Mimo olbrzymiego sukcesu Grzegorza Rosińskiego i nieco mniejszego Zbigniewa Kasprzaka oraz Bogusława Polcha, którzy przetarli szlaki polskim rysownikom chcącym robić karierę w Europie zachodniej bądź Stanach Zjednoczonych, niewielu idzie w ich ślady. Jednym z tych nielicznych jest Piotr Kowalski, współautor – wraz ze scenarzystą Joe Caseyem – superbohaterskiej (i przy okazji mocno przyprawionej erotyką) serii „Sex”.
Superbohater ze sterczącym prąciem
[Joe Casey, Piotr Kowalski „Sex #1: Letnie uniesienia” - recenzja]
Mimo olbrzymiego sukcesu Grzegorza Rosińskiego i nieco mniejszego Zbigniewa Kasprzaka oraz Bogusława Polcha, którzy przetarli szlaki polskim rysownikom chcącym robić karierę w Europie zachodniej bądź Stanach Zjednoczonych, niewielu idzie w ich ślady. Jednym z tych nielicznych jest Piotr Kowalski, współautor – wraz ze scenarzystą Joe Caseyem – superbohaterskiej (i przy okazji mocno przyprawionej erotyką) serii „Sex”.
Joe Casey, Piotr Kowalski
‹Sex #1: Letnie uniesienia›
Czy pochodzącemu z Warszawy Piotrowi Kowalskiemu dane będzie pójść w ślady Grzegorza Rosińskiego, Zbigniewa Kasprzaka i Bogusława Polcha? Czy w przyszłości jego nazwisko będzie wymieniane w gronie najbardziej rozchwytywanych przez wydawców rysowników? Szanse na to ma spore, choćby dlatego, że – jak już udowodnił – świetnie czuje się zarówno w stylistyce typowej dla opowieści europejskich, jak i w amerykańskim komiksie superbohaterskim. W Polsce zyskał popularność dzięki czterotomowej serii fantasy „Gail” (2001-2003), do której stworzył również scenariusz. To zresztą ona otworzyła mu drogę na Zachód; dzięki niej mógł nawiązać współpracę z takimi autorami, jak Emmanuel Herzet (thriller „Wydział Lincoln”, 2006-2009), Éric Corbeyran (horror fantasy „Urban Vampires”, 2011-2012) czy Michel Dufranne (utrzymany w podobnym tonie „Dracula l’Immortel”, 2011-2012). Kolejnym etapem w karierze Kowalskiego był kontrakt z amerykańskim wydawnictwem Image, dla którego rozpoczął rysowanie cyklu o wyjątkowo prostym, ale komercyjnie nośnym tytule „Sex”.
Wbrew pozorom, to nie jest historia pornograficzna (choć seksu rzeczywiście w niej nie brakuje), ale komiks… superbohaterski, do którego scenariusz napisał obeznany w tematyce postaci w trykotach Amerykanin Joe Casey (mający na koncie pracę nad takimi bohaterami, jak Wolverine, Thor, Kapitan Ameryka, X-Men czy Avengers). W „Seksie” fabuła kręci się wokół niejakiego Simona Cooke’a, właściciela działającej w fikcyjnym Saturn City wielkiej firmy The Cooke Company. Simon wraca do miasta po dłuższej nieobecności i przejmuje kierowanie rodzinnym przedsiębiorstwem, co zresztą wszystkich z nim związanych wprawia w zdumienie, ponieważ przed zniknięciem nie wykazywał on większego zainteresowania tym, jak idą interesy. Prowadził raczej życie playboya, któremu znacznie lepiej od zarabiania wychodziło wydawanie pieniędzy. Tylko najbliżsi, w tym prawnik i oddany przyjaciel Warren Azoff, wiedzieli, że nocami Cooke przeistaczał się w lokalnego superbohatera – Świętego w Pancerzu, który starał się trzymać w ryzach miejscowe gangi. Do czasu aż zniknął. Po powrocie postanowił natomiast przejść na przyspieszoną „emeryturę”.
Można się tylko domyślać, że decyzja ta jest związana z traumatycznymi przeżyciami, jakie stały się udziałem Simona. Jakimi? – prawdopodobnie dowiemy się dopiero później. W otwierającym cykl tomie, „Letnich uniesieniach” (zbierających materiał z opublikowanych w 2013 roku pierwszych ośmiu zeszytów), nie ma o tym mowy, chociaż pewne rzeczy są sugerowane w retrospekcjach. W każdym razie Cooke nie chce już ryzykować zdrowia ani życia dla mieszkańców tego zepsutego na wskroś miasta. Pytanie tylko, czy superbohater z prawdziwego zdarzenia – a takim na pewno był Święty w Pancerzu – może całkowicie wyzbyć się swojej tożsamości? Czy może zerwać z przeszłości bez poniesienia jakichkolwiek konsekwencji? Są to raczej pytania retoryczne. Gdyby odpowiedź na nie miała brzmieć „nie”, „Sex” przecież nigdy by nie powstał. Simon nie potrafi przestać myśleć o tym, co przeżył, walcząc z przestępcami w Saturn City; wciąż zafascynowany jest poznaną w tamtym życiu seksowną (ale i przy okazji mocno zepsutą) Mroczną Kotką, obecnie – jako Annabelle Lagravenese – prowadzącą dom publiczny w dzielnicy czerwonych latarni. Patrząc na nią, trudno się dziwić, że wciąż przyciąga Simona jak magnes.
Pod nieobecność Świętego w Pancerzu miasto zaczyna jednak ponownie pogrążać się w chaosie i przestępczości. Głowy podnoszą, czujący się teraz zupełnie bezkarni, dawni wrogowie superbohatera – Starzec oraz Bracia Alfa (Dolph i Cha-Cha). Ale i opryszki mniejszego autoramentu, jak chociażby Rozrabiaka, widzą dla siebie szansę zaistnienia. Nietrudno się domyśleć, że prędzej czy później (w tym przypadku akurat później) Simon Cooke będzie musiał oczyścić z naftaliny stary kostium, przywdziać gustowne wdzianko i – biorąc przykład z Bruce’a Wayne’a – ruszyć na polowanie. Nie bez powodu przywołujemy właśnie postać Batmana; od strony scenariuszowej bowiem „Letnie uniesienia” są powieleniem schematu opowieści o Mrocznym Rycerzu. W ogólnych zarysach zgadza się wszystko. Saturn City jest odpowiednikiem Gotham; The Cooke Company niczym specjalnym nie różni się od Wayne Industries; Braci Alfa można postrzegać jako kolejną inkarnację Two-Face’a, w Starcu zaś dostrzec Jokera; Mroczna Kotka z kolei z miejsca przywodzi na myśl Kobietę-Kota. Jest też wszechmocny i niekoniecznie uczciwy burmistrz Sedgwick i – z dużym prawdopodobieństwem – przyszły pomocnik Świętego w Pancerzu, Keenan Wade. Wymieniać dalej?
Jest też jednak coś, co zasadniczo odróżnia komiks Caseya i Kowalskiego od serii o Człowieku-Nietoperzu. To tytułowy seks, który – w mniejszym lub większym stopniu – kieruje poczynaniami bohaterów. To fascynacja czysto seksualna pcha Simona ku Annabelle, co zresztą autorzy skwapliwie wykorzystują. Choć pojawiają się i inne okazje do zaprezentowania kobiecych (i nie tylko) wdzięków. Kowalski, odpowiednio poinstruowany przez Caseya, nie stroni od scen może nie perwersyjnej, ale na pewno przedstawionej ze szczegółami miłości fizycznej. To zdecydowanie czyni „Sex” komiksem dla dorosłych. Lepiej więc, aby nie wpadł on w ręce dziesięcio- czy dwunastolatka. Choć tak naprawdę już sam tytuł serii powinien być wystarczającym ostrzeżeniem dla rodziców bądź innych krewnych, którzy ewentualnie rozważaliby możliwość kupna tego komiksu młodszemu nastolatkowi. Prawdopodobnie nie spodobałby się on takiemu czytelnikowi z jeszcze jednego powodu, który z kolei doceniliby wielbiciele opowieści obyczajowych – Casey kładzie silny nacisk na psychologię postaci. Stąd niespieszny rytm narracji, powolne budowanie napięcia – coś, co doskonale znamy chociażby z „
Długiego Halloween” czy „
Mrocznego zwycięstwa”.
Od strony graficznej „Sex” jest bez zarzutu. Widać, że Kowalski w ekspresowym tempie przyswoił sobie podstawowe zasady, jakimi kieruje się komiks superbohaterski. Co pewnie wcale nie było takie łatwe, wiązało się bowiem – przykładowo – z koniecznością dostosowania się do zupełnie innego formatu opowieści, jak również bardzo regularnej pracy nad kolejnymi, ukazującymi się średnio raz w miesiącu, zeszytami. Uwagę przykuwa bardzo wyrazista i dynamiczna kreska, z jednej strony bijące po oczach barwy, z drugiej – całe sekwencje plansz z postaciami pogrążonymi w mroku (także w znaczeniu symbolicznym). Komiks tak dobrze się ogląda i wartko czyta, że można nawet wybaczyć Caseyowi tę nazbyt daleko idącą inspirację historią Bruce’a Wayne’a. Inna sprawa, że szukanie analogii i różnic pomiędzy obydwiema postaciami też ma swój urok. Cóż, po lekturze pierwszego tomu na pewno stwierdzić można jedno: nawet jeśli sama fabuła nie jest szczególnie odkrywcza, wykonanie na pewno rekompensuje ten brak oryginalności.