dotychczasowemu etosowi pracy i zrezygnować z dbania o jakość tkanych dywanów, czy też w ogóle zrezygnować z tej pracy? Czy Mendleman będzie konsekwentny i rzeczywiście sprzeda krosno, tak jak zadeklarował w momencie najczarniejszej rozpaczy? Czy jednak wróci do tkania i odnajdzie spokój i ukojenie w hipnotyzującym rytmie pracy?
Hipnotyczną moc narracji Sturma wzmacniają świetne rysunki. Bardzo oszczędna, prosta i mocna kreska w połączeniu z raczej statycznymi kadrami pozwala skoncentrować się na odczuciach i refleksjach Mendlemana. Śledzenie wewnętrznego monologu załamanego tkacza i utożsamianie się z jego odczuciami ułatwia także dość mroczna kolorystyka. Cały komiks utrzymany jest w nieco sepiowych, przygaszonych kolorach, doskonale oddających specyfikę targowego życia u początków rewolucji przemysłowej. Dają tu o sobie znać fotograficzno-plastyczne inspiracje, o których autor mówi w podziękowaniach umieszczonych na końcu komiksu. Podczas lektury rzeczywiście można odnieść chwilami wrażenie, że przegląda się album z fotografiami ukazującymi bezpowrotnie utracony świat.
„Dzień targowy” wbrew pozorom można jednak uznać również za komiks opisujący naszą współczesną rzeczywistość. Konieczne jest jedynie jedno drobne uzupełnienie. Współczesny człowiek przeżywa taki dzień, jak stał się udziałem Mendlemana, niemal codziennie. Współczesność charakteryzuje się skrajnym brakiem stałych punktów odniesienia. To, co dziś wydaje się względnie pewne i stabilne, jutro może gwałtownie stracić na znaczeniu. Słowa klucze współczesności to elastyczność, kreatywność, podmiotowość. Za nimi kryje się narzucana nieustannie konieczność dostosowywania się – z uśmiechem przyklejonym do twarzy – do dynamicznie zmieniającej się rzeczywistości. Z dzisiejszej perspektywy etyka pracy reprezentowana przez Mendlemana nie ma racji bytu. Dziś trzeba być dynamicznym i kreatywnym, a wszelka powtarzalność, automatyzm czy też rytualizm stają się przedmiotem krytyki. Niestety w rezultacie króluje dziś bylejakość skrywana pod pancerzem retoryki wszechogarniającej kreatywności. Prawdziwa kreatywność i dążenie do doskonałości, którego ucieleśnieniem jest Mendleman, w dzisiejszym świecie uznana zostałaby przez „młodych, zdolnych, wykształconych” za przejaw schematyzmu i powtarzalności. Komiks Sturma – na tym polega jedna z wielu jego zalet – eksponuje jednostronność i schematyczność takiego sposobu myślenia i zmusza do refleksji m.in. o tym, co oznacza dziś praca.