Atak z Marsa [Jonathan Hickman, Adam Kubert, Jerome Opeña „Avengers. Świat Avengers” - recenzja]Esensja.pl Esensja.pl Kolejna seria, w której pojawiają się Avengersi, startuje w ramach cyklu „Marvel Now!”. Tym razem jednak, przynajmniej w warstwie fabularnej, za którą odpowiada Jonathan Hickman, ma ona ambicje nieco różnić się od wielu wcześniejszych. Znacznie więcej w niej rozważań natury filozoficzno-religijnej, których nie powstydziłby się nawet twórca „Sandmana”.
Atak z Marsa [Jonathan Hickman, Adam Kubert, Jerome Opeña „Avengers. Świat Avengers” - recenzja]Kolejna seria, w której pojawiają się Avengersi, startuje w ramach cyklu „Marvel Now!”. Tym razem jednak, przynajmniej w warstwie fabularnej, za którą odpowiada Jonathan Hickman, ma ona ambicje nieco różnić się od wielu wcześniejszych. Znacznie więcej w niej rozważań natury filozoficzno-religijnej, których nie powstydziłby się nawet twórca „Sandmana”.
Jonathan Hickman, Adam Kubert, Jerome Opeña ‹Avengers. Świat Avengers›Avengersi – w jakiej by konfiguracji nie występowali – zawsze kojarzyć się będą przede wszystkim z akcją. Tak jest w albumach publikowanych w Wielkiej Kolekcji Komiksów Marvela; taki też charakter ma jedna z serii wydawanych w ramach zainaugurowanego nie tak dawno przez Egmont cyklu „ Marvel Now!”. Z dziełem amerykańskiego scenarzysty Jonathana Hickmana (między innymi specjalisty od Fantastycznej Czwórki i właśnie Mścicieli) może być jednak trochę inaczej. Co zdaje się już zapowiadać tom zatytułowany „Świat Avengers”. Oprócz doskonale znanych części składowych superbohaterskiego uniwersum, pojawiają się w nim bowiem także elementy charakterystyczne dla innych twórców komiksowych, tych z nieco wyższej – przynajmniej dla części krytyków – półki, jak Brytyjczycy Neil Gaiman (vide „ Sandman”), Alan Moore („ Strażnicy”) czy Mike Carey („ Lucyfer”). We wspomnianym albumie zebrano pierwszych sześć zeszytów serii, które pierwotnie ukazywały się od lutego do kwietnia 2013 roku. Za fabułę wszystkich (także kilkudziesięciu następnych) odpowiada Hickman, zmieniali się natomiast rysownicy. Ale do nich przejdziemy później. W momencie zawiązania akcji grupa Mścicieli praktycznie nie istnieje. Rozeszły się ich drogi, świat zaś musiał nauczyć się funkcjonowania bez swoich obrońców. Przychodzi jednak taki moment, kiedy Tony Stark (Iron Man) i Steve Rogers (Kapitan Ameryka) muszą podjąć kolejne wyzwanie. Jest ono tak poważne, że we dwójkę najprawdopodobniej nie daliby sobie rady. Chcąc nie chcąc, muszą więc zebrać kolejną ekipę i wraz z nią wyruszyć na Marsa. Dlaczego właśnie tam? Ponieważ na Czerwonej Planecie zaczyna dziać się coś bardzo niepokojącego, co w najbliższej przyszłości może zagrozić bezpieczeństwu Ziemi. Pojawiają się na niej tajemnicze stworzenia: Aleph, Ex Nihilo i Abyss (ich imiona są oczywiście jak najbardziej znaczące). Aleph (słowo to oznacza pierwszą literę w alfabetach pochodzenia semickiego) to Ogrodnik, przedstawiciel rasy stworzonej przez Budowniczych, najstarsze istoty w kosmosie. Przed wiekami Budowniczowie rozpoczęli ekspansję we Wszechświecie; polegała ona nie tylko na tworzeniu nowych, pasujących do ich koncepcji, światów, ale również na niszczeniu tych, które nie rokowały nadziei. Ogrodnicy byli więc odpowiedzialni także – a może głównie – za destrukcję. Choć zdarzało im się także odnajdywać światy zasługujące na istnienie i dalszą ewolucję. Dokonawszy takiego odkrycia, Aleph – ten konkretny, przywołany przez Hickmana – stworzył swoich pomocników: Ex Nihilo (Coś z Niczego) oraz jego siostrę Abyss (Otchłań). Teraz we trójkę przemierzają Wszechświat i zmieniają jego kształt. Kolejnym ich celem ma być Ziemia. Niebieskiej Planecie grozi zatem, jeśli nie całkowite unicestwienie, to przynajmniej terraformacja – w każdym razie jedno i drugie zakończy na niej życie, jakie znano dotychczas. Jedynymi, którzy mogą przeciwstawić się tajemniczym „najeźdźcom z kosmosu”, są Avengersi. Najpierw jednak trzeba ich zebrać i nakłonić do współpracy. Iron Man i Kapitan Ameryka sięgają po najdalsze odwody, ba! nakłaniają do wstąpienia w szeregi Mścicieli również nowych superbohaterów. W efekcie plansze komiksu w ekspresowym tempie zaludniają się postaciami w trykotach – tymi doskonale znanymi (jak Thor, Wolverine, Spider-Man czy Kapitan Marvel), jak i stojącymi zazwyczaj na uboczu, by nie rzec: z drugiej ligi (Falcon, Shang-Chi, Cannonball, Sunspot, Manifold, Spider-Woman). Gdy jednak Ziemi grozi zagłada, nie ma co wybrzydzać. Hasło: „Wszystkie ręce na pokład!” staje się boleśnie aktualne. Jonathan Hickman z jednej strony nasyca „Świat Avengers” tym, co dla serii najistotniejsze, a więc akcją i przygodą, z drugiej – hojną ręką „rozdaje” pod uwagę czytelnika rozważania natury filozoficzno-religijnej, których nośnikami są Aleph i Ex Nihilo. Padają więc pytania o sens stworzenia (czy raczej Stworzenia, bo przecież odniesienia do biblijnej księgi Genesis są aż nadto oczywiste), istotę człowieczeństwa, a nade wszystko – odpowiedzialność boga (względnie bogów) za swoje dzieło. I chociaż wynurzenia te skutecznie spowalniają tempo akcji, należą do najciekawszych fragmentów komiksu, a przynajmniej jego trzech pierwszych rozdziałów. W trzech kolejnych scenarzysta przenosi akcję – a przynajmniej jej najistotniejszy wątek – na Ziemię, wplatając przy okazji w fabułę motywy nawiązujące – w mniej lub bardziej świadomy sposób (trudno to ocenić) – do filmów Ridleya Scotta „ Obcy – ósmy pasażer Nostromo” (1979) oraz „ Prometeusz” (2012). I nie chodzi tu wcale o kontakt z krwiożerczą bestią z kosmosu; amerykański scenarzysta skupia się na czym innym – pytaniach skąd pochodzi życie i co (jaka siła) sprawia, że podlega ono ewolucji. Udzielona przez autora odpowiedź wcale nie musi wydawać się satysfakcjonująca, ale na pewno skłania do refleksji. Za rysunki w pierwszym (zbiorczym) tomie cyklu odpowiada dwóch grafików. Rozdziały od pierwszego do trzeciego zilustrował Filipińczyk Jerome Opeña (mający na rozkładzie takich bohaterów, jak Wolverine, Punisher i Deadpool), a od czwartego do szóstego – Amerykanin Adam Kubert (syn Joego i brat Andy’ego). Stylistycznie różnią się one znacząco. Opeña preferuje styl wizualnie bliższy malarstwu, nie tak odległy od tego, co prezentuje jeden z nadwornych rysowników Gaimana, Dave McKean. Dlatego też świetnie sprawdza się w kreowaniu kadrów nasyconych symboliką religijną, statycznych i pełnych patetyzmu. Z kolei Kubert, którego plansze są bardziej tradycyjne (oczywiście w odniesieniu do opowieści o superbohaterach), znacznie lepiej czuje się w częściach nasyconych akcją, dynamicznych i dramatycznych. Choć całkiem możliwe, że gdyby ilustratorom przyszło zamienić się rolami, wypadliby równie interesująco. Należy jednak wierzyć Hickmanowi, że wiedział, co robi, kiedy stworzone przez siebie rozdziały oddawał Opeñi i Kubertowi w takiej właśnie kolejności. Cóż, kolejna seria o Mścicielach zapowiada się nad wyraz ciekawie. W każdym razie na pewno warto czekać na kontynuację „Świata Avengers” – album „Ostatnie białe zdarzenie”. 
|