To była jedna z najradośniejszych wiadomości tego roku: Będzie kontynuacja „Kota rabina”! Po dziewięciu latach przerwy Joann Sfar postanowił bowiem dopisać ciąg dalszy historii kota Mujruma, rabina Abrahama oraz jego pięknej córki Zlabii. Do Polski komiks ten trafił równo z wydaniem francuskim. I świetnie się stało, bo „Nie będziesz miał bogów cudzych przede mną” (niemal) dorównuje arcydzielnej „Bar micwie”.
Centrum (kociego) Wszechświata
[Joann Sfar „Kot Rabina #6: Nie będziesz miał bogów cudzych przede mną” - recenzja]
To była jedna z najradośniejszych wiadomości tego roku: Będzie kontynuacja „Kota rabina”! Po dziewięciu latach przerwy Joann Sfar postanowił bowiem dopisać ciąg dalszy historii kota Mujruma, rabina Abrahama oraz jego pięknej córki Zlabii. Do Polski komiks ten trafił równo z wydaniem francuskim. I świetnie się stało, bo „Nie będziesz miał bogów cudzych przede mną” (niemal) dorównuje arcydzielnej „Bar micwie”.
Joann Sfar
‹Kot Rabina #6: Nie będziesz miał bogów cudzych przede mną›
Gwoli ścisłości: dziewięć lat na kontynuację jednej ze sztandarowych serii Joanna Sfara czekać musieli czytelnicy francuscy (i zachodnioeuropejscy). Dla Polaków czas oczekiwania był o wiele krótszy, wszak od publikacji zbiorczej edycji pierwszych pięciu albumów „
Kota rabina” minęły niespełna dwa lata. Mimo to radość z ciągu dalszego komiksu jest wśród wielbicieli cyklu zapewne równie wielka nad Wisłą i Odrą, jak nad Loarą i Sekwaną. Głównie z jednego powodu – chyba nikt się nie spodziewał, że Sfar jeszcze kiedyś wróci do tych bohaterów. Przecież poprzednie tomy ukazywały się w zdecydowanie krótszych odstępach czasu – pomiędzy styczniem 2002 a grudniem 2006 roku. Najważniejsze jednak, że Sfar zdecydował się „wskrzesić” sympatycznych bohaterów – kota Mujruma, rabina Abrahama i jego córkę Zlabię - bez których świat komiksu frankofońskiego byłby zdecydowanie uboższy.
Każda z poprzednich części stanowiła zamkniętą całość. Rozpoczęte wcześniej wątki rzadko były kontynuowane. Jedyne realne zmiany, jakie zachodziły w fabule, dotyczyły w zasadzie jedynie Zlabii, która poznała przysłanego przez wspólnotę żydowską z Paryża młodego rabina Jules’a (co miało miejsce w „
Malce Lwim Królu”), by następnie zostać jego małżonką. W kolejnych tomach, zwłaszcza zaś w czwartym w kolejności „Raju na Ziemi” i piątej „Afrykańskiej Jerozolimie”, Sfar starał się nasycić fabułę wątkami mistycznymi i profetycznymi; stąd podróż z Malką i jego lwem po Afryce Północnej, jak również wyprawa do Etiopii w poszukiwaniu czarnoskórych potomków królowej Saby i króla Salomona. W ostatniej odsłonie autor „odleciał” już tak bardzo, że przekonanie o zakończeniu serii w tym właśnie miejscu było powszechne. Bo cóż jeszcze bardziej abstrakcyjnego mógłby wymyśleć Francuz o żydowsko-algierskich korzeniach? A jednak!
Po prawie dekadzie historia kota Mujruma zatoczyła bowiem wielkie koło. Joann powrócił do punktu wyjścia, czyli do Algierii – do domu rabina i jego córki (w tej chwili już mężatki), w którym rozgrywała się akcja pierwszej odsłony cyklu. Całkiem prawdopodobne, że ten obrót o trzysta sześćdziesiąt stopni stał się właśnie nie tyle przyczynkiem do dopisania epilogu, co zupełnie nowym otwarciem. Choćby i kolejnego komiksowego pięcioksięgu. Wszak od strony fabularnej i – nazwijmy to w ten sposób – ideologiczno-religijnej album zatytułowany „Nie będziesz miał bogów cudzych przede mną” pod wieloma względami przypomina „
Bar micwę”. Raz, że Mujrum ponownie toczy z Abrahamem filozoficzne dysputy na temat wiary żydowskiej i bywa przy tym bardzo sarkastyczny; dwa, że wciąż okazuje względy Zlabii, marząc nawet o tym, aby „mieć z nią małe”. Niestety, na obu polach sympatyczny futrzak ponosi klęskę. Jego ukochana zachodzi w ciążę z mężem, a rabin przyjmuje to jak najnormalniejszą rzecz w świecie. Nie do pomyślenia, prawda?
Cała fabuła oparta jest na relacjach Mujruma z Abrahamem i Zlabią, choć oczywiście mają one zupełnie inny podtekst. Jules, mąż Zlabii, jest jedynie postacią drugoplanową, z punktu widzenia kota – zawalidrogą, który odciąga panią od niego, sprawia, że Mujrum nie otrzymuje takiej porcji pieszczot, jaka mu się należy. W tym kontekście możecie domyśleć się, jak kot potraktuje pojawienie się na świecie dziecka! To skłania go do podjęcia radykalnych kroków, które mogą wywrócić całe jego życie do góry nogami. Czy rzeczywiście wywrócą? Kto zna kocią naturę – może sobie na to pytanie odpowiedzieć od razu. Ale nawet znając odpowiedź, warto zajrzeć do komiksu Sfara, bo przecież to, co najważniejsze, odbywa się w nim w sferze werbalnej. Dowcipne dialogi (zwłaszcza te prowadzone pomiędzy zwierzakiem a rabinem) i wewnętrzne przemyślenia Mujruma (nierzadko ironiczne, złośliwe, ale i zaskakująco głębokie) są motorem napędowym dziełka, które swój tytuł zawdzięcza pierwszemu przykazaniu Dekalogu.
Jak niemal wszystko, co odnosi się do Pisma Świętego, tak i ten tytuł należy rozumieć symbolicznie. A ta symbolika zmienia się w zależności od tego, czyimi oczyma spojrzymy na wydarzenia. Przynoszący więcej satysfakcji, choćby dlatego, że dużo bardziej obrazoburczy, jest punkt widzenia Mujruma. Dla kota on sam jest „bogiem”, a takie podejście do spraw życiowych, musi prowadzić do wielu słodko-gorzkich, zabawnych, ale i smutnych sytuacji i konstatacji. Które notabene zostają przenikliwie spuentowane przez Sfara w retorycznym pytaniu, jakie kot zadaje sam sobie: „A jeśli to nie ja jestem centrum wszechświata?”. Przyszłość przynosi na nie odpowiedź. A przy okazji Mujrum, ponownie przeżywający sporo mniej lub bardziej niebezpiecznych przygód, zdobywa wiedzę na temat innych istotnych dla istot myślących zagadnień. Na przykład… miłość. Aby poznać jej magiczny wymiar, musi przy okazji przekonać się, jak bardzo potrafi być ona krucha. Lecz z drugiej strony dowiaduje się także, ile miłość przydaje sił – zarówno temu, który kocha, jak i temu, który jest kochany.
Graficznie Sfar nie zmienił nic. „Nie będziesz miał bogów cudzych przede mną” jest utrzymane w identycznej stylistyce, co części powstałe dekadę wcześniej. Gdy dodamy do tego jeszcze inne opublikowane w naszym kraju dzieła Francuza, jak chociażby „
Wampira” (2001-2003) bądź „
Małego księcia” (2008), przekonamy się, że ta mocno bajkowa stylizacja, z „pływającym”, niemal psychodelicznym tłem, to stały element jego wizualnej poetyki, w którą idealnie wpisuje się również bardzo charakterystyczne liternictwo. Uwagę przykuwa także bijąca po oczach kolorystyka albumu, podrasowana ostrym słońcem Maghrebu (mimo że trafiają się również sceny w deszczu). Na tle wyrazistych barw odbija się szare umaszczenie głównego bohatera, czyli Mujruma. Uwierzcie jednak, że – wbrew pozorom – to zdecydowanie najbarwniejsza postać całej serii. Jej motor napędowy. Bez jego wątpliwości i wynikających z niej przemyśleń nie byłoby tego cyklu. A wtedy świat komiksu byłby dużo uboższy…