„Wybudowałem pomnik trwalszy niż ze spiżu strzelający nad ogrom królewskich piramid nie naruszą go deszcze gryzące nie zburzy oszalały Akwilon oszczędzi go nawet łańcuch lat niezliczonych i mijanie wieków” Exegi monumentum aere perennius Horacy, tłumaczenie Adama Ważyka
Sztuka albo życie
[Scott McCloud „Stwórca” - recenzja]
„Wybudowałem pomnik trwalszy niż ze spiżu strzelający nad ogrom królewskich piramid nie naruszą go deszcze gryzące nie zburzy oszalały Akwilon oszczędzi go nawet łańcuch lat niezliczonych i mijanie wieków” Exegi monumentum aere perennius Horacy, tłumaczenie Adama Ważyka
„Stwórca” to poruszająca opowieść o niespełnionych ambicjach i nieustającej pogoni za ulotnymi marzeniami. Młody, niezwykle utalentowany, dobrze zapowiadający się rzeźbiarz przez nieporozumienie ze swoim marszandem traci szanse na zrobienie kariery w świecie sztuki. Zdesperowany artysta w chwili największego przygnębienia spotyka na swej drodze Śmierć i zawiera z nią umowę. Oddaje swoje życie w zamian za dwieście dni, podczas których zyskuje nadludzkie moce pozwalające mu wykonać każdą rzeźbę, jaką tylko sobie wymyśli. Czy ta nadzwyczajna umiejętność pozwoli mu zdobyć to, o czym zawsze marzył?
David Smith nigdy nie miał w życiu łatwo. Wcześnie stracił rodzinę – ojciec, matka i siostra zmarli pozostawiając w jego życiu ogromną pustkę. Pustkę, którą próbował wypełnić zatracając się całkowicie w świecie sztuki. Tworzenie rzeźb było jego sposobem na odizolowanie się od zewnętrznego świata, który kojarzył mu się jedynie z bólem i cierpieniem. Początkowo wszystko szło dobrze. Dawid rozpoczął współpracę z liczącym się w środowisku marszandem, który dzięki swym wpływom nadał impet jego karierze. Niestety pół roku później współpraca zakończyła się w atmosferze skandalu i młody artysta wylądował na bruku. Okazało się także, że wpływy niedawnego opiekuna są na tyle duże, że powrót do gry stał się niemal niemożliwy. Dawid od ponad roku nie sprzedał żadnej rzeźby i popadł w poważne kłopoty finansowe.
I właśnie w takim fatalnym momencie poznajemy tytułowego bohatera opowieści Scotta McClouda. David Smith „świętuje” samotnie swoje dwudzieste szóste urodziny przepijając ostatnie pieniądze. Zdruzgotany, załamany i całkowicie zniechęcony młody człowiek spotyka jednak w tym dniu kogoś, kto ma całkowicie odmienić jego życie. Oto do stołu, przy którym nasz bohater topi swe smutku w alkoholu, przysiada się Śmierć we własnej osobie. Choć może nie do końca we własnej. Śmierć przybrała (a może przybrał) mianowicie postać jego dawno niewidzianego wujka Harry’ego. Miła pogawędka zmierza stopniowo w kierunku, w jakim zapewne muszą zmierzać wszystkie pogawędki ze Śmiercią. Otóż Dawid, który stwierdza, że dla sztuki jest gotów oddać życie, dostaje dokładnie taką możliwość. Młody rzeźbiarz otrzymuje mianowicie moc wykonania każdej rzeźby, jaką tylko sobie wymyśli, ale ceną za ten dar jest właśnie jego życie. Dawid, jeżeli zdecyduje się przyjąć tę moc, umrze za dwieście dni. To, czy umrze jako ktoś sławny, zależy tylko od niego.
Trzeba od razu powiedzieć, że układ wydaje się być całkowicie uczciwy. Śmierć daje naszemu bohaterowi wybór. Z jednej strony, zwykłe życie, rodzina, praca i rzeźbienie w wolnych chwilach dla relaksu, z drugiej zaś moc, dzięki której świat sztuki może zostać rzucony na kolana. Z jednej strony pozbawiona szczęścia i samospełnienia wizja monotonnego życia, z drugiej zaś wizja spełnienia oraz nieśmiertelności. Oczywiście nieśmiertelności artystycznej, polegającej na pozostawieniu po sobie dzieł, które będą trwać przez wieki. Wybór wydaje się prosty – Dawid jest gotów oddać swoje życie za sztukę. Od tego momentu komiks staje się fascynującą kroniką ostatnich dwustu dni Dawida Smitha, który dzięki nowym mocom zyskuje możliwość tworzenia rzeźb, jakie tylko sobie wymarzy. Niczym superbohater może formować każdy materiał swoimi dłońmi nadając mu niezwykłe kształty. Czy ten dar przyniesie mu to, czego tak bardzo pragnął przez całe życie?
