Wojciech Gołąbowski [60%]
Jak wskazuje tytuł
Po roku Egmont wznowił wydawanie tomików czarno-białych pasków komiksowych z Garfieldem w roli głównej. Pocięte na kadry i ustawione w postaci schodkowej historyjki z lat 1981-82 pozostają wciąż aktualne – w końcu koty niewiele się zmieniły przez te dwadzieścia parę lat…
O dziwo, tym razem tytuł tomiku ma coś wspólnego z jego zawartością. A przynajmniej z jego częścią. Początkowe paski opowiadają o trudnej znajomości (miłości?) ze smukłą kotką Arleną… W następnych nasz tłuścioch rozpościera swe uczucia także na Odiego (tak, tak!) i Jona. Ze wzajemnością pała uczuciem także do babci swego pana.
Historie o wspinaniu się na drzewa (czasami razem z Odim), próbach chodzenia ze smyczą i w sweterku, występu w reklamie kociego żarcia, nocnych występów na płocie czy podrywaniu pani weterynarz przez Jona (uwaga: dostał całusa!) przeplatane są różnymi jednoaktówkami – czasem po prostu zabawnymi, czasem kryjącymi głębszą myśl.
I tylko cały czas nurtuje mnie jedna myśl: kto tak uparcie miesza owe paski niechronologicznie i w jakim celu?
Cytat albumu: „Teraz już nie robią babć takich jak kiedyś.”
Zupełnie inna wojna
Cykl „Wieczna wolność” jest adaptacją powieści Joe Haldemana pod tym samym tytułem i jednocześnie kontynuacją serii komiksowej „Wieczna wojna”, która z kolei była adaptacją wcześniejszej powieści Haldemana o tytule …"Wieczna wojna”. Skomplikowane? Niekoniecznie. Innymi słowy – Joe Haldeman napisał dwie powieści umiejscowione w tym samym wszechświecie – doskonałą, nagradzaną najbardziej prestiżowymi nagrodami „Wieczną wojnę” i wyraźnie słabszą „Wieczną wolność. Natomiast obydwie na komiksowe plansze przeniósł Marvano. Z wydanym obecnie albumem „Inna wojna” mamy osobną historię. Opisując wydarzenia bezpośrednio poprzedzające fabułę książki „Wieczna wolność” opiera się na niezależnym opowiadaniu Haldemana „Osobna wojna” („Separate war”), które z kolei rozwija w dłuższą opowieść temat w „Wiecznej wolności” jedynie zasygnalizowany. Niestety, podobnie jak w przypadku pierwowzorów, wszystko wskazuje na to, że również komiksowa kontynuacja będzie wyraźnie ustępować pierwowzorowi…
Seria, o której
piszę w innym miejscu, opisuje w konwencji hard sci-fi historię ponad tysiącletniej wojny jaką toczyli ludzie z obcą rasą, nazywaną (w zależności od tłumaczenia) Bykrianami, Taurańczykami, bądź Bykarianami (w oryginale – Taurans).
„Inna wojna” obejmuje okres wydarzeń, który pojawiał się już w „Wiecznej wojnie” (konkretnie w albumie „Major Mandella”), ale widziany innymi oczyma, w innej części Wszechświata. Opisuje ona wojenne losy Marygay Potter od momentu rozstania się z bohaterem „Wiecznej wojny” Williamem Mandellą, aż do zakończenia wojny (ponieważ o tym, że wojna się już zakończyła wiemy z poprzedniego cyklu, nie zdradzam tu chyba wielkiej tajemnicy). Podobnie jak Mandella, Marygay odkrywa istotę tej wojny i po jej zakończeniu osiada na spokojnej planecie, gdzie postanawia czekać na swego ukochanego. Końcówka albumu jest odzwierciedleniem końcówki „Wiecznej wojny”. Nowa historia zacznie się wraz z drugą częścią.
Niestety „Inna wojna” okazała się dużym rozczarowaniem. Marvano, który znakomicie uchwycił klimat prozy Haldemana w „Wiecznej wojnie”, tym razem zagubił gdzieś wszystko to, co decydowało o wcześniejszym sukcesie. Historia opowiedziana w komiksie jest prostą opowieścią w konwencji space opera. Całkowicie zaginęło gdzieś antywojenne przesłanie. Ogromny regres widać również od strony graficznej – pomimo dużo lepszego od dawnego polskiego wydania poziomu poligrafii, rysunek mocno rozczarowuje. Znikła gdzieś dynamiczna kreska, ostra kolorystyka, pomysłowe kadrowanie. Album wydaje się być uproszczony, złagodzony, słowem: płaski. Co gorsza, Marvano nie próbuje nawet nawiązywać w wielu miejsca do przyjętych w poprzednich częściach projektach – Bykrianie/Bykarianie/Taurańczycy (co tłumacz to inny pomysł) zupełnie nie przypominają humanoidalnej rasy, z którą walczył William Mandella, stając się dziwacznym skrzyżowaniem owadów i ssaków. Człowiek, czyli jednolity ludzki klon jest też zupełnie inny niż Kahn – znany z „Wiecznej wojny” pierwowzór owego klona.
Rozczarowuje również fabuła. Marvano nie może się zdecydować, czy kieruje ją do ludzi znających „Wieczną wojnę”, czy też nie. Z jednej strony zaczyna opowieść w momencie dla czytelnika dość przypadkowym, w trakcie trwania wojny, nie dając mu zrozumieć kim jest Marygay Potter i co ją właściwie łączy z Williamem Mandellą, ale z drugiej strony poświęca 3 plansze na historię skoków kolapsarowych i kolejne 3 plansze na opisanie zasad działania pola stasowego, które pole zostało już dokładnie przedstawione w „Wiecznej wojnie"…
Pozostaje mieć nadzieję, że następna część, której akcja powinna już mieć miejsce na planecie Medius po rozpoczęciu nowego życia przez Williama i Marygay, będzie lepsza.
Na koniec drobna uwaga do wydawcy: nie każdy czytelnik zapewne zna język angielski i motto powinno być jednak przetłumaczone na polski.
Przygody zebrane
Orient Men po raz pierwszy pojawił się w 1977 roku w magazynie opowieści rysunkowych „Relax”. Na łamach pisma ukazały się zaledwie trzy historyjki. W latach 80. XX wieku Orient Men powrócił w komiksie o wiele mówiącym tytule „Na co dybie w wielorybie czubek nosa Eskimosa”, w którym nasz bohater nieudolnie reperuje zimny kaloryfer należący do pewnego Eskimosa Grenlandzkiego, co wywiera znaczący wpływ na jego dalsze losy. W 2002 roku Orient Men pojawił się na krótko w „Świecie Komiksu”. Obecnie możemy podziwiać wszystkie jego przygody zebrane w albumie „Orient Men – Forever Na zawsze”, wraz z pracami nigdzie dotąd nie publikowanymi.
Albumie „Orient Men – Forever Na zawsze” stanowi niezwykle cenny zbiór dla miłośników klasyki polskiego komiksu. Stanowi przekrój przez dotychczasowe przygody OrientMena – od pierwszych, nieśmiałych, poprzez kultowe problemy z Eskimosem i jego kaloryferem, aż po najnowsze, inspirowane wolnym rynkiem i kulturą masową historie osadzone w nowej rzeczywistości społeczno politycznej. Album ten pokazuje również ewolucję rysunku i poczucia humoru Baranowskiego. W pierwszych komiksach z Orient Menem, rysunki były duże i z dużą ilością „światła”, a twórca dopiero przedstawiał swojego bohatera. Później, kiedy Orient Men ujawnił już swój potencjał, rolę wprowadzającą przejęły streszczenia poprzednich odcinków, odpowiednio spreparowane „propagandowo” w zależności od okoliczności. W „Na co dybie w wielorybie czubek nosa Eskimosa”, mamy dużo rysunków, plansze są gęsto zarysowane, a w dymkach jest sporo tekstu. Najnowsze przygody graficznie bliższe są już „Przygodom Praktycznego Pana”, stanowiąc złoty środek.
Najważniejszym elementem przygód Orient Mena jest humor. Jasna sprawa. Momentami jest to humor sytuacyjny, ale głównie językowy. Baranowski wykorzystuje chyba wszystkie możliwe wieloznaczności języka polskiego. Kto może zmierzyć się z bykiem (ortograficznym)? Tylko nieustraszony, wybitny, słynny torreador, Alfonso Manuel Kartoflez y Banderolez, dziwnym nie jest. Nietrudno się więc domyśleć, z czego piją herbatę kosmici, którzy przybyli na ziemię w latającej filiżance.
Humor w Orient Menie również ewoluował przez lata. Najnowsze odcinki z lat 90. są zdecydowanie inne od tych z wcześniejszego okresu. Nie brak tutaj specyficznego, abstrakcyjnego humoru, jednakże historyjki są bardziej osadzone w rzeczywistości kultury masowej, gospodarki wolnorynkowej i demokracji. Sporo tutaj odniesień do filmów, polityki. A „Bajka o Postkapturku” jest tego koronnym przykładem. Orient Men zawsze śmieszył i zapewne długo jeszcze nie przestanie. Nie można się jednak oprzeć wrażeniu, że to bohater z innej epoki, który na początku XXI wieku czuje się nieco zagubiony.
Album „Orient Men – Forever Na zawsze” stanowi fenomenalne źródło dla miłośników klasyki polskiego komiksu.