„Ognie Askellu: Cudowny Balsam”, „Przygody Kleksa: Złoto Alaski”, „ApokalipsoMania: Barwy Widmowe”, „ApokalipsoMania: Eksperyment IV”, „EDEN: It’s an Endless World!”, „Vlad: Igor, mój brat”, „Pieśń strzyg: Cienie”, „Thorgal: Miasto zaginionego boga”, „Kasta Metabaronów: Praprababka Honorata”, „Kasta metabaronów: Pradziad Aghnar”, „Usagi Yojimbo: Pory roku”, „Anachron: Powrót bestii”, „Gail: Legowisko żmij”, „Cygan: Białe skrzydło”, „Jeż Jerzy: Wróg publiczny”, „Garfield: Wspaniały kochanek”, „Wieczna wolność: Inna wojna”, „Orient Men – Forever Na zawsze”
„Ognie Askellu: Cudowny Balsam”, „Przygody Kleksa: Złoto Alaski”, „ApokalipsoMania: Barwy Widmowe”, „ApokalipsoMania: Eksperyment IV”, „EDEN: It’s an Endless World!”, „Vlad: Igor, mój brat”, „Pieśń strzyg: Cienie”, „Thorgal: Miasto zaginionego boga”, „Kasta Metabaronów: Praprababka Honorata”, „Kasta metabaronów: Pradziad Aghnar”, „Usagi Yojimbo: Pory roku”, „Anachron: Powrót bestii”, „Gail: Legowisko żmij”, „Cygan: Białe skrzydło”, „Jeż Jerzy: Wróg publiczny”, „Garfield: Wspaniały kochanek”, „Wieczna wolność: Inna wojna”, „Orient Men – Forever Na zawsze”
Tomasz Sidorkiewicz [50%]
Wdzięki Nocnej Cybil
Askell to wodny świat, gdzie ludzie żyją na nielicznych archipelagach. Tam właśnie, od wyspy do wyspy, kursuje statek-scena Nocnej Cybil…
Autorów „Ogni Askellu” polscy czytelnicy znają już z ich sagi o „Trollach z Troy”. Tym razem Egmont prezentuje kolejną serię fantasy, która powstała przed pełnymi rubasznego humoru przygodami trolli. Scotch Arleston (scenariusz) i Jean-Louis Mourier (ilustracje) atrakcją cyklu, którego akcja rozgrywa się wśród archipelagów Askellu, postanowili uczynić parę damskich piersi.
Egmont powoli zaczyna wydawać komiksy, w których istotną rolę odgrywa erotyka. Jej namiastka, którą odnaleźć można było we wcześniejszych „Drapieżcach”, „Gwieździe pustyni” czy choćby w „Szninklu” zostały dobrze przyjęte przez publiczność. Teraz erotyka atakuje co najmniej z połowy stron komiksu. Coraz śmielsze sceny erotyczne na szczęście nie przesłaniają fabuły. Niestety, ta jest zupełnie bez rewelacji. Klasyczna grupa bohaterów – w składzie: siłacz, poeta, piękność, chłopiec i złodziej – przedstawiona w klasycznych sytuacjach. Autorzy prowadzą „drużynę” z jednych sytuacji w drugą – tu piękna tancerka albo znajdzie się w tarapatach, albo będzie miała okazję zaprezentować swoje wdzięki… Historia powoli brnie do przodu, tancerka pokazuje, co może, a czytelnik zastanawia się, dokąd to wszystko zmierza. Niestety się nie dowie. Komiks kończy się cliffhangerem. Pozostaje oczekiwanie na ulubiony Ciąg Dalszy. W przygotowaniu kolejne części cyklu (co najmniej dwie).
Technika rysowania Mouriera zmienia się. Znany czytelnikom „Trolli z Troy” ołówek i tusz zostały zamienione na farbki. W ten sposób rysownik pozornie uatrakcyjnia przedstawiany świat (i jedną z bohaterek); w efekcie bowiem postacie z pierwszego planu otrzymują bardziej przestrzenny wygląd, a ci drugoplanowi zostają potraktowani kilkoma maźnięciami pędzelka.
„Ognie Askellu” to pozycja adresowana do fanów erotyki w komiksie (choć nie na miarę Serpiriego czy Manary), błahych historii fantasy i malowanych komiksów.
Przygody niebieskiego Indianina
Szarlota Pawel to ewenement w historii polskiego komiksu. Jest to chyba jedyna kobieta z powodzeniem tworząca historyjki obrazkowe. I trzeba przyznać, że stworzyła ich nie mało. Tym większa chwała Egmontowi, że wznawia je w serii „Klasyka Polskiego Komiksu”.
„Przygody Kleksa – Złoto Alaski” to już drugi album z przygodami trójki przyjaciół – Jonki, Jonka i Kleksa. Zawiera on dwa opowiadania. Tytułowe „Złoto Alaski” to nawiązująca do powieści Londona historia o poszukiwaczach złota. Korzystając z magicznej mocy wyobraźni Kleks przenosi siebie i swoich przyjaciół na dziewiętnastowieczną Alaskę, gdzie wszyscy zapadają na gorączkę złota. Jest tu praktycznie wszystko czego miłośnik Londona może oczekiwać: typy spod ciemnej gwiazdy, poszukiwacze złota, śnieg i mróz, traperzy, psie zaprzęgi, watahy wilków itp.
„Złoto Alaski” to jedna z późniejszych opowieści o Kleksie. Podobnie jak „Pióro kontra flamaster” charakteryzuje się ona spójnym i przemyślanym scenariuszem. Także w warstwie graficznej „Złoto Alaski” ma dużo bardziej czytelny układ rysunków niż wcześniejsze przygody Kleksa, zwłaszcza te z lat siedemdziesiątych.
Drugą historyjką w omawianym albumie są „Wspomnienia z wakacji”. Komiks zaczyna się niewinnie wyjazdem na obóz harcerski, kończy kosmiczną odyseją. Jednakże jest to zlepek kilku epizodów, tylko przypadkiem rozgrywających się w trakcie wakacyjnego wyjazdu. Nie jest to bynajmniej zarzut. Największą zaletą historii o Kleksie jest ich prostota, wręcz naiwność, dzięki którym zyskały one w swoim czasie olbrzymią sympatię młodszych czytelników „Świata Młodych”. Tutaj nawet czarny charakter (np. Hooligan) nie jest do końca zły. Trudno powiedzieć, jak współczesne dzieciaki przyjmą trzydziestoletniego już Kleksa. Konkurencja jest duża: Sprytek, Iznogud, Kid Paddle. Ale jeśli nadal marzą o przygodach na pirackim galeonie, wyprawie przez dżunglę, podróży przez śniegi Alaski, to nie ma lepszego przewodnika niż Kleks.
Dwie uwagi techniczne. Po pierwsze, wydawcy najprawdopodobniej uciekły co najmniej dwie strony „Złota Alaski”, chyba że pięcioro harcerzy zamieniło się w jedną Plum (strony 6 i 7). Po drugie, trochę szkoda, że „Wspomnienia z wakacji” – drukowane w „Świecie Młodych” w formacie zbliżonym do A4 – zostały tutaj zmniejszone (podobnie zresztą jak „Szalony wynalazca” oraz „Szukajmy ciotki Plopp” w poprzednim albumie). Razem z dosyć skomplikowanym układem kadrów powoduje to, że odbiór tej historyjki może być utrudniony.
Niezależnie od tych drobnych uwag, polecam „Złoto Alaski” zarówno tym, którzy wychowali się na „Świecie Młodych” jak i tym, którym tamte czasy wydają się równie odległe jak wojna rosyjsko-japońska.
Tomasz Sidorkiewicz [50%, 30%]
Opowieść o człowieku, który rozwiązał problem normalizacji teorii skali nieablowskich o lokalnej symetrii
Ubranemu w dwudziestowieczną odzież mężczyźnie udaje się uniknąć stratowania dwukonnym zaprzęgiem. Po krótkim spacerze trafia on do Wersalu. Wszystko wskazuje na to, że znalazł się w czasach Ludwika XIV. Rozgląda się po okolicy i zaczyna się śmiać. „Cha, cha! Cóż za osiągnięcie… Pokonać bogów i znaleźć się na dworze Króla Słońce!”. Po chwili bywalcy pałacu widzą tego nietypowo ubranego osobnika, klęczącego na podłodze i krzyczącego: „Wiecie, co mi zawdzięczacie? Ocaliłem świat! OCALIŁEM ŚWIAT!”. Komentarz w okienku komiksowym: „To była prawda”. W kolejnych tomach serii komiksowej „ApokalipsoMania” będziemy mogli śledzić wydarzenia, które doprowadziły do powyższej sytuacji. Na czwartej stronie komiksu przenosimy się już do Afryki. Mamy rok 2009. Pozostaniemy tu przez jakiś czas.
Tom pierwszy, „ApokalipsoMania: Barwy Widmowe”, skupia się na kilku epizodach związanych z pojawieniem się na kuli ziemskiej czterech tajemniczych słupów światła i krwiożerczych istot im towarzyszących. Pojawia się też bohater, którego poznaliśmy na początku. Tym razem mamy okazję wspólnie z nim stawić czoła wyzwaniu w świetle jupiterów. Ma rozegrać symultanicznie 30 partii szachów. Żeby nie było za łatwo, organizatorzy turnieju narzucają mu kilka dodatkowych utrudnień, takich jak opaska na oczy czy wymóg zapamiętywania podawanych przez przeciwników fraz. Oczywiście wszystkie partie kończą się wygraną naszego bohatera, a czytelnicy już wiedzą, z kim mają do czynienia. Przed nimi Jacob Kandahar – najinteligentniejszy człowiek świata (jak sam o sobie mówi).
„Barwy Widmowe”, jak na początek cyklu przystało, wprowadzają głównych bohaterów i ogólny opis świata. Ilustracje to standardowe, „europejskie” rzemiosło. Rysunki pozbawione są jakichkolwiek cech charakterystycznych autora, nie wyróżniają się niczym spośród wielu innych realistycznych produkcji. Wśród kolorowanych ręcznie ilustracji wybija się sekwencja pojedynku szachowego przedstawiona w postaci 64 kadrów wpisanych w kolejne pola szachownicy. Kilka tajemniczych zjawisk towarzyszących słupom światła, przeładowane tekstem dymki i nachalne wpieranie czytelnikom, jakiż to Jacob Kandahar jest genialny. Nie lubimy zadufanych w sobie geniuszy. Ciężko też polubić ten komiks – przegadany i niewiele wnoszący.
Już na samym początku drugiego tomu, zatytułowanego „Eksperyment IV” nasz geniusz prezentuje (na zasadzie
deus ex machina) kilka rewelacji na temat słupów światła. Rewelacji, na które powinno wpaść dowolne, wyspecjalizowane biuro badawcze w ciągu kilku minut od pojawienia się fenomenu. Oczywiście nie udaje mu się to, a obowiązek wyjawienia tajemnicy słupów przypadnie Kandaharowi. Drugi tom „ApokalipsoManii” to w dalszym ciągu powolne brnięcie przez tajemnice, kilka ciekawostek na temat obcych i roli świetlistych słupów oraz spotkanie niezależnych bohaterów z części pierwszej. Oczywiście czeka nas również nieodzowne zawieszenie bohaterów w dramatycznej sytuacji pod koniec zeszytu.
Kłopot z geniuszami polega na tym, że ich geniusz ciężko scenarzystom przedstawić w sposób wiarygodny. Tu również się to nie udało. Tym bardziej, że w komiksie roi się od nielogiczności i uproszczeń. Bo czy można stworzyć adres internetowy zawierający w sobie litery łacińskie i greckie? Do sytuacji przedstawionej na pierwszych stronach „Barw Widmowych” jeszcze daleko. Autorzy właśnie pracują nad piątym tomem cyklu…