Scott McCloud podejmuje w swojej opowieści wiele fundamentalnych zagadnień związanych nie tylko z pracą twórczą, ale przede wszystkim z życiem. Miłość, przyjaźń, uczciwość oraz wierność zasadom to główne wątki, które poruszane są w komiksie. Świat sztuki staje się jedynie tłem dla zdarzeń, które pokazują, że w życiu liczy się coś więcej niż tylko nieustanna pogoń za uznaniem i prestiżem. Ważnym wymiarem opowieści jest bowiem stopniowe przewartościowanie tej wyjściowej alternatywy. Autor w mistrzowski sposób pokazuje jak to, co uznawane było za mało ważne, urasta do rangi sprawy fundamentalnej, a to co wydawało się być najistotniejsze na świecie, systematycznie traci cały swój urok. Dawid odkrywa radość i szczęście tam, gdzie nie spodziewał się ich znaleźć. Natomiast ten obszar, który miał zapewnić mu artystyczną satysfakcję dostarcza jedynie kolejnych rozczarowań.
Choć Dawid uparcie wierzy w to, że są jakieś absoluty, wartości co do których nie ma dyskusji, to każdy dzień obcowania z artystami i światem sztuki pozbawia go złudzeń. Ten wątek jest szczególnie interesujący w kontekście nieco socjologizującego spojrzenia na sztukę, w którym na pierwszy plan wysuwa się nieustanna gra interesów prowadząca do konstruowania kryteriów uznawania czegoś za dzieło sztuki. David Smith nie może znieść sytuacji, w której o tym, co jest dziełem sztuki a co nim nie jest, decyduje grupka wpływowych kuratorów, krytyków czy mecenasów. Zamknięte środowisko, w którym główną rolę odgrywają wzajemne sympatie i antypatie wydaje się być zaprzeczeniem ideałów, jakie przyświecają działalności młodego artysty. Z drugiej strony zaś odkrywa on, że wartości, do których dążył przez całe życie można odnaleźć tam, gdzie zupełnie się tego nie spodziewał. Znajomość z niezwykłą dziewczyną o imieniu Meg, otwiera mu oczy na wiele spraw, których dotąd zupełnie nie dostrzegał.
Od razu trzeba tu zaznaczyć, że nie ma w komiksie nic z naiwnego przeciwstawienia dwóch obszarów, które wydawały się być czymś zupełnie innym, niż są w rzeczywistości. Nie chodzi też o baśniową przemianę i dostrzeżenie tego, co naprawdę ważne. Sprawa jest dużo bardziej skomplikowana. Nie ma tu miejsca na idealizację miłości czy demonizację świata sztuki. Choć początkowo może się wydawać, że do tego sprowadza się cała opowieść, to jednak w ostatecznym rozrachunku okazuje się, że perspektywa McClouda jest znacznie szersza. Jego wielowątkowa opowieść pozwala dostrzec różne odcienie obu tych światów i nie niesie ze sobą jednoznacznego przesłania w disneyowskim stylu. Każdy zapewne zinterpretuje tę opowieść i jej niezwykły finał na swój sposób.
Co do samego komiksu, to wbrew temu co mogłoby się wydawać na podstawie powyższej charakterystyki, nie jest to filozoficzno-egzystencjalny traktat, ale żywa i niezwykle dynamiczna opowieść, od której trudno się oderwać. Bohaterowie komiksu są pełnokrwistymi, wielowymiarowymi osobowościami, które zostały skonstruowane w przemyślany sposób i umiejętnie wplecione w wielowątkową narrację. Graficzna warstwa komiksu jest po prostu urzekająca i nieodparcie kojarzy się pracami Willa Eisnera. Utrzymany w błękicie Nowy Jork sportretowany przez McClouda ma w sobie coś z tego sepiowego Nowego Jorku, który odnajdujemy w dziełach twórcy „Umowy z Bogiem”. Pomimo tego, że jeden z tych autorów tworzył swoje rysunki tuszem i pędzlem a drugi pracuje na nowoczesnym tablecie obaj, uchwycili artystycznego i niepokornego ducha tego wyjątkowego miasta. To podobieństwo nie jest zresztą niczym dziwnym, jeśli weźmie się pod uwagę fakt, że Scott McCloud uznaje Willa Eisnera za jednego z najważniejszych twórców komiksowych i swojego artystycznego mentora.
„Stwórca” to niewątpliwie komiks, który pozostaje z czytelnikiem na długo po zakończeniu lektury. Wartka akcja jest tu pretekstem do głębokiej refleksji na temat sensu życia oraz celu uprawiania sztuki. Główny bohater wytrwale dąży do nieśmiertelności, którą może zdobyć tylko poświęcając swoje życie. Jego walka o uznanie w świecie sztuki nieustannie kłóci się z dążeniem do autentycznego wyrażenia siebie a pragnienie pozostawienia czegoś dla potomnych koliduje z potrzebą zaangażowania się w życie tu i teraz. Czy te dylematy w ogóle można jakoś rozstrzygnąć? Czy można pogodzić ze sobą dwa tak sprzeczne motywy działania? Czy można wznieść pomnik trwalszy niż ze spiżu, nie zaniedbując przy tym spraw dotyczących prozaicznej na pozór codzienności? Czy można zatem poświęcić się sztuce i nie rezygnować przy tym z życia? To są pytania, z którymi Scott McCloud zostawia czytelnika sam na sam… I warto sobie przemyśleć sobie odpowiedź, zanim do drzwi zapuka wujek Harry.