Manga Mitsukazu Mihary jest pod każdym względem wyjątkowa. „Balsamista” stanowi bowiem próbę wyjścia poza pewien schemat mówienia o śmierci, który jest zakorzeniony we współczesnej kulturze. Autorka nie epatuje obrazami śmierci, ani też nie próbuje unikać mówienia o trudnych sprawach z nią związanych. Dzięki temu tworzy poruszającą opowieść, w której daje wyraz swej wrażliwości. Kolejne – czwarte już – wznowienie mangi stanowi doskonałą okazję do rozpoczęcia fascynującej przygody ze światem, w którym o śmierci i o zmarłych mówi się z należytym szacunkiem, ale bez zbędnego patosu.
Mucha nie siada
[Mitsukazu Mihara „Balsamista #1” - recenzja]
Manga Mitsukazu Mihary jest pod każdym względem wyjątkowa. „Balsamista” stanowi bowiem próbę wyjścia poza pewien schemat mówienia o śmierci, który jest zakorzeniony we współczesnej kulturze. Autorka nie epatuje obrazami śmierci, ani też nie próbuje unikać mówienia o trudnych sprawach z nią związanych. Dzięki temu tworzy poruszającą opowieść, w której daje wyraz swej wrażliwości. Kolejne – czwarte już – wznowienie mangi stanowi doskonałą okazję do rozpoczęcia fascynującej przygody ze światem, w którym o śmierci i o zmarłych mówi się z należytym szacunkiem, ale bez zbędnego patosu.
Mitsukazu Mihara
‹Balsamista #1›
Żyjemy w kulturze, w której sposób traktowania śmierci i umierania jest bardzo dziwny. Z jednej strony otoczeni jesteśmy obrazami śmierci – media zewsząd atakują nas przekazami przedstawiającymi ją w różnych postaciach. Filmy, seriale, komiksy, mangi, gry komputerowe a nawet serwisy informacyjne i gazety dostarczają nam każdego dnia takie obrazy w ilościach hurtowych, wywołując skrajne zobojętnienie i znieczulicę. Z drugiej jednak strony śmierć zwyczajną, która jest zupełnie „niemedialna”, spycha się gdzieś na margines społecznej świadomości. Taka śmierć staje się tematem tabu. Nie chcemy o niej mówić ani nawet dopuścić do świadomości faktu jej istnienia. Jest to szczególnie wyraźne w dzisiejszej kulturze, która fetyszyzuje młodość i piętnuje starość sprawiając, że – parafrazując tytuł znanego filmu braci Coen – można powiedzieć: „To nie jest świat dla starych ludzi”.
Jednak od czasu do czasu pojawia się głos, który odnosi się do tego tematu łamiąc nakreślony powyżej schemat. „Balsamista” to seria, która w moim przekonaniu stanowi taką właśnie próbę. Mitsukazu Mihara opowiada w niej historię młodego chłopaka, który wykonuje nietypowy i niezbyt popularny w Japonii zawód balsamisty. Mamiya Shinjuro przygotowuje zwłoki do pochówku sprawiając, że zmarli wyglądają tak, jakby po prostu na chwilę zasnęli. Główny bohater mangi został przedstawiony jako postać pełna wewnętrznych sprzeczności. Widzimy zatem młodego człowieka lubiącego korzystać z życia. Kolejne romanse kończą się zazwyczaj w łóżku playboya, który niezbyt poważnie traktuje uczuciowe zaangażowanie. Z drugiej jednak strony, gdy w grę wchodzi praca, Mamiya zamienia się w kogoś zupełnie innego. Staje się poważny, odpowiedzialny, profesjonalny i traci wszelką skłonność do żartów. Można nawet odnieść wrażenie, że ze zmarłymi łączy go znacznie poważniejsza więź niż z kolejnymi dziewczynami, często przepędzanymi z jego pokoju przez Azuki – młodą córkę właściciela domu, w którym mieszka balsamista.
Azuki jest drugą postacią kluczową dla tej opowieści. Jej znajomość z balsamistą została tu ukazana jako niezwykle skomplikowana. Azuki najwyraźniej jest zafascynowana chłopakiem, być może nawet się w nim podkochuje, ale jednocześnie wyprowadza ją z równowagi jego styl życia. Mamiya najwyraźniej zaś traktuje Azuki, jako zwykłą koleżankę, choć nie sposób wykluczyć, że być może również coś do niej czuje. Niewątpliwie pełna napięć relacja pomiędzy Mamiyą i Azuki będzie rozwijana w kolejnych tomach i czeka nas tu na pewno niejedna niespodzianka.
Wzajemne relacje dwójki bohaterów ukazane są na tle kilku kolejnych zdarzeń, w których na pierwszy plan wysuwa się zagadnienie śmierci. Śmierci, która może być nagła, niespodziewana i niesprawiedliwa, jak w przypadku młodej dziewczyny, przed którą dopiero otwierało się życie („Śpiąca królewna”). Może też być spokojna i wyczekiwana, jak w przypadku starszego mężczyzny pogodzonego już z nieubłaganym upływem czasu („Zabytkowy zegarek dziadka”). Może stać się udziałem osób wyobcowanych, osamotnionych, które nie potrafią – a może nawet nie chcą – nawiązać relacji z innymi („Narcyz”) oraz osób, które bez innych nie potrafią żyć, a z różnych powodów są zmuszone do bolesnej rozłąki („Miłość nie do objęcia”). W kolejnych poruszających opowiadaniach składających się na pierwszy tom poznajemy historie o życiu i śmierci, w których daje o sobie znać niezwykła wrażliwość autorki.
Snucie opowieści o perypetiach Mamiyi i Azuki jest dla autorki także okazją do przybliżenia zawodu balsamisty. Trzeba pamiętać, że choć i w Polsce nie jest to jeszcze zbyt popularny zawód, to w Japonii sytuacja wykonujących go osób jest znacznie bardziej skomplikowana. W kraju, w którym dominującym sposobem przygotowywania zmarłego do ostatniej drogi jest kremacja, zawód polegający na konserwacji i zabezpieczaniu ludzkich zwłok, spotyka się – mówiąc delikatnie – z brakiem zrozumienia. Mamiya nieraz musiał czyścić elewację swojego zakładu z napisów mówiących np., że jest to „dom zombie”. Autorka w nienachalny sposób przybliża interesujące szczegóły tej profesji sprawiając, że całość zyskuje pewien walor edukacyjny. Ten aspekt jest o tyle interesujący, że także u nas obserwuje się obecnie coraz większe zainteresowanie tym zagadnieniem. Przejawem tego trendu może być chociażby niedawna premiera książki „Bez strachu. Jak umiera człowiek” odsłaniającej tajniki pracy balsamisty. Nie wdając się tu w dyskusję na temat oceny tych tendencji warto odnotować, że być może przyczynią się one choć w pewnym stopniu do stopniowego łagodzenia kulturowej sprzeczności wspomnianej na początku tego tekstu.
Graficznie manga wyróżnia się bardzo elegancką i oszczędną kreską. Ta elegancja jest szczególnie widoczna w momentach, w których autorka przedstawia rysunki zmarłych. Na kolejnych kadrach wyglądają idealnie – oczywiście za sprawą działalności naszego bohatera. Spośród wszystkich zmarłych przedstawionych w pierwszym tomie szczególne wrażenie robi bohaterka „Śpiącej królewny” w zakończeniu opowieści, która jest chyba najbardziej wzruszająca ze wszystkich zebranych w pierwszym tomie. Innym znakiem rozpoznawczym rysunków Misukazu Mihary są dłonie – smukłe, wystylizowane, chwilami przerysowane a może nawet nieco zniekształcone dłonie bohaterów – żywych i zmarłych – zdają się na kartach mangi żyć własnym życiem.
„Balsamista” jest niewątpliwie mangą, którą warto przeczytać, a później chwilę zastanowić się nad płynącym z niej przesłaniem. Przedstawione w niej opowieści – choć mogą sprawiać wrażenie nieco schematycznych i powtarzalnych – w niezwykle interesujący i oryginalny sposób podejmują zagadnienie śmierci, umierania oraz żałoby, jaką przeżywają przyjaciele i rodzina tych, którzy odchodzą. Balsamista jawi się tu jako niemal mityczny pośrednik pomiędzy światem żywych i umarłych, który zapewnia możliwość ostatniego pożegnania się ze zmarłym oraz dzięki swojej pracy pozwala bliskim zachować w pamięci jego wyidealizowany obraz. Pierwszy tom niewątpliwie intryguje i pobudza wyobraźnię, zachęcając do dalszego poznawania tajników fascynującego świata balsamisty